Czas na sport

Pozostało jeszcze tylko napisać ten felieton i wreszcie mogę rozpocząć zasłużone wakacje. Jeszcze parę lat temu zaczynały się one wcześniej, bo redaktor nie gonił nas do pracy w letnie miesiące, ale teraz podnosimy wydajność, żeby nas do Unii przyjęli i lato nie lato, plany trzeba przekraczać. Ale jak się potem rozleniwię... Z góry dziękuję Panie Redaktorze za pozdrowienia z urlopu z taktownym przypomnieniem, iż znów spóźniam się z tekstem.

Tegoroczne wakacje zostały ujęte w ramy dwóch wielkich imprez sportowych: w sesji egzaminacyjnej mieliśmy Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, a sesja poprawkowa będzie stała pod znakiem Igrzysk Olimpijskich w Sydney. Nawet nie o to chodzi, żebym specjalnie przeżywał: piłką nożną od wielu lat zachwycam się jak większość polskich kibiców całkowicie platonicznie, a w dodatku wszyscy moi faworyci zdążyli odpaść zanim zaczęły się półfinały, więc nie było powodu do zbytniej ekscytacji. Piękno sportu olimpijskiego już od dawna jest wynikiem pracy dzielnych wizażystów i charakteryzatorów, którzy z sukcesem studiowali chemię i farmację. W dodatku i tutaj trudno liczyć na większe sukcesy białoczerwonych. W miarę rozgrywania kolejnych eliminacji przedolimpijskich okazywało się, że wydatki PKOL-u nie będą aż tak duże, bowiem zwłaszcza reprezentanci w grach zespołowych okazali litość skarbowi państwa, który znalazł się w trudnej sytuacji. Pozostali nasi reprezentanci zapewnie pracowicie spędzili lipiec i sierpień, więc jeżeli my się nie będziemy przemęczać to i tak średnia zaangażowania Polaków będzie dość wysoka.

Sport zna zresztą takie pojęcie jak "duszenie formy", więc pozwólmy sobie nieco tę naszą formę intelektualną podusić gdzieś pod gruszą. W ramach rekompensaty warto w zamian poćwiczyć zwiotczałe mięśnie. Wszak przed nami długie miesiące, podczas których sprawność fizyczna będzie nieodzowna. Właściwie od dawna zastanawiało mnie dlaczego nikt nie zwraca uwagi na niebezpieczeństwa czyhające zewsząd na pracowników uczelni oraz studentów. Dlaczego nikt nie pomyśli o obozach kondycyjnych, gabinetach odnowy i salonach masażu regeneracyjnego? Weźmy takie stukanie w klawisze komputera - ileż to mięśni musi być sprawnych, żeby nasze palce swobodnie tańczyły na klawiaturze. Albo pisanie kredą po tablicy - nie mówiąc już o rysowaniu figur geometrycznych. Jeden z kolegów matematyków o mało nie zwichnął barku kreśląc jakieś wyjątkowo okrągłe koło. Znany jest "łokieć tenisisty", dlaczego nikt dotąd nie rozpoznał jednostki chorobowej pod nazwą "palec autora wniosków o grant" albo "przegub wykładowcy"? Wzrok nam się psuje od wpatrywania się w ekrany - dobrze, że choć czasem można, gdy szef nie widzi, ułożyć pasjans, przy którym oko odpoczywa. Mięśnie karku sztywnieją, bo młode pokolenia coraz bardziej dorodne i trzeba zadzierać głowę, gdy się do nich mówi. Pojawiają się notoryczne zawroty głowy od ciągłego stawania na wysokości zadania. A wszystko dlatego, że za mało w naszym codziennym życiu sportu. Co prawda gimnastykujemy się, ale jest to ten rodzaj gimnastyki, dzięki któremu osiągamy umiejętność wiązania końca z końcem - psychicznie bardzo wyczerpujące zajęcie. Nie widuje się profesorów, którzy wchodząc do sali wykładowej stawiają w rogu worek z kijami golfowymi. Nie słychać o asystentach pokonujących uprawiających jogging na trasie pomiędzy poszczególnymi budynkami naszej uczelni - a odległości bywają duże. Być może włości miłościwie nam panującego pana rektora nie są tak rozległe, żeby w nich słońce nie zachodziło, ale nie są też tak małe, żeby nie dało się zauważyć różnicy czasowej: na wschodnich kresach już zaszło, a na zachodniej rubieży jeszcze świeci.

Powinniśmy nawiązać bliższy kontakt z zaprzyjaźnionymi Akademiami Wychowania Fizycznego i Medyczną. Na razie wysiłki integracyjne skupiają się na wydarzeniach kulturalnych, ale czyż nie należałoby pomyśleć o formie fizycznej? Może by tak koledzy sportowcy opracowali specjalny program ćwiczeń dla kadry naukowej, a koledzy lekarze czuwali, aby kadra te ćwiczenia przeżyła? Podobno medycyna sportowa czyni dziś cuda i dzięki nieustającemu postępowi badań jest w stanie wykrzesać z każdego organizmu nieprzeczuwane rezerwy. W każdym razie kilka olimpiad temu czytałem wyznania pewnego Amerykanina, który poddał się serii testów w ośrodku przygotowań olimpijskich. Wyszło, że w zasadzie jest w normie. Jedynie dwa odruchy ma nieprzeciętne: wyrzut nogi w tył i wydychanie powietrza przez nos. Niestety te naturalne talenty kwalifikowały go jedynie do konkurencji zwanej "corrida" - jako byka oczywiście. Może jednak wśród naszej społeczności znajdą się potencjalni mistrzowie w innych konkurencjach. Skoro teraz polscy sportowcy specjalizują się w podnoszeniu ciężarów przez kobiety, to wszystko przed nami. Być może w następnym rozdaniu Komitet Olimpijski dojdzie do wniosku, iż dyskryminację kobiet w sporcie już załatwił i czas na walkę z dyskryminacją jajogłowych. Gdy już wprowadzą do programu igrzysk konkurencje, w których będzie można zdobywać medale mimo upośledzenia nabytego podczas awansu naukowego, to my już będziemy gotowi. A więc nie traćmy czasu. Raz, raz, lewa, prawa, skłon. Szach, mat. Cztery piki, kontra, rekontra. Człowieku, nie irytuj się - ćwicz.