ROK DOBORU NATURALNEGO

Z niewyjaśnionych do końca przyczyn ludzie bardzo emocjonalnie traktują przełom grudnia i stycznia, składając sobie życzenia i snując prognozy na następne dwanaście miesięcy. Jest to zjawisko bardzo dziwne, bo przecież 1 stycznia ani nie jest końcem semestru, ani nawet jego środkiem, więc ta ekscytacja wydaje się przesadzona. W dodatku ludność utrzymuje, że dzień ten jest początkiem roku. Powszechnie wiadomo zaś, że rok zaczyna się w okolicach 1 października, nawet jeśli wzorem dawnych mistrzów niektórzy biorą się do pracy dopiero w połowie listopada; wszak nawet od połowy listopada do stycznia jeszcze daleko. Nauka wyjaśni zapewne ten fenomen folklorystyczny, który jest interesujący jeszcze i z tego powodu, że według wierzeń wyznawców magii związanej z nocą sylwestrową rok trwa dwanaście miesięcy. Cóż za pomysł, skoro wiadomo, że trwa on dziewięć miesięcy, a po nich następuje kwartał, w czasie którego należy odpytać studentów, popracować naukowo, no i oczywiście dać wypocząć utrudzonemu mózgowi. Niech tam sobie lud obchodzi początek roku kiedy chce, nasz pogląd w tym względzie jest jasny i niezależny od światopoglądu.

Jak na początek roku przystało, wypada zastanowić się, co przyniosą nadchodzące miesiące. Rok temu nauka krajowa została zelektryzowana strajkiem prof. Czapińskiego, psychologa z Warszawy. Strajk się zakończył i trudno przypuścić, żeby został ponowiony. Sytuacja się co prawda nie zmieniła, ale większość uczonych jest zbyt zajęta dodatkową pracą dla poprawienia warunków bytowych, aby miała czas na protesty przeciw konieczności podejmowania dodatkowej pracy, co było treścią pamiętnego protestu. Tak więc chyba nauka przez następny rok będzie próbowała jakoś się wyżywić, bo na wicepremiera profesora trudno raczej liczyć: on wykazuje jedynie zainteresowanie botaniką, a dokładnie taniejącymi ogórkami w lipcu oraz ornitologią, a dokładniej wznoszącym się orłem Europy (może po angielsku to lepiej brzmi, ale po polsku dokładnie tak, jak wyglądał plakat prezentowany przez p. Kołodkę i ukazujący orła przypominającego kurę).

Pozostaje nam ekwilibrystyka w ciasnych ramach algorytmów, wciąż poprawianych, ale jednakowo zaprogramowanych na to, aby utrudnić życie takiemu uniwersytetowi jak nasz. Może władze uniwersytetu wykażą większą nieustępliwość w poprawianiu pozycji uczelni, niż prof. Czapiński w poprawianiu swojej sytuacji życiowej. Tuż przed wakacjami Senat dyskutował najbardziej rewolucyjny od wielu, wielu lat projekt uchwały dotyczący takich zmian w strukturze UŚ, które pozwoliłoby opuścić mało zaszczytną drugą kategorię uniwersytetów. Okazało się, że rewolucja ugrzęzła, zanim jeszcze oddano pierwszą salwę i rzecz cała zakończyła się gorącym apelem o podjęcie wysiłków, dołożenie wszelkich starań, przedstawienie projektów etc. etc. Potem nadeszły upały i pewnie nikt nie miał głowy do reform. Jednak coraz wyraźniej widać, że grupa wydziałów lepiej ocenianych w rankingach, od których zależy przydział środków na badania naukowe, nie poprzestanie na wysłuchaniu obietnic, lecz będzie starać się o uzdrowienie sytuacji. Można bowiem wygłaszać filipki przeciw niesprawiedliwości ocen wystawianych naszym jednostkom naukowym, nie można jednak zapominać, że takie są reguły gry. Skutkiem lekceważenia ponurego faktu , iż na niektórych wydziałach podstawowe kierunki od lat otrzymują kategorię "D" jest oczywiste osłabianie pozycji kierunków silniejszych, które jakoś muszą się dzielić uzyskanymi przez siebie, nie najwyższymi przecież dotacjami. Chociaż zaś w tym dziwnym świecie, który świętuje Nowy Rok w pierwszym dniu stycznia modny jest pogląd, że bogaci powinni dzielić się z biednymi, to jednak świat akademicki i w tej sprawie rządzi się odmiennymi regułami. Tak jak sprawdzona struktura nauki nie jest demokratyczna, lecz wybitnie hierarchiczna, tak i w działalności naukowej nie ma miejsca na opiekę socjalną - kto odnosi sukces, wznosi się coraz wyżej, nie czekając na przegranych, którzy spadają coraz niżej. Wstrętny, ohydny, bezlitosny i jedynie słuszny dobór naturalny.