W imieniu rzeszy okularników składam protest na łamy i pod adresem Redakcji GU. Wyrażam niezadowolenie z powodu małych literek w Waszej Gazecie. Większe na pewno podniosą koszty i nieco objętość, ale jestem gotowa wydać na Was o parę groszy więcej. Naprawdę. Ludzie nauki, solidni studenci, zawodowi połykacze wiedzy oraz ja jesteśmy okularnikami. Sprawiedliwa natura pilnuje, by wszystkiego nie było w nadmiarze. Bywa, że rozumnym szwankuje zmysł jakiś, często wzrok, rzadziej słuch, a niektórym nawet zmysł smaku! Trochę to i bezpieczne, gdy prawda zagraża interesom utlenionego konformizmem ego. Przede mną pierwszy numer GU (37 znaczy) ze zdjęciami władz uczelni. I co? Połowa okularnicy. Wśród drugiej na pewno 50 proc. korzysta z nich przy czytaniu. Gdyby rozejrzeć się po członkach senatu miałabym kolejny argument do mojej tezy na rzecz okularników. Nie bez kozery twierdzi się, że okulary świadczą o nieprzeciętnej inteligencji. Mnie się to twierdzenie podoba.
Szanowna redakcjo, dobro czytelnika to wystarczający argument dla szanującego się miesięcznika. W końcu nie czytają Was ani Hindusi, ani Cyganki. Ci pierwsi z powodu praktyk i pracy z oczami słyną z sokolego wzroku, a uroczym Romankom już w becie przekłuwa się uszy (co jest ponoć świetnym panaceum na bystrzutkie ślepka). Może jestem poza podejrzeniem, ale Gazetę czytuję od dawna, od czasów dobrej ostrości widzenia. Mam swoje ulubione rubryki i ich autorów: J. Parzniewskiego preferuję za polot i bystry umysł, więc zacieram ręce na okoliczność comiesięcznych felietonowych randek. Zawsze sięgam po "Oślizłe" mikstury - interesujące, mądre i warte uwagi. Z powodu i na okoliczność prof. Zofii Ratajczakowej także wydaję na kulturę i dumam nad subtelną materią międzyludzkich relacji.
Doczytuję resztę i szczycę się pozycją osoby względnie zorientowanej w sprawach UŚ. Ale... ale pozycja ta wymaga od mych niebiesko-zielonych oczu karkołomnej pracy i redukuje przyjemność obcowania ze słowem pisanym. Przez te małe litery to nawet posądziłam Was o nieznajomość fizycznej materii. Mając respekt wielki przed tymi, którzy popychają ludzkość do przodu, z uwagą przeczytałam informację "Gość z Moskwy u Fizyków". Z fizyką to ja jestem za pan brat. Używam termometr-u (naturalna metoda), korzystam z barometr-u (bom wrażliwa "ciśnieniowo" kobieta), więc drogą analogii wydaje mi się, że owe wspólne badania dotyczą jednak dyfraktometr-u. Dopuściliście się, Redakcjo, błęd-a, ale że litery małe - to i Wy padacie ofiarą podobieństwa okrągłych znaczków. Nie męczcie ludzi i ustąpcie większości. Pamiętajcie, że Wasi czytelnicy to nie Hindusi i nie Cyganki. No i dajcie sobie szansę utrwalenia się w bezwolnej pamięci Waszych czytelników. Dzięki porażającej wyrazistości i lekkiej dla oczu formie do dziś na ekranie wyobraźni mam kilka prężnych haseł sprzed lat - np. "aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli w niej dostatniej". Oto siła dużych liter. Oto słabość ostatniego argumentu. Przepraszam. Pomożecie?
Cudnej Urody Talent Młody.