Wystawa Lecha Kołodziejczyka w Galerii Uniwersyteckiej w Cieszynie

Malarska kosmogonia

 
Wystawa Lecha Kołodziejczyka (na przełomie kwietnia i maja) była okazją do kolejnego obejrzenia obrazów malarza, którego szczególnie przedstawiać nie trzeba. Kołodziejczyk to artysta bardzo aktywny – w swoim dorobku ma ok. 60 wystaw indywidualnych, jego twórczość jest bardzo dobrze znana nie tylko na Śląsku i nie tylko na Uczelni, z którą związany jest od 30 lat, prowadząc zajęcia z malarstwa na Wydziale Artystycznym w Instytucie Sztuki. Wydaje się, że owa intensywność twórcza, rodzaj niepokoju i imperatywu może być jednym z interpretacyjnych kluczy do tego malarstwa. Sam artysta egzemplifikuje swoją twórczość w pracach teoretycznych, wyjaśniając nie tylko motywy, inspiracje i meandry artystycznych decyzji, ale składając również jednoznaczne deklaracje: „Nigdy nie traktowałem mego doświadczenia malarskiego w kategoriach abstrakcji”. Tak więc to, co na pierwszy rzut oka w jego obrazach wydaje się oczywiste, wcale takim nie jest.

Ten malarski świat pretenduje do złożoności, wieloznaczności i sensów poza malarskich. Rozpiętość jego znaczeń zawiera się pomiędzy „Kosmogonią” a „Pejzażem pamięci”, dotyka światła w „Księdze słońca” i „Luminoforach”, mówi o ludzkiej kondycji w „Głowach”, „Fantomaniach” i „Lirykonach”. Artysta zamyka swoje prace w cykle, drążąc i eksploatując motywy, próbując w repetycjach odnaleźć sens i swoistą prawdę o świecie. Zadanie to trudne, rola malarza nierzadko z góry skazana jest na rozczarowania, porażki i wątpliwości. Ale w owym drążeniu, powtarzalności, eksploracji zamyka się twórczy sens.

Z cyklu Głowy, olej, 2005
Z cyklu Głowy, olej, 2005

Odczytuję w pracach Lecha Kołodziejczyka niebywale mocny ślad artystycznego niepokoju, który każe mu eksploatować siebie i traktować swoje malarstwo bez taryfy ulgowej; który próbuje ogarniać i definiować świat z pełną świadomością własnych ograniczeń, czasami wręcz niemożności. A to cecha twórców dojrzałych. Mierzenie się ze złożonością świata za pomocą malarskich narzędzi jest tyleż intrygujące i inspirujące, co skomplikowane i niełatwe. I choć sztuka naszych czasów coraz częściej banalizuje i trywializuje nie tylko samą siebie, ale i świat wokół, pozostaje wiara w sprawczą moc jej siły. Potrzebujemy tej wiary, by móc mówić o znaczeniu i wadze prawd, których dotykamy, z którymi się zmagamy, i które potrzebne nam są zarówno w sztuce, jak i w życiu.

Z cyklu Zapomniany horyzont, element poliptyku, olej, 2008
Z cyklu Zapomniany horyzont, element poliptyku, olej, 2008

Jeśli malarstwo, sztuka w ogóle, jest szczególnym doświadczeniem naszej egzystencji, potrafiącym zdeterminować ją (jeśli nie bez reszty, to w znacznym stopniu) – to dobitnym przykładem potwierdzającym tę tezę jest właśnie twórczość Kołodziejczyka, jego postawa nadająca życiu smak, wymiar i sens. W przypadku tego malarstwa jest to z pewnością silny imperatyw, a jego kształt zamyka się w sensualnym traktowaniu płaszczyzny obrazu – rozbijaniu i scalaniu, zamykaniu i otwieraniu – polega na szukaniu malarskich ekwiwalentów dla emocji, na analizowaniu siebie i świata, na umiejętności patrzenia i przeżywania. Artysta jest wiarygodny zarówno wtedy, gdy malarsko „opowiada” o człowieku i jego kondycji, jak i o archetypach, ponadczasowych i „pozaczasowych” prawdach, zjawiskach zamkniętych w pulsujący rytm barwnych układów, sugestii kształtów, plam, zarysów i dotknięć. Ten malarski świat, często w zaskakujący sposób rozbity i rozłożony na drobiny koloru, manifestuje swoją obecność i domaga się odczytywania.


 

Autorzy: Roman Maciuszkiewicz
Fotografie: Jerzy Pustelnik