A MY, A U NAS?

Najpierw przedruk niewielkiego tekstu z wrześniowego numeru "Głosu Uczelni", bratniego miesięcznika UMK w Toruniu:

TORUŃ KONGRESOWY?

Już nawet pobieżna lektura numeru GU uzmysławia, że w sierpniu, wrześniu i październiku w Toruniu wyznaczyli sobie spotkanie uczelni z kraju i z zagranicy, reprezentujący różne dyscypliny wiedzy, a przecież nasza lista jest daleka od kompletności. Uwagę zwracają zwłaszcza ogólnopolskie zjazdy geografów, pedagogów, filozofów, matematyków, filologów klasycznych oraz Humboldtystów. Pozostawiając specjalistom merytoryczną ocenę naukowych walorów spotkań, warto podkreślić ich znaczenie dla promocji UMK oraz dla kształtowania obrazu Torunia jako miasta kongresowego.

Od pewnego już czasu stawiane są pytania, czy miasto w pełni wykorzystuje szanse ekonomiczne i propogandowe, jakie stwarzają międzynarodowe i krajowe spotkania uczonych. Bez większego ryzyka pomyłki można odpowiedzieć, że czyni to wciąż w niewielkim stopniu. A niejednokrotnie zdaje się tych możliwości nie zauważać.Wystarczy powiedzieć, że niektóre instytucje jak teatr czy orkiestra kameralna, wznowiły działalność ze sporym opóźnieniem w stosunku do "sezonu" kongresowego.

Nie da się też udzielić jednoznacznie pozytywnej odpowiedzi na pytanie, czy Uczelnia (jako całość, a nie tylko bezpośrednio zainteresowane jej segmenty) wykorzystuje promocyjne i intelektualne pożytki owego wielkiego ożywienia zjazdowego. Oczywiście, dobrze zorganizowany kongres, wartościowe naukowo referaty i głosy w dyskusji przedstawicieli odpowiednich dyscyplin, czy wreszcie gościnność i życzliwy klimat stworzony w czasie trwania zjazdu budują korzystny obraz instytutu czy katedry, ale i środowiska. Podobnie uogólnione następstwa przynoszą porażki organizacyjne.

Mówiąc jednak o korzyściach z wielkich zjazdów i kongresów, warto pamiętać o potencjalnym oddziaływaniu podobnych zgromadzeń na sąsiednie dyscypliny i budowaniu przyczółków dla badań interdyscyplinarnych. To jednak wymaga zainteresowania się problematyką naukowych spotkań ze strony przedstawicieli innych, pokrewnych czy zbliżonych dziedzin wiedzy. Doświadczenia w tej mierze nie są - mówiąc eufemistycznie - najlepsze. Potwierdzają to najświeższe przykłady. Zjazdy pedagogów i filozofów zgromadziły w Toruniu bez mała 1, 5 tys. przedstawicieli nauk społecznych i humanistycznych, w tym kilkudziesięciu najwybitniejszych uczonych z tych dziedzin. Dyskutowano o zasadniczych problemach teoretycznych i metodologicznych humanistyki, spierano się o sposoby i rezultaty opisu współczesnej kultury. Na palcach jednej ręki można było policzyć np. przedstawicieli Wydziału Humanistycznego (spoza Instytutu Pedagogiki czy Filozofii), którzy przysłuchiwali się tym dyskusjom bądź w nich uczestniczyli. Nie jest to zjawisko nowe, ale właśnie ostatnio zarysowało się szczególnie ostro. I z pewnością nie przyczynia się do wzrostu prestiżu Uczelni.

I nasz komentarz - pro domo sua:

1. Torunianie mogliby spocząć na laurach uważając, że "otoczkę" kongresów, sympozjów, konferencji mają z głowy, bo historia i natura pozostawiła im wspaniałe dziedzictwo, będące samo w sobie wystarczającym magnesem, przyciągającym kongresowiczów, sympozjonistów. Mając do wyboru Toruń lub Katowice, każdy normalnie myślący wybierze Toruń, zaś przed wyjazdem do Katowic trzy razy dobrze się namyśli. A jednak Torunianom widać to za mało, bo ośmielają się żądać aby "otoczka" także dorosła do pełnienia zaszczytnej ale i ...dochodowej funkcji ośrodka kongresowego. Po prostu myślą.

2. Skąd my to znamy - ów, czasem kompletny, brak zainteresowania co robią naukowi sąsiedzi zza miedzy czy zza ściany.?

3. Ile punktów Torunianie przysporzyli sobie tymi wszystkimi imprezami naukowymi zorganizowanymi zaledwie w ciągu 3 miesięcy? Nie zazdrośćmy, że im to potem procentuje w KBN-owskim rankingu, a w ostatecznym wymiarze - w dotacjach na badania naukowe.