Najstarsi ludzie nie pamiętają

Tym razem chciałbym się zająć kwestią dojrzewania. Ale to nie będzie felieton o hormonach, tylko o refleksjach człowieka dojrzałego, a nawet powiedziałbym: „przejrzałego”.

Na ogół konduktor pyta o dokument potwierdzający tożsamość, najprawdopodobniej w celu sprawdzenia, czy ulga przypisana do biletu należy się podróżującemu, czy nie. Chodzi o ulgę z tytułu osiągniętego wieku. Otóż ostatnio dwa razy zdarzyło mi się, że kontrola sprowadziła się tylko do sprawdzenia aktualności biletu. Najwyraźniej wyglądałem na wiek uprawniający do zniżki. Przypomniało mi się, że ilekroć kupuję (mea culpa, zdarza mi się) alkohol w supermarkecie i potrzebna jest tzw. weryfikacja wieku, to podchodzi pani z obsługi. Myślę sobie wtedy nerwowo, gdzie jest mój dowód osobisty. Przeżywam podniecenie związane z legitymowaniem. Nic z tego. Pani bez zadawania dodatkowych pytań zatwierdza mój zakup. A skąd ona wie, że ja skończyłem 18 lat? Gdy o to spytałem, to usłyszałem: Intuicja, proszę pana.

Niedawno słyszałem jednak opowieść, która postawiła pod znakiem zapytania moje poczucie upływającego czasu. Otóż pewna dama, która niedawno ukończyła 103 lata (piękny wiek, nieprawdaż?), od trzech lat otrzymuje od rządu specjalny dodatek (ok. 6000 zł). Mówiono mi, że ta osoba nie wydaje owych pieniędzy bezmyślnie, tylko odkłada. Na przyszłość, jak rozumiem. Być może ten optymizm powoduje, że człowiek dożywa setki, a nawet ją przekracza.

Tymczasem oznak zewnętrznych dojrzewania przybywa. Jeszcze co prawda nie zdarza się, by młode dziewczęta ustępowały mi miejsca w tramwaju, ale to może dlatego, że raczej rzadko jeżdżę tramwajami. Nie to, żebym nie wiedział, co zrobić, gdy tramwaj podjedzie na przystanek – mojemu znajomemu zdarzyło się, że przepuścił kilka tramwajów, bo nie wiedział, iż trzeba nacisnąć guzik otwierający drzwi. Od tamtej pory zawsze wypatruję guzika i najczęściej udaje mi się go nacisnąć. Ale – jak już pisałem wyżej – środkami transportu publicznego poruszam się nader rzadko. Po prostu wybieram – o zgrozo – samochód, i to spalinowy! Na szczęście nieocenione władze mają już na tę przypadłość sposób: wkrótce osoby w moim wieku nie będą mogły prowadzić samochodów, nawet elektrycznych. I wtedy będą musiały się przesiąść na tramwaj lub autobus, względnie dużo więcej spacerować, co zalecają lekarze.

Z pewną taką nieśmiałością oczekuję wydarzeń w grudniu. Jest to miesiąc zmutowanych krasnali, zwanych santaclausami. Od paru lat przebieram się za biskupa smyrneńskiego, co wymaga ode mnie dokładnej charakteryzacji i założenia obfitej brody oraz wąsów. Nawiasem mówiąc, nie jest łatwo: dzieci są nadzwyczaj spostrzegawcze i wypatrzą a to zegarek, a to buty, a to skarpetki, które nie pasują do św. Mikołaja. Dlatego dokładne przebranie jest takie ważne, nie zaszkodzi też makijaż. Dotychczas udawało mi się całkiem nieźle odgrywać rolę świętego staruszka (Może z wyjątkiem domu, w którym wyjątkowo bystry młodzieniec skojarzył moje zniknięcie jako św. Mikołaja i później nagłe pojawienie się jako „spóźnionego” wuja. Zdaje się, że poznał mnie po skarpetkach. No, ale za to skończyły się wizyty mikołajowe w tamtym domu i dzisiaj zapewne młodzian pluje sobie w brodę, iż taki był spostrzegawczy i nie zachował wniosków dla siebie). Niemniej, aż się boję, czy ktoś nie powie – patrząc na moją brodę, wąsy i ogólnie zużyty wygląd – Ależ pan odmłodniał!

Oczywiście byłoby to nawet przyjemne, w każdym razie przyjemniejsze niż pytania młodzieży jak to drzewiej bywało, proszę nam opowiedzieć. Ci młodzi myślą, że ja z autopsji opowiem nie tylko o czasach komunizmu, nie tylko o doświadczeniach wojennych, ale nawet o moich przygodach z dinozaurami (których, nawiasem mówiąc, w ogóle nie było: ani przygód, ani dinozaurów – bo przecież gdyby były, to bym je pamiętał).

I tak dochodzimy do puenty tegorocznego grudniowego felietonu. Jestem już w wieku, w którym niewiele się pamięta (powiedzenie, że nawet najstarsi ludzie nie pamiętają, w istocie dotyczy nie tyle niezwykłości wydarzeń, co raczej stanu pamięci wiekowych jednostek). Ponieważ jednak młodzi ludzie nie wiedzą, jak to drzewiej bywało, przed seniorami otwiera się pole do snucia opowieści wigilijnych, noworocznych i karnawałowych, którymi mogą nadrabiać braki w kondycji fizycznej. Wesołych świąt życzy Stefan Oślizło.