Dzięki sprzyjającym okolicznościom i równie sprzyjającemu kierownictwu Szkoły Języka i Kultury Polskiej miałem okazje spędzić drugi tydzień maja w Londynie, uczestnicząc w imprezach kulturalnych i spotkaniach promujących naukę języka polskiego.
Zaczęło się wszystko od Trzeciego Tygodnia Polskiego na Ealingu. Gwoli wyjaśnienia - Ealing to taka dzielnica Londynu, gdzie niekoniecznie trzeba znać język angielski, żeby się porozumieć. Wystarczy polski. Innymi słowy - skupisko polskiej emigracji.
6 maja był dniem targów, podczas których szkoły języka polskiego z różnych stron Polski prezentowały i promowały swoją działalność. Dla mnie była to też okazja do kilku spostrzeżeń dotyczących polskiej emigracji. Trudno było oprzeć się wrażeniu (potwierdzanemu zresztą przez inne osoby), że czas tutaj zatrzymał się w 1945 roku. Na stoisku z książkami królowali Konopnicka i Iwaszkiewicz, zabrakło współczesnych autorów - Chwina, Tokarczuk, Gretkowskiej. Inne polonica stanowiły: bursztyn, bigos, kilka pań przebranych w stroje ludowe. Prawda, że u zwiedzających emigrantów takie eksponaty wzbudzały sentyment, ale z drugiej strony łatwo też zrozumieć, dlaczego wśród klientów zabrakło młodzieży. Dla nich nic ciekawego tam nie było. My, przedstawiciele uniwersytetów, ofiarnie namawialiśmy do uczenia się polskiego w kraju. Nie była to z pewnością bardzo wydajna akcja reklamowa, bo znakomita większość oglądających mówiła po polsku równie dobrze, jak my. Z przykrością jednak muszę stwierdzić - jeśli wszystkie starania Polskiego Instytutu Kultury w Londynie wyglądają tak, jak te, które miałem okazje widzieć, to smutny będzie los kultury polskiej na obczyźnie.
Jeszcze w czasie targów zostałem zaproszony na zebranie Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, które zostało poświęcone zagadnieniu - Czy warto uczyć się polskiego? Zjednoczenie Polskie to organizacja, która (jak sama nazwa wskazuje) ma jednoczyć różne emigracyjne stowarzyszenia polskie. Długa i zacięta dyskusja doprowadziła do wniosku, że warto. Ciekawe były uzasadnienia, które prezentowano w czasie dysputy. Z jednej strony panowało przekonanie, że warto, bo warto, bo trzeba, bo należy, bo.... I ubolewanie, że młodzież nie rozumie, nie docenia. Z drugiej strony padały argumenty, że wiele osób z polskim pochodzeniem uczy się języka, bo to pomaga w interesach, bo firma otwiera filię w Polsce. I niejednokrotnie takie podejście jest wstępem do kultywowania polskiej tradycji i przeszłości. Nie trzeba dodawać, że takie argumenty wywoływały święte oburzenie strony przeciwnej.
W obserwowanej przeze mnie dyskusji starły się ze sobą dwie opcje, dwie emigracje. Ta stara, powojenna, która ma poczucie obowiązku podtrzymywania patriotyzmu i ta po roku 1980 i wcześniejsza, której powody wyjazdu były nierzadko po prostu natury ekonomicznej. Szkoda tylko, że znowu zabrakło młodzieży, która powinna spełniać rolę aurea mediocritas. Głęboko zapadło mi w pamięć zdanie, które wypowiedział w prywatnej rozmowie ze mną jeden z uczestników spotkania. Według niego największym nieszczęściem emigracji był upadek komizmu w Polsce. Smaszne - jak powiedziałaby peliczapla, gdyby miała coś wspólnego z emigracją.
Do POSKLUB-u (ośrodka organizacji polonijnych, wybudowanego w latach siedemdziesiątych staraniem emigracji), gdzie miało miejsce spotkanie, miałem okazję wrócić jeszcze następnego dnia, aby spotkać się z przedstawicielami Polskiej Macierzy Szkolnej Zagranicą - instytucji wielce zasłużonej dla kształcenia emigracyjnych dzieci i propagowania kultury polskiej. Została powołana do życia w 1953 roku przez generała Władysława Andersa jako kontynuacja przedwojennej organizacji szkolnictwa i oświaty. PMS organizuje kursy szkoleniowe dla nauczycieli języka polskiego, przygotowuje i przeprowadza egzaminy GCSE i "A" Level z języka polskiego. Wspiera szkoły sobotnie nauczające polskiego, posiada księgarnię z szerokim wyborem książek, kaset wideo, kaset, kompaktów i prasy polskiej. PMS wydaje również dwa czasopisma (dwumiesięczniki) dla dzieci młodszych Dziatwa i nieco starszych Młodzi przyjaciele. Przyznaję, że rozmach organizacji przytłacza nawet filologa klasycznego, nawykłego do monumentalności.
Będąc w POSKLUB-ie nie sposób było nie odwiedzić Biblioteki Polskiej. Korzystając z gościnności jej kierownika, obejrzałem pomieszczenia na ogół niedostępne czytelnikom - piękny pokój poświęcony Josephowi Conradowi, wypożyczany towarzystwu jego imienia, magazyny biblioteki ze zbiorami dokumentów, ekslibrisów i największą na świece kolekcją prasy polskiej wydawanej zagranicą. Obecnie zbiory biblioteki liczą ponad dwieście tysięcy woluminów i ciągle się powiększają. Jak mi powiedziano, to największa tego typu instytucja na zachód od Odry. Na koniec obejrzałem jeszcze polską restaurację, cieszącą się ogromnym powodzeniem. Jednym z bardziej zaskakujących doświadczeń było spotkanie zatrudnionych w POSKLUB-ie emigrantów z Afryki mówiących nienajgorszą polszczyzną.
Autor artykułu promujący, w towarzystwie uroczych przedstawicielek i jedynego przedstawiciela innych uczelni i instytucji, ale przede wszystkim na tle plakatu naszej SJiKP |
Gdzie zatem owe, wspomniane w tytule, nieszczęścia? Pomimo wielu organizacji, zrzeszeń i stowarzyszeń emigracja polska w Wielkiej Brytanii stoi na rozdrożu. Od przyszłego roku w czasie egzaminu "A" Level trzeba będzie pisać wypracowania poświęcone literaturze po polsku. Do tej pory wolno było używać języka angielskiego, na 150 zdających 145 wybierało właśnie ten wariant. Pracownicy PMS obawiają się, że w przyszłym roku liczba chętnych drastycznie zmaleje. Wielu nauczycieli w szkołach sobotnich kaleczy język polski, urodzona w Wielkiej Brytanii młodzież nie podziela patriotyzmu rodziców i dziadków. Ze smutkiem trzeba przyznać, że starsze pokolenie często komplikuje sprawę, jak twierdzili moi rozmówcy. Czym innym jest bowiem kultywowanie języka przodków, czym innym opanowanie języka urzędowego niezbędnego do funkcjonowania w życiu codziennym. Z drugiej jednak strony chęć współpracy z polskimi organizacjami (w tym z naszą Szkołą) świadczy o próbach przełamania impasu. Polska ma niezwykle ciekawą historię, interesujący folklor i piękne bursztyny, ale Polska to też tętniący życiem czterdziestomilionowy kraj z nowoczesną, równie ciekawą, co przeszłość, współczesnością. A emigracja zaczyna powoli się o tym przekonywać.