EKOLOGICZNY DZIENNIKARZ W CENIE

fot.  Paweł Jurek
Wśród wąskich uliczek Lizbony kluczą wiekowe tramwaje.
fot. Paweł Jurek
Zakończyła się XV Konferencja Federacji Europejskich Studentów Dziennikarstwa na temat "Dziennikarstwo i Środowisko". Polska reprezentowana była w Hiszpanii i Portugalii wyłącznie przez troje studentów Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego.

Federacja Europejskich Studentów Dziennikarstwa (FEJS) skupia młodych dziennikarzy spotykających się w międzynarodowym gronie, by konfrontować i rozwijać swe umiejętności. Na XV Kongres FEJS zjechali studenci z prawie wszystkich krajów europejskich - od gospodarzy tegorocznego spotkania czyli Hiszpanów i Portugalczyków, poprzez Niemcy, Szwajcarię, kraje Europy Środkowej, aż po Rosję i Gruzję. Temat tegorocznego spotkania to "Dziennikarstwo i Środowisko", co znaczy, że przez pięć pracowitych dni ponad sto osób z różnych szkół dziennikarskich analizowało problemy relacjonowania wydarzeń o znaczeniu ekologicznym.

Wydarzenie żyje w mediach bardzo krótko. Co jest wiadomością dziś - jutro jest już historią. Kalejdoskop mediów elektronicznych kręci się nawet jeszcze szybciej. Szalony wyścig z czasem ogarnia wszystkich - może tylko redaktorzy miesięczników mogą powiedzieć o sobie, że mają chwilę wytchnienia. Jak w takich mediach relacjonować wydarzenia z zakresu ekologii? Procesy, których znaczenie będziemy mogli zauważyć najszybciej za kilka lat? Jak pokazać pełen kontekst wyrywkowego "newsa"? Wiadomość powinna być dla odbiorcy interesująca i zostać w jego umyśle dłużej niż reklama następującego po serwisie proszku do prania. Jak to osiągnąć? Na takimi zagadnieniami głowili się uczestnicy konferencji. Niezbędnego wsparcia udzielali im eksperci - profesorowie hiszpańskich i portugalskich uniwersytetów, dziennikarze Canal+/CNN+, pracownicy hiszpańskiego Environmental Information Study Centre, organizacji "Greenpeace" i wielu innych.

fot.  Paweł Jurek
Patrząc z zamku w Lizbonie fot. Paweł Jurek

W tym roku wypróbowano też całkowicie nową formułę konferencji. Doroczne spotkanie organizowane było tym razem przez studentów dwóch krajów - Portugalii i Hiszpanii. Pomysł świetny, gdyż pozwalający uczestnikom odwiedzić dwa kraje za jednym zamachem okazał się jednak arcytrudny w realizacji. Dla organizatorów to po prostu dwa razy więcej pracy - w obydwu miejscach trzeba przygotować sale wykładowe, znaleźć hotele, by przenocować ponad setkę uczestników i zadbać o wiele szczegółów, o których pamiętać trzeba, by wszystko "zagrało". Ale trzeba przyznać, że to się udało - czasami nawet coś "grało" do białego rana... Pojawiające się tu i ówdzie opóźnienia międzynarodowe towarzystwo ochrzciło mianem "Central Portugese Time" - który to czas tym się charakteryzuje, że czekamy zawsze trochę dłużej niż wcześniej zapowiadano.

Jednak początek był cichy i spokojny. Urocze Santiago de Compostela zwabiło nas w uliczki swej starówki. Z cichego szumu przemykających tu i ówdzie turystów czasem ostro odznaczała się wesoła celtycka muzyka. To hiszpańscy studenci dorabiają sobie poprzez grywanie na starych uliczkach.

Wędrując czarownymi uliczkami prawie zapomnieliśmy, że czeka na nas praca. Tymczasem wieczorem hall Hotelu Castro zaczął stopniowo zapełniać się tobołkami, sprzętem foto i wreszcie ludźmi gwarzącymi w jednym języku - angielskim, choć uzupełnianym o różne interesujące akcenty. Szum stawał się coraz większy. Dziennikarski ul budził się do życia.

fot.  Paweł Jurek
Jak Porto - to winiarnie...
fot. Paweł Jurek

W już w poniedziałek ruszyliśmy z kopyta. Po krótkiej ceremonii otwarcia prowadzonej przez Xose Lopeza z Santiago de Compostela University zagłębiliśmy się w wykłady, warsztaty i dyskusje. Oprócz klasycznych wykładów i debat, w trakcie konferencji pracowały cztery warsztaty tematyczne: prasa, radio, TV i Internet. Każdy z nich zmagał się ze swym medium, tak by po konferencji powstał magazyn WR!TE, program radiowy i TV oraz witryna internetowa (sprawdź jak to wygląda: www. fejs. org). By nie spędzać czasu jedynie na "akademickich dyskusjach" w programie konferencji znalazły się też spotkania z ludźmi bezpośrednio zaangażowanymi w zagadnienie ekologii na najniższym poziomie. Odwiedziliśmy więc tzw. "eolic park" czyli kompleks generatorów uzyskujących energię elektryczną przez wykorzystanie wiatru. Było również spotkanie z ekologiem reprezentującym organizację protestującą przeciwko rozbudowie elektrowni wiatrowych. (Tak - są całkiem poważne protesty również przeciwko niekontrolowanej rozbudowie takich generatorów!).

JĘZYKOWE ZMAGANIA

Dla prawie wszystkich na tej konferencji angielski był językiem, mniej lub bardziej, ale jednak obcym.

- Dzień dobry Państwu, jestem z CIA. Przekażę Państwu teraz kilka szczegółów o metodach naszej pracy. - zabójcze napięcie spadło jednak, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że pan Antoni Oliva pracuje tak naprawdę w organizacji o skrócie CEIA (ach, ten piekielny angielski!)

W trakcie analizowania atrakcyjności przekazu telewizyjnego dziennikarz zaprezentował nam materiał o pewnym misiu trzymanym w klatce, komentując: - Jak pewnie Państwo zauważą w trakcie tej relacji, każdy na tej sali będzie myślał tylko o... piwie! ("beer" - piwo i "bear" - niedźwiedź; sala naprawdę polubiła ten subtelny flirt językowy!).

     

Noce, rzadko przesypiane, posłużyły do poznania uroczych pubów Santiago - jednak zegary kroczyły nieubłaganie. Niestety już po trzech dniach trzeba było żegnać Hotel Castro. W środę przyszedł czas zbierać ledwie rozpakowane walizki i opuszczać miasto św. Jakuba. W szaleńczym tempie witaliśmy nowy kraj. Jeszcze tylko gorączkowa wymiana walut w kantorze działającym w przyczepie kempingowej przy granicy (ach, euro - gdzie jesteś? ). Swoje bramy otwiera teraz przed nami stolica Portugalii - Lizbona.

Pełna tętniącego życia, o zupełnie innym charakterze niż zamyślone Santiago. Nawet stare centrum miasta huczy od ruchu miejskiego. Samochody walczą tu o miejsce w wąskich uliczkach ze starymi, pamiętającymi dawne czasy tramwajami. Szczyt Unii Europejskiej odbywający się w tych dniach Lizbonie to dla zwykłego śmiertelnika przede wszystkim orkiestry reprezentacyjne przemykające furgonetkami na włączonych "kogutach" i mercedesy pełne VIPów w centrum miasta. Żebracy z ulic Lizbony nie spotykali się raczej z pasażerami mercedesów - ot, dwa rozłączne, nie znające się światy.

Dla nas Lizbona to wykłady o zrównoważonym rozwoju i spotkanie z piszącym o ekologii Antonio Granado z dziennika "Publico". Dodatkowo pewną "ciekawostką kulturową" był wykład profesora Cerqueira Goncalvesa, któremu poświęcić należy nieco więcej uwagi. Wykład - można przypuszczać - szalenie interesujący. Nie dane nam go było jednak poznać w całości, gdyż profesor po uwadze, iż o temacie jego wykładu każdy powinien mówić w swym języku ojczystym, rozpoczął swój wywód po portugalsku. Nie skorzystał również z pomocy tłumacza, wręczając nam jedynie krótkie angielskie streszczenie. Cierpliwie wysłuchaliśmy więc potoku miłych dźwięków, które oprócz profesora rozumiał jedynie siedzący obok dziennikarz i może dwóch portugalskich organizatorów. Szkoda, że nie zaryzykowano tłumaczenia - nawet jeśli coś by w nim umknęło.

Zakończenie konferencji Federation of European Journalism Students to poważne Zgromadzenie Ogólne delegatów, będące organem najwyższym federacji oraz mniej już poważne zdarzenie pod nazwą "party wszechczasów". Ponieważ to drugie ma charakter wybitnie nieoficjalny skupimy się na relacji ze Zgromadzenia Ogólnego. Spośród kilku głosowań i niekończących się dyskusji najważniejsze wydają się dwa - uzgodniono miejsce oraz temat spotkania w przyszłym roku. Następny kongres odbędzie się więc w Chorwacji. Temat przyszłego spotkania wygrał głosowanie po zaciętej walce tylko jednym głosem - będzie to "Dziennikarstwo a wojna". Kiedy zestawimy miejsce i temat spotkania nasuwa się jeden wniosek - oni wiedzą o czym będą mówić. Nie będzie to więc chyba tylko czcza gadanina. Przygotowania do następnej konferencji już ruszyły - na pewno nie zabraknie na niej delegacji Uniwersytetu Śląskiego.

Autorzy: Paweł Jurek