Rozmowa z dr. nauk medycznych Wacławem Drząszczem
sprawującym
opiekę medyczną nad pracownikami i studentami UŚ
Przychodzi baba do lekarza..., ale jest to baba - naukowiec. Czy fakt posiadania tytułu naukowego ma wpływ na proponowaną terapię?
Na terapię to nie wpływa, na nią wpływa tylko i wyłącznie rozpoznanie jednostki chorobowej. Jakie jest rozpoznanie, takie jest leczenie. Dlatego stopień naukowy, stanowisko pracy nie absolutnie żadnego znaczenia.
Czy uczeni chorują bardziej?
Mają większe możliwości chorowania, mniej się oszczędzają i trochę mniej dbają o swoje zdrowie. Pracują, pracują, pracują, dopiero jak ich mocno przyciśnie, to dojrzewają aby pójść do lekarza.
Czy na przestrzeni lat można zaobserwować jakieś zmiany ?
W tej chwili więcej udzielam porad, więcej spotykam chorych, ale może związane jest to z faktem, że przychodzą do mnie nie tylko jako pacjenci z dolegliwościami, ale też poskarżyć się na tzw. zaburzenie komfortu psychofizycznego. To związane jest właśnie z tym, że ja tu już tyle lat z nimi pracuję, znam nie tylko ich personalia, ale ich samych od wewnątrz, ich predyspozycje, ich rodzinne problemy. Jest to czasem bardziej psychoterapia, niż leczenie farmakologiczne.
Jaki jest wpływ sesji egzaminacyjnej na ilość pacjentów ? Czy tłumy studentów kłębią się przed sesją przed drzwiami gabinetu ?
Bardziej po sesji. Przed - nie zawsze zdają sobie sprawę, nie zawsze mają zaplanowane, kiedy mają egzaminy, kiedy będą po sesji. Gdy już kończy się właściwa sesja, wtedy przychodzą zestresowani, bo jest też taka jakaś zła praktyka na niektórych wydziałach, że odkładają te egzaminy na ostatni gwizdek. Potem wpadają w panikę, wpadają w stres i przypominają sobie - czas iść do lekarza, bo potrzebne jest zwolnienie, kiedy się nie poszło w pierwszym terminie, a trzeba przedłużyć sesję. Jest to przykry dosyć moment, ale zdążyłem się do tego przyzwyczaić i rozumieć młodych ludzi. W miarę możności staram się zawsze im pomóc. Jeżeli powiedzą: panie doktorze nie zgłosiłem się na egzamin z tych czy innych względów, mama mi chorowała, siostra mnie pobiła, czy jeszcze coś innego - rozumiem. I jest to możliwe do usprawiedliwienia, bo to dyskomfort psychiczny, zakłócenie równowagi. Gdy przychodzą i mówią mi, że są chorzy, ja badam i nic nie stwierdzam, ich zestresowanie się nasila i wtedy stają się agresywni, że ja nie uwzględniam ich choroby. To jest najgorsze i dlatego wielu studentów wie o tym, że jak się idzie do Drząszcza, to trzeba powiedzieć prawdę, że się miało jakieś problemy, i można liczyć na moje zrozumienie. Wtedy szukam przyczyny, co mogło zadziałać, wyjaśniamy sobie, ustalamy, to jest też zaburzenie, jak się ma jakiś konflikt osobisty, rodzinny, to można usprawiedliwić. Nie do usprawiedliwienia jest naciąganie, kłamstwo Czuję się też wychowawcą na tej uczelni i staram się wyprowadzić ich z błędu, tłumacząc, że tą drogą nigdzie się nie zajdzie.
Z którego wydziału ma Pan Doktor najwięcej pacjentów ?
Czyli wokół którego wydziału i nauczyciela akademickiego jest największa możliwość nerwowych przeżyć ? Na to pytanie ze względów zasadniczych nie mógłbym odpowiedzieć. Natomiast bywają tacy wykładowcy, że rzeczywiście ludzie z tego środowiska częściej u mnie bywają. Ja oczywiście, żeby nie stwarzać konfliktowych sytuacji, nigdy nie rozpatruję tego z nimi na tej płaszczyźnie, bo to byłoby niewłaściwe.
Czy to z Wydziału Prawa?
Nie powiedziałbym. Z Wydziałem Prawa jestem akurat w bardzo przyjaznych, dobrych układach. Nie rozróżniam ich tak. Natomiast są poszczególni ludzie z różnych wydziałów, których nazwisk nie chciałbym wymieniać.
Jaka jest w tej chwili sytuacja akademickiej służby zdrowia? Bardzo niepewna, bardzo trudna. Nie jest jasne, co będzie dalej. Do 31 grudnia tego roku jest zachowane status quo. Z tym, że wiemy, iż będziemy rozwiązani w ramach Zakładu Leczenia Ambulatoryjnego dla Miasta Katowic. Natomiast nie jest znane, kto będzie naszym nowym "panem", czy uczelnia, czy gmina Katowice, która nam będzie płaciła. Jest to ważne. Czytałem pismo Prezydenta Katowic, w którym zgadza się na istnienie akademickiej służby zdrowia, ale pisze, że możemy przyjmować tylko pracowników i studentów, którzy mieszkają na terenie Katowic, ponieważ gmina może za nich płacić. Jest to nonsens, bo większość tutaj przychodzących mieszka poza Katowicami, a ja nie mogę odmówić im pomocy. Przewiduję, że nawet, jak pozostaniemy uniwersytecką służbą zdrowia, to i tak będzie problem, kto to będzie finansował.
Może Kasa Chorych ?
Ale to też nie. Nie można przecież potem rozsyłać do kas do Bielska, Katowic, Tych, Gliwic, Chorzowa, Sosnowca i poza region czy województwo żeby zapłaciły za swoich pacjentów. To jest dla mnie tajemnica, i jest jakieś takie przykre.
Nie ma żadnej informacji. O ile w innych miastach wojewódzkich, nie została poprzednio rozwiązana akademicka służba zdrowia, tylko istnieje, u nas jakimś dziwnym zrządzeniem losu została rozwiązana i podlega pod ZLA. Co chwilę jest reorganizacja, ale to tylko wprowadza zamęt i niepotrzebne zdenerwowanie. Myślę, że nie może być mowy o przerwaniu opieki zdrowotnej nad pracownikami i studentami Uniwersytetu. W każdym razie obojętnie, kto mi zapłaci czy nawet nie zapłaci w danej chwili, ja będę tu i będę przyjmował.
Od początku tej pracy jest Pan związany z tym gmachem?
Nie, najpierw miałem gabinet lekarski tam, gdzie jest Rektorat, przy ulicy Bankowej 12, potem na "14", a na Szkolnej jesteśmy od 20 lat. Te mury wysłuchały wielu zwierzeń i można by napisać dosyć bogate pamiętniki. Tylko, że ze względu na rozmowy, dosyć osobiste, intymne nie mógłbym napisać wszystkiego personalnie.
A czy Pan Doktor je pisze ?
Zacząłem pisać tak dla siebie, sobie a muzom, tylko często je przerywałem. Nie bardzo widzę, żeby można było za mojego życia i innych moich bohaterów to opublikować. Natomiast piszę dla swoich potrzeb, żeby zapamiętać to tak, bo wiadomo, że pamięć jest ułomna, zwodnicza.
Jest Pan otoczony legendą. Czy to prawda, że po usamodzielnieniu się pracownicy przechodzą z Panem Doktorem na ty ?
Praktycznie prawie tak jest. Ale to nie jest problem, bo ja jestem też na ty z kierowcą, pracownikiem administracji, działu finansowego, chociaż nie ze względu na finanse. Posiadam taką osobowość, że jeżeli z kimś długo przebywam i nie ma zasadniczych konfliktów, to lubię przechodzić na ty, bez względu, kto to jest. Rzeczywiście, ci, którzy tak wiele lat ze mną pracują, to mówią mi po imieniu.
Lubi Pan anegdotki o sobie ?
Lubię, i chętnie wysłuchuję, bo ta popularność jest mi miła. Nie mam specjalnie jakiejś ulubionej. Najczęściej opowiadają mi je podopieczni, przyjaciele. Sam lansuję taką : jak ktoś mówi: to jest doktor Drząszcz, który mnie leczy, to ja dodaję: "I mimo tego ten ktoś jeszcze żyje".
Jest Pan osobą powszechnie znaną na Uniwersytecie ?
Nie tylko na uczelni, ale i w Katowicach, bo pracuję tu od 1958 roku, czyli 40 lat, jestem więc starszy niż uniwersytet. Mam też legitymację z numerem 1 odznaki "Zasłużony lekarz dla Miasta Katowic". Mam tu wielu przyjaciół. Uczestniczę we wszystkich uroczystościach uniwersyteckich: inauguracjach, doktoratach honoris causa itp.
W gmachu przychodni znajdują się też sale wykładowe, czy codzienny gwar nie przeszkadza w pracy lekarza ?
Przyzwyczaiłem się do tego. Będzie mi tego brakowało, gdy pójdę na emeryturę. Ten szum, ten gwar jest jakoś przyjemnym dopełnieniem moich codziennych wrażeń zawodowych.
Dziękuję za rozmowę.