TROPICIEL

Gdy powiedzialem panu Witoldowi Smolarkiewiczowi, kustoszowi w Bibliotece Glownej, ze zamierzam napisac artykul o nim i jego pracy, odpowiedzial pytaniem: - Dlaczego ja? Jest przeciez wielu innych, madrzejszych; wazniejszych, bardziej godnych ode mnie. Trudno bylo przekonac tego siedemdziesiecioletniego, niezwykle uprzejmego Pana, ze 40 lat w bibliotekarstwie i 17 lat w bibliotece US, ktorej zbiory w znacznej czesci sa jego dzielem, to wystarczajacy powod by napisac o jego pracy. Nie powiedzialem Mu, ze jest i inny powod: sugestia, aby napisac wlasnie o nim nadeszla do redakcji z kilku roznych kregow spolecznosci uniwersyteckiej; takie sugestie zobowiazuja. Podczas spotkania nie mowil o sobie, wolal rozmawiac o ksiazkach, zwlaszcza starych, ktore juz bardzo dawno staly sie jego pasja.

- Zawsze pragnalem pracowac w bibliotece naukowej, pogon za dobra, unikatowa stara ksiazka wciaga mnie tak mocno, ze nie mam czasu na inne rzeczy - powiedzial mi Pan Witold. No wiec gonil za ksiazka z aukcji na aukcje, a ja gonilem za nim zas redakcja niecierpliwila sie, ze to tak dlugo trwa.

To co jest wazne dla nas, zwyczajnych konsumentow ksiazek, wydaje sie niewartym zachodu w oczach tego samotnika, pograzonego bez reszty w swiecie starodrukow.

- To unikat, czlowiek z minionej epoki i byc moze ostatni przedstawiciel ginacego gatunku; stary antykwariusz, opisany przez Tuwima - powie mi o Nim dyrektor Biblioteki Glownej Pani mgr Wanda Dziadkiewicz.

Mowi o sobie, ze jest sluga ksiazki. A inni mowia, ze jest skarbem naszej biblioteki, cenniejszym od najcenniejszych tomow. Potrafi latami tropic brakujacy egzemplarz, sprowadzic go z drugiego kranca Polski. Nikt nie zapracowal na autorytet tej biblioteki, tak jak Pan Witold - to zgodne opinie innych. Jest przy tym czlowiekiem kompletnie niezaradnym zyciowo, abnegatem wszystkiego co nie dotyczy biblioteki. Gotow cala pensje wydac na ksiazki. Totez wytworzyl sie w Bibliotece Glownej taki uklad: Pan Witold martwi sie i troszczy o ksiazki a wspolpracownicy o Pana Witolda.

Swa olbrzymia wiedze zawdziecza samoksztalceniu, najlepiej orientuje sie w epoce stanislawowskiej. Potrafi uroczo zasypac rozmowce wiadomosciami. Z pasja opowiada o polskich rodach: Czartoryskich, Poniatowskich, Tyszkiewiczach, odkrywajac przed sluchaczem z najdrobniejszymi szczegolami ich dzieje. - Przychodzacym tu studentom zawsze przypominam by historie traktowali jako calosc, by nie oddzielali wydarzen politycznych od rownoleglych nurtow filozofii czy literatury, ze wszystko ze soba sie wiaze.

Z upodobaniem w najwazniejszych pracach historycznych wyszukuje bledy i falszywe informacje. Nie sa od nich wolne dziela takich autorow jak Kopera, Kopalinski czy Korbut. Posiada spora korespondencje z autorami prac, w ktorych znalazl bledy i niescislosci. Czesto w kolejnych wydaniach uwzgledniaja je. Przez kilka godzin poszukiwalismy wspolnie historycznych lapsusow, nie zapominajac o slowach Arystotelesa "Drogi mi jest Platon, lecz drozsza prawda".

Czlowiek samotny. Wiekszosc czasu poswieca uzupelnianiu zbiorow, odwiedza antykwariaty i aukcje ksiazkowe. Nie potrafi zrozumiec ignorancji i beztroski z jaka traktowane sa ksiegozbiory. - To co zdarzylo sie w magazynie biblioteki polonistycznej jest przykladem ludzkiej bezmyslnosci - uwaza. Jak ma sie czuc bibliotekarz, widzac gdy na jego oczach gina przez lata gromadzone woluminy? Pewne ksiazki nie sa wypozyczane gdyz sa zbyt cenne. Nie sa jednak bezpieczne w magazynach naszej uczelni, niestety!

Prowadzi Pan Witold bardzo ozywiona korespondencje, jest znany wsrod antykwariuszy calego kraju, czesto specjalnie dla niego sprowadzane sa i przechowywane w antykwariatach unikatowe wydania.

- W rozmowach i korespondencji Pana Witolda mozna odnalezc niespotykany juz dzisiaj sposob zwracania sie do odbiorcy - pelen uszanowania i atencji, jak z poprzedniego stulecia - mowi dyr. Dziadkiewicz. Profesor Mioduszewski uwaza, ze ksiegozbior matematyczny naszej uczelni to w duzej mierze zasluga Pana Smolarkiewicza.

Pan Witold nieustannie sie dziwi roznymi sprawami i np. nie moze zrozumiec, gdy nie ma pieniedzy na zakup jakiejs pozycji ksiazkowej. "Uniwersytet musi to miec" - powtarza, ilekroc jako dyrektor mowie, ze musimy poczekac z zakupem bo brak funduszy - opowiada dyr. Dziadkiewicz.

Bibliotekarz nie przystajacy do epoki komputeryzacji bibliotek ale tez z pewnoscia nie do zastapienia przez te machiny. Wiec przez kogo?