Festiwal nauki to czas świętowania

W świecie informacyjnego przesytu nie trudno o nieporozumienia. Dotyczy to również popularyzacji nauki. Jedną z jej form są organizowane od kilkudziesięciu lat festiwale nauki. To nie tylko platforma dla najnowszych odkryć i przekazywanej w atrakcyjny sposób wiedzy, lecz przede wszystkim miejsce, w którym publiczność doświadcza „ludzkiej” strony badań i uczy się pewnej szczególnej formy świętowania. O budowaniu społeczności „świętującej naukę” i zaufaniu do naukowców mówi dr Marieke Navin, dyrektorka programowa Cheltenham Science Festival w Wielkiej Brytanii oraz gościni Śląskiego Festiwalu Nauki Katowice.

Dr Marieke Navin
Dr Marieke Navin

Na początku rozmowy chciałabym nawiązać do naszej własnej inicjatywy, jaką jest Śląski Festiwal Nauki Katowice. Przygotowujemy się do 9. edycji wydarzenia, przez ostatnie lata starannie budując markę festiwalu oraz jego społeczność. Dla porównania wydarzenia organizowane w ramach Cheltenham Festivals mają bogatą, 80-letnią historię. Częścią prestiżowej rodziny – obejmującej najstarszy na świecie festiwal literacki – jest Festiwal Nauki. Przez 23 lata swojej działalności pokazujecie, że nauka może dawać radość i stać się integralną częścią kultury publicznej. Jak to się wszystko zaczęło?

Początek tej historii był wyjątkowy. Pierwszym festiwalem w Cheltenham był festiwal muzyki klasycznej, zorganizowany po raz pierwszy dokładnie 80 lat temu. Powstał tuż po zakończeniu II wojny światowej jako sposób na odbudowę lokalnej społeczności. Ludzie po prostu chcieli wrócić do spokojnego życia i zwyczajnie się nim cieszyć. Kilka osób w Cheltenham pomyślało więc: „Stwórzmy festiwal, aby uczcić pokój i powrót do tej radości”. Tak to wszystko się zaczęło – z autentycznej, ludzkiej potrzeby świętowania. Wierzę, że ten duch celebracji znajduje się w sercu każdego festiwalu. Po festiwalu muzycznym pojawił się literacki, zresztą najstarszy na świecie, a następnie festiwal jazzowy. Obecnie w Cheltenham odbywają się cztery główne festiwale, przy czym Festiwal Nauki jest najmłodszy w rodzinie, ale niesie w sobie to samo „celebracyjne” DNA.

Myślę, że na takiej historii można budować łączący ludzi przekaz. Mając zatem ducha świętowania za przewodnika, chciałabym zapytać, co dzisiaj jest głównym celem Cheltenham Science Festival?

Z mojej perspektywy największą wartością tego festiwalu jest radość z obcowania z nauką. To nasza coroczna okazja, by zrobić, jak mówimy, wiele hałasu wokół nauki. Nie chodzi jednak o to, aby przekazywać ludziom wiedzę w taki sposób, jak, powiedzmy, w szkole. Nie chodzi również o to, aby zachęcać ich na przykład do rozpoczęcia kariery naukowej, choć oczywiście może to być cudowny efekt uboczny. Naszą misją jest budowanie środowiska, w którym ludzie mogą czerpać radość w otoczeniu nauki, i dzięki temu pozytywnemu doświadczeniu wyjść z przekonaniem, że nauka jest dla nich. Ludzie raczej nie mówią: „nie lubię muzyki”, „nie lubię książek” czy „nie lubię sztuki”, ponieważ intuicyjnie rozumieją różnorodność tych dziedzin (wielość gatunków i form). A jednak z jakiegoś powodu dopuszczalne jest stwierdzenie: „nie lubię nauki”. Chcemy to przełamać poprzez integrację z rzeczywistością codzienną, pozauniwersytecką w taki sposób, aby nauka była postrzegana jako istotna i różnorodna część życia, takiego zwyczajnego, powszechnego. Może to być coś tak prostego, jak spędzenie czasu z przyjaciółmi i rodziną w fajnej atmosferze i miejscu, gdzie wszystkie aktywności są akurat związane z nauką. To okazja do rozmowy i być może do nauczenia się czegoś nowego. Uważam, że odnieśliśmy sukces, jeśli daliśmy ludziom pewność siebie pozwalającą podjąć rozmowę czy to ze znajomymi, czy z dziećmi przy obiedzie – na przykład na temat informacji, którą usłyszało się w wiadomościach – uwzględniając kontekst naukowy. Chcemy sprawić, by ludzie czuli, że nauka naprawdę jest dla nich. To sprawia, że organizując festiwal nauki, pracujemy nad przełamywaniem konkretnych barier lub stereotypów, aby dotrzeć do jak największej liczby osób.

Czy mogłabyś rozwinąć, o jakie bariery chodzi?

Kontynuując myśl, przyznam, że frustruje mnie, z jaką łatwością niektórzy ludzie odrzucają naukę w całości. Mówią: „Nigdy nie byłem dobry z matematyki w szkole”. Negatywne doświadczenia z lekcji zniechęciły pewnie wiele osób. Z jakiegoś powodu nauka jest więc niesprawiedliwie traktowana, wrzucana do jednej dużej kategorii, którą, ot tak, można odrzucić. To coś, na co zwracamy szczególną uwagę. Nasz sposób polega na tym, że staramy się pokazywać naukę jako integralną i budzącą wiele dobrych emocji część naszej kultury. W tym sensie nauka jest jak sztuka. Wiąże się to oczywiście z konfrontacją z wieloma stereotypami, które wciąż nas prześladują. To przekonania, że nauka jest bardzo trudna, że jest nudna, że nie jest dla dziewcząt, że jest tylko dla białych mężczyzn w kitlach laboratoryjnych. My pokazujemy, że naukowcy to normalni ludzie, z którymi można się utożsamić. To wasi przyjaciele i sąsiedzi, którzy po prostu wybrali naukę jako ścieżkę swojej kariery. Podczas organizowania festiwalu chodzi więc o znalezienie prelegentów, którzy są nie tylko ekspertami w swoich dziedzinach, ale także potrafią w świetny, pełen pasji sposób opowiadać o swoich naukowych doświadczeniach i są jednymi z nas.

Słowo, które wciąż pojawia się w naszej rozmowie, to świętowanie. Zatrzymajmy się przy nim na chwilę, ponieważ to właśnie ono leży u źródeł słowa festiwal. Festiwale to forma ucztowania. Czasami, gdy rozmawiamy z ludźmi o takich sposobach popularyzowania nauki, niektórzy obawiają się jednak, że festiwalowa atmosfera może być postrzegana jako trywializowanie nauki. Jak zatem opowiadać o doświadczeniu świętowania, aby uwolnić się od takich obaw i po prostu pozwolić sobie i innym na radość, choć ten raz w roku?

To nie jest łatwe! Rzeczywiście promocja festiwalu nauki jest jednym z naszych największych wyzwań. Nie można ludziom o tym po prostu… opowiedzieć. To taka forma spotkania, której trzeba doświadczyć, aby ją zrozumieć. Dlatego najważniejszym celem w tym kontekście jest nie tyle wysłanie zaproszeń do jak największej liczby osób, lecz przede wszystkim sprawienie, by oni rzeczywiście wzięli udział we wspólnym świętowaniu, a potem chcieli to doświadczenie powtórzyć. Przyznam, że dotarcie z informacją do odbiorców jest czasem trudniejsze niż znalezienie genialnych prelegentów czy zbudowanie świetnego programu. Dlatego najważniejsze jest bycie tam, gdzie są ludzie. Organizujemy więc spontaniczne akcje w nieoczekiwanych miejscach, takich jak centrum miasta, centrum handlowe czy dworzec kolejowy. Wybieramy przestrzenie, w których ludzie zajmują się swoimi codziennymi sprawami, aby mogli tak zwyczajnie na nas… wpaść. Wtedy my możemy im pokazać, co mamy do zaoferowania. Liczy się więc docieranie do osób, o których wiemy, że jeszcze u nas nie byli.

Zakładam, że nie trzeba namawiać rodzin z dziećmi…

Kiedy przygotowujemy kolejne edycje Cheltenham Science Festival, zawsze staramy się poszerzyć naszą publiczność. To oznacza konieczność sprawdzenia, z kim jeszcze powinniśmy nawiązać kontakt. Pierwszy krok to wyjście do ludzi i rozmowa, zaproszenie. Chcemy zrozumieć, co sprawia, że nie biorą udziału w wydarzeniu. Okazuje się, że może to być na przykład bariera finansowa lub kulturowa. Następnie zastanawiamy się, co da się zrobić, aby ci ludzie poczuli się u nas mile widziani. Rozwiązań jest wiele. Możemy nie organizować pewnych spotkań w czasie modlitwy, rezygnujemy z dostępu do alkoholu, bierzemy pod uwagę kwestie finansowe i potrzeby osób z różnymi niepełnosprawnościami. Ważni są również ambasadorzy. Po pierwsze, traktujemy wszystkich naszych prelegentów jako ambasadorów festiwalu. Co ważne, są to nie tylko naukowcy, ale także pisarze, poeci, komicy, artyści uprawiający różne formy twórczości. Mamy nadzieję, że zaproszą oni do udziału w festiwalu inne osoby ze swojego otoczenia. To jeden z powodów, dla którego lubimy pracować z różnorodną grupą prelegentów – oni dzielą się z nami swoją unikatową publicznością. Następnie, w przypadku konkretnych społeczności, pracujemy nad budowaniem relacji z osobami reprezentującymi te grupy. Nawiązujemy relacje z nimi, aby oni stawali się naszymi rzecznikami. Jeśli przekażą dalej, jakie świetne rzeczy robimy, jest większa szansa, że więcej ludzi nas odwiedzi. Wreszcie, wspaniałymi ambasadorami są nasi wolontariusze. Powiedziałabym nawet, że są naszymi ambasadorami numer jeden. Często to ich jako pierwszych spotyka uczestnik. Noszą jaskraworóżowe koszulki, witają ludzi na festiwalu i są twarzami wydarzenia. To ludzie, którzy mieszkają w Cheltenham i są aktywni kulturalnie, więc naprawdę ważne jest, abyśmy o tę relację dbali.

Ciekawi mnie, kogo najtrudniej przekonać do udziału w festiwalu?

Wspomniałaś o rodzinach z dziećmi. Rzeczywiście, bardzo łatwo jest zachęcić dzieci do przyjścia, bo jest tu sporo przestrzeni do zabawy. Ich rodzice i dziadkowie naturalnie za nimi podążą. Co ciekawe, najtrudniej namówić osoby dorosłe w wieku od 18. do 30. roku życia. Oni nie chcą pokazów rodzinnych i chociaż mogą być zainteresowani interaktywnymi zajęciami, potrzebują czegoś bardziej dostosowanego do ich form spędzania czasu wolnego. Na przykład wiele osób w tym wieku niekoniecznie chce kupować bilet na wydarzenie, które trwa godzinę i wymaga od nich… siedzenia na krześle bez możliwości zabrania głosu. Trzeba więc dać im więcej swobody, oznacza to możliwość wejścia lub wyjścia w dowolnym momencie jakiegoś pokazu. Można zaoferować przestrzeń do nawiązania kontaktów z osobami w podobnym wieku lub po prostu uwzględnić różnorodne treści, w tym krótsze i bardziej dynamiczne. Trzeba więc dokładnie przeanalizować formaty wydarzeń i współprojektować program z ludźmi reprezentującymi interesujące nas grupy, aby skutecznie je przyciągnąć.

Kiedy rozpoczyna się festiwal i wiemy, że udało nam się zaprosić wiele tysięcy ludzi reprezentujących najróżniejsze grupy, możemy rozpocząć wspólne świętowanie. Nie jest to jednak jedyny cel. Skoro gromadzimy już tak dużą publiczność, na pewno wpływamy także na pozycję nauki w erze mediów społecznościowych, szumu informacyjnego i różnych narzędzi manipulacji. W jaki sposób Cheltenham Science Festival tworzy przestrzeń budowania zaufania do dialogu opartego na wiedzy, zwłaszcza na tematy kontrowersyjne lub upolitycznione?

Skupiamy się na aranżowaniu przestrzeni do rozmów. Dużą częścią tego, co robimy, jest zapraszanie świetnych ludzi, prelegentów oraz umożliwienie otwartej dyskusji z publicznością. Ważną rolę odgrywa oczywiście osoba prowadzącego, moderującego taką rozmowę. Jest to dla nas ważne, ponieważ pozwalamy ludziom zadawać pytania bezpośrednio badaczom. Taka rozmowa naprawdę przekonuje gości, że naukowcy to ludzie tacy sami jak oni. Ale to też forma pokazania, że trudne tematy mają ludzką twarz, jeśli mogę to tak ująć. Jest wiele kwestii budzących skrajne emocje, ale nawet w takich przypadkach jesteśmy w stanie zaproponować formę spotkania, które pozostawi dobre wspomnienia w każdej ze stron. Naturalnie podstawą prezentowanych treści są fakty. Naukowcy mówią o wynikach badań, które są zakorzenione w metodzie naukowej. Sztuką jest więc zachować równowagę pomiędzy prezentowaniem faktów a ludzką, przyjazną formą rozmowy.

Istnieje obecnie wiele formatów popularyzacji nauki. Sporo uwagi poświęciłyśmy festiwalom nauki, ale ja chciałabym jeszcze nawiązać do konkursu FameLab. Mówię o nim, ponieważ Uniwersytet Śląski w Katowicach jest gospodarzem krajowych finałów, które odbyły się w październiku 2025 roku. Jesteś międzynarodową koordynatorką tej inicjatywy. Mnie fascynuje format konkursu i prowokuje do zadania jednego z ulubionych pytań: czy naprawdę możliwe jest przekazanie sedna nawet najbardziej złożonych badań w zaledwie trzy minuty?

Jestem absolutnie przekonana, że można to zrobić! Organizujemy FameLab od 20 lat i dotarł on do ponad 30 krajów. Format ten sprawdza się znakomicie, ponieważ zmusza naukowców do myślenia wykraczającego poza ich konkretne, codzienne zadania i do spojrzenia na nie z szerszej perspektywy. Prezentacja swoich zainteresowań naukowych w formie krótkiej, przekonującej narracji pomaga zarówno mówcy, jak i publiczności skupić się na tym, co w danej pracy jest najważniejsze i najbardziej ekscytujące. Można zacząć od zadania sobie kilka razy z rzędu tego samego pytania: dlaczego? Kolejne odpowiedzi tylko na to jedno pytanie mogą nas doprowadzić do zaskakujących wniosków. Uważam, że jest to forma sztuki, której można się nauczyć.

To prowadzi mnie do ostatniego pytania. Jaka jest Twoja największa osobista lekcja wyniesiona z doświadczeń z różnymi formami promowania nauki?

Myślę, że największą lekcję wyniosłam właśnie z udziału w konkursie FameLab jako doktorantka. Badałam neutrina i moim pierwszym odruchem była chęć podzielenia się wszystkim, co wiedziałam – faktami, liczbami i danymi. Tym, czego FameLab naprawdę mnie nauczył, jest powściągliwość. Nie chodzi o to, by powiedzieć ludziom wszystko, lecz by… opowiedzieć im pewną historię. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, jak ważna jest ta „ludzka” strona nauki. To lekcja, która dotyczy także festiwali. Jak już wspominałam, umożliwiamy spotkania między ludźmi, podnosimy kurtynę, nie zapraszamy ludzi na uniwersytet, co może wielu onieśmielać, lecz sprawiamy, że to naukowcy opuszczają „wieżę z kości słoniowej”, aby rozmawiać o nauce w parkach, ogrodach, centrach miast.

Pozostaje nam zaprosić wszystkich do wspólnego świętowania podczas festiwali nauki. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: archiwum prywatne