Miasto śląskie, miasto nadgraniczne, miasto cynku i ołowiu, miasto węgla, miasto Kresowian, miasto przemysłu, miasto kurczące się, miasto rywalizujące, miasto straconej szansy, miasto wspaniałych zabytków mieszczańskich i industrialnych, miasto rewitalizowane, miasto pięknych placów, miasto szkód górniczych, miasto urokliwych kamienic, miasto pustych kamienic, miasto Żabich Dołów, miasto koksowniczego dymu, miasto na liście światowego dziedzictwa UNESCO, miasto... skontrastowane.
Spośród dużych miast górnośląskich Bytom w swej historii – tej odleglejszej czasowo i najnowszej – doświadczał chyba najwięcej metamorfoz i odsłon. Miały one wyraz społeczny, przestrzenny i gospodarczy. Wielka polityka, bogate złoża surowcowe i specyfika renty geograficznej („premii” za położenie geograficzne) wznosiły Bytom, ale i były jego przekleństwem, torowały drogę ku rozwojowi, ale i niepostrzeżenie wpychały w problemy, których nie doświadczyło żadne inne miasto górnośląskie tej wielkości. Co ważne, w przestrzeni miasta kształtowały one i kształtują znamienne kontrasty, które dostrzegają nie tylko mieszkańcy, ale także, a może przede wszystkim, osoby przyjeżdzające do Bytomia po raz pierwszy, często z zagranicy.
Można by tu mnożyć przykłady kontrastowych ujęć miasta, chociażby w bliskich mi naukach geograficznych, gdzie metaforycznie Bytom to z jednej strony miasto „swym poziomem rozwoju nieodbiegające zbyt daleko od Chicago”, z drugiej zaś – miasto „funkcjonalnie już nieważne”. Z perspektywy 2025 roku obie metafory są już jednak znacząco nieaktualne. Nieaktualne jest także określenie, które miastu temu nadaje jeden wymiar. Pokazują to nie tylko badania naukowe, ale także obserwacje wszystkich, którzy miasto znają.
Nadal mam bowiem w głowie pytanie niemieckiego studenta, który wraz z większą grupa kolegów i koleżanek wędrował ze mną w sierpniu tego roku po śląskich i zagłębiowskich miastach. Oczywiście byliśmy też w Bytomiu. Jego niedowierzanie ujawniało się w percepcji doświadczanej rzeczywistości i nieskrywanych emocjach związanych z pobytem w dwóch sąsiednich dzielnicach, a które autobusem pokonaliśmy w kilka minut. Pytanie o skontrastowaną, mozaikową bytomską przestrzeń padło w Szombierkach w nowym osiedlu, wśród zabudowy jednorodzinnej zamieszkałej przez część bytomskiej klasy średniej; osiedlu zlokalizowanym przy zrewitalizowanym terenie pogórniczym, na którym rozpościera się urokliwe, porażające zielenią, ale i błękitem pole golfowe. Dlaczego młody człowiek zadał swoje pytanie tam – w miejscu odebranym przez niego jednoznacznie pozytywnie, z uznaniem? Ponieważ jeszcze kilka minut wcześniej, niedaleko od tego miejsca wraz z całą grupą z przerażeniem obserwował „na oko” 40-letnią kobietę pchającą wózek spacerowy przez cuchnące wyziewy koksowni spowijające chodnik przy głównej ulicy bytomskiego Bobrka. Nim on i wszyscy inni zadali mi swoimi spojrzeniami pytanie – czemu nie poczekała chwilę, aż wiatr rozwieje ten dym, szybko sobie odpowiedzieli sami. Gdy zbliżyła się do nas, zamiast trudnego losu małego dziecka, o którym pomyśleli, w wózku zobaczyli kilkadziesiąt zgniecionych puszek aluminiowych. Pojawiła się ulga, uśmiechy, ale tylko na moment, bo ostatecznie to był jednak smutny widok. Dla części młodzieży spod niderlandzkiej granicy, która nigdy nie była w Europie Środkowo-Wschodniej, chyba jeszcze bardziej niż smutny – był to widok niezrozumiały, kuriozalny. Ostatecznie wszyscy się zgodziliśmy, że Bytom to miasto wyzwań, często bardzo trudnych, ale systematycznie ujmowanych w obraz, który za kilka dekad powinien być finalnie tym oczekiwanym w dobrym tego słowa rozumieniu.
Obraz ten mieni się nie tylko w projektach, zamierzeniach, deklaracjach, planach czy pomysłach decydentów. Widoczny jest także w przestrzeni – w tym, co już powstało, tym, co już jest realizowane – i (chyba najważniejsze) jest żywy wśród mieszkańców. Społeczność lokalna to największa bowiem siła sprawcza przemian na lepsze w Bytomiu. Kilka lat temu w ogólnopolskim badaniu zadowolenia z życia wśród mieszkańców to właśnie Bytom znalazł się w czołówce polskich miast. Zastanawiając się nad tym faktem, pomyślałem wtedy, że życie w skontrastowanym mieście musi być szansą na dobre życie i zadowolenie dla bardzo różnych grup społecznych. I jest chyba coś na rzeczy, bo już w kolejny pierwszy weekend miesiąca wybieram się na słynny bytomski jarmark staroci, z którego zawsze wracam zadowolony.