Mord w średniowiecznym Krakowie, staropolskie zbójniczki grasujące na leśnych traktach, okrutnik, któremu nawet kat nie dał rady czy krwawy burmistrz spod Wawelu – to tylko niektóre historie zebrane przez dr hab. Beatę Stuchlik-Surowiak, prof. UŚ z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego. Jej nowa książka pt. Szkice o zbrodni w kulturze staropolskiej (XV–XVII wiek). Między faktem, historią a literaturą właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Śląskiego.
Dr hab. Beata Stuchlik-Surowiak, prof. UŚ, jest literaturoznawczynią, a jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół literatury i kultury staropolskiej (ze szczególnym uwzględnieniem kronikarstwa, pamiętnikarstwa i epistolografii), dawnej obyczajowości, zagadnień związanych ze staropolskim wymiarem sprawiedliwości oraz rolą kobiety w kulturze minionych epok.
– Zawsze fascynowała mnie psychologia oraz psychologia zbrodni. Z jednej strony, intrygowało mnie, co czyni człowieka mordercą i kiedy się nim staje: czy w momencie planowania zbrodni, czy w chwili jej popełniania. Z drugiej strony od zawsze jestem rozkochana w literaturze staropolskiej. W tej książce udało się połączyć obie moje pasje – mówi literaturoznawczyni.
W swojej najnowszej publikacji badaczka przybliża czytelnikom dawne zbrodnie, do których doszło w Polsce w okresie od XV do XVII wieku. Podstawowym źródłem do poznania tego zagadnienia są staropolskie kroniki, pamiętniki, diariusze oraz inne dokumenty życia społecznego. Głównym celem pracy było porównanie różnych przekazów i zbadanie relacji między faktem historycznym, jakim było morderstwo, a późniejszymi jego śladami pozostawionymi w rozmaitych tekstach kultury na przestrzeni różnych epok.
Opowieści o staropolskich zbrodniach otwiera historia Andrzeja Tęczyńskiego, starosty rabsztyńskiego. Nie ma polonisty, który nie znałby tej postaci, gdyż Wiersz o zabiciu Andrzeja Tęczyńskiego to lektura obowiązkowa na zajęciach z historii literatury staropolskiej. Ten okolicznościowy utwór wierszowany upamiętnia zabójstwo Tęczyńskiego dokonane przez mieszczan krakowskich 16 lipca 1461 roku. Zarzewiem mordu był konflikt z płatnerzem krakowskim Klemensem, któremu bohater wiersza przed wyprawą na wojnę z zakonem krzyżackim (zwaną później wojną trzynastoletnią) oddał do renowacji zbroję. Tęczyński nie był zadowolony z usługi i nie zapłacił pełnej kwoty, doszło do kłótni i spoliczkowania rzemieślnika. To rozsierdziło płatnerza, a awantura przeniosła się na ulice Krakowa. W mieście zawrzało i nie pomogły próby wyciszenia konfliktu przez królową Elżbietę Rakuszankę. Rozjuszony tłum mieszczan zaatakował starostę w kościele Franciszkanów. Został brutalnie zamordowany, zwłoki wywleczono na ulicę, osmalono brodę i wąsy, a następnie ciało ciągnięto rynsztokiem.
– Z owym zbezczeszczeniem wiąże się ciekawa historia – wyjaśnia prof. Beata Stuchlik-Surowiak. – W wierszu pojawia się fragment, z którego wynika, że ciało Tęczyńskiego porzucono na schodach ratusza. W interpretacji niektórych badaczy ułożenie ciała z nogami wyżej niż głowa, zgodnie z jeszcze pogańskimi wierzeniami, było okazaniem braku szacunku dla zamordowanego. Wzmiankę o porzuceniu ciała pod schodami odnajdujemy także w XVI-wiecznej kronice Marcina i Joachima Bielskich.
Po analizie fragmentu u Jana Długosza, który mógł być naocznym świadkiem tych wydarzeń, badaczka zorientowała się jednak, że ten motyw został przez kronikarza inaczej opisany, a mianowicie, że ciało zostało umieszczone w ratuszu, a nie na schodach. Wiersz o Tęczyńskim powstał około pół roku po egzekucji mieszczan i zapewne ludzie sporo przez ten czas plotkowali oraz dopowiadali od siebie, w ten sposób historia obrosła w dodatkowe szczegóły. Następnie informacja o umieszczeniu zwłok na schodach była powielana przez późniejszych kronikarzy w XVI wieku i kolejnych.
W toku analiz źródeł poszczególnych przekazów na temat średniowiecznych morderstw okazało się, że nie ma dwóch takich samych relacji. Każdy kronikarz dopowiadał coś od siebie i koloryzował.
Przykładem takiej ewolucji narracji są losy Łukasza Słupeckiego, syna Grota. Jan Długosz, opisując ich losy, sugerował istnienie dziedzicznej skłonności do popełniania zbrodni, gdyż to Grot Słupecki był oskarżony o zabójstwo, a perypetie jego syna kronikarz przedstawiał w świetle przekonania, że skłonność do popełniania zbrodni mogła przechodzić z ojca na syna. Choć nie pisał wprost o dokonanych przez Łukasza morderstwach, podkreślał jego nieuczciwość, długi, brutalne traktowanie poddanych i bezwzględność wobec innych. To także opowieść z duchami w tle. W pewnym momencie, jak relacjonuje Długosz, Słupecki zaczął być nękany przez „ducha niegodziwego”. Wezwano egzorcystę, który – nie mogąc sobie poradzić z sytuacją – polecił Łukaszowi zadośćuczynić krzywdom, m.in. poprzez zwrot odebranych wcześniej ludziom majątków, ziem i zwierząt. W późniejszych XVI-wiecznych kronikach ta historia została przekształcona: pojawiła się wersja, według której Słupecki miał oddać pieniądze Kościołowi – czego nie było u Długosza.
– Trzeba pamiętać, że w XVI wieku trwały spory między szlachtą i Kościołem o dziesięcinę. Dużo się o tym mówiło i myślę, że dlatego XVI-wieczni kronikarze wprowadzili ten wątek do opisu wydarzeń z XV wieku – wyjaśnia badaczka.
Siły nieczyste czy nadprzyrodzone pojawiają się w wielu opowieściach z tego okresu, głównie są to duchy straszące po śmierci. Takim przypadkiem jest Stanisław Stadnicki, zwany Diabłem z Łańcuta, czy sadystyczny Stanisław Warszycki. Ten pierwszy był wyjątkowym okrutnikiem, inicjatorem prywatnych wojen i zajazdów na majątki szlacheckie, bohaterem licznych procesów sądowych, toczonych nawet z własną rodziną. Stadnicki został zabity w straszny sposób, zaś jego duch miał nawiedzać zamek w Łańcucie, gdzie niegdyś rezydował. Wątpliwej jakości sława Stadnickiego przewijała się przez wieki, był bohaterem nie tylko kronik, ale powieści. W XIX wieku postać Diabła z Łańcuta została wzbogacona o skłonność do romantycznych uniesień, co było typową cechą dla XIX-wiecznej literatury.
W XVII-wiecznym społeczeństwie nie brakowało postaw, które dziś określilibyśmy mianem sadystycznych. Takimi przypadkiem był m.in. Stanisław Warszycki – wojewoda mazowiecki, później kasztelan krakowski, marszałek Trybunału Głównego Koronnego, starosta piotrkowski. Był wyjątkowo okrutny wobec swojej rodziny, a szczególnie upodobał sobie maltretowanie żon oraz jedynego syna. Jego dewiacje sprawiły, że stał się bohaterem legend, w których zyskał rys diabelski. Po jego śmierci zaczęły krążyć opowieści, że nie zaznał spokoju i powraca jako duch na zamku w Ogrodzieńcu, którego był właścicielem.
Znanym z powodu wyjątkowej bezwzględności był także burmistrz Krakowa i rajca Erazm Tłokiński Czeczotka. Nie wahał się skazywać na śmierć nawet ludzi wysoko postawionych. W miejscu, gdzie kiedyś mieściła się siedziba burmistrza, a dziś znajduje się pięknie odnowiony Pałac Czeczotka, odbywały się brutalne przesłuchania, tortury, było to też miejsce rozpusty. Prof. Beata Stuchlik-Surowiak zwraca uwagę na fakt, że wizerunek człowieka, któremu przypisywano nadużywanie władzy i brutalność, z czasem zyskał cechy pozytywne. Podkreślano jego inteligencję, przedsiębiorczość i charyzmę.
Na koniec warto wspomnieć o udziale kobiet w średniowiecznych zbrodniach. W źródłach historiograficznych przechowywana jest pamięć o dwóch XV-wiecznych zbójniczkach – Katarzynie Skrzyńskiej i Barbarze Rusinowskiej. Ta pierwsza była żoną szlachcica Włodka ze Skrzynna, sławnego grabieżcy pustoszącego okolicę, a w napadach aktywnie uczestniczyła również Katarzyna. Małżonkowie grabili kupców, napadali na rycerzy, a okoliczna ludność bardzo się ich bała – ich działalność była dokuczliwa do tego stopnia, że stali się bohaterami lokalnych legend i opowieści.
– Zbójniczki w tych przekazach urosły do postaci nadnaturalnych – opowiada literaturoznawczyni. – O Skrzyńskiej mówiono, że była silniejsza od mężczyzn, potrafiła naciagać największe kusze, po mistrzowsku posługiwała się bronią i miała nadprzyrodzoną siłę.
Ciekawym przypadkiem jest też Rusinowska, gdyż była przedstawicielką szlachty, a za swoje czyny została powieszona. Ponadto chodziła w męskim odzieniu, co stanowiło w średniowieczu prawdziwy ewenement.
– O Rusinowskiej mamy skąpie informacje źródłowe. Niedobór faktów uzupełnia jednak tradycja ludowa. Zbójniczka stała się bohaterką kilku legend opowiadanych w okolicach Gór Świętokrzyskich, gdzie miała grasować wraz ze swoją bandą. Pamięć o niej przetrwała do XIX wieku, stała się nawet bohaterką dramatu, w którym została przedstawiona jako romantyczna heroina – wyjaśnia badaczka.
Prof. Beata Stuchlik-Surowiak w swojej książce podjęła się zbadania tzw. długiego trwania w kulturze – nie tylko osób, ale i motywów. Badaczka zauważyła, że w XIX wieku staropolscy okrutnicy zyskali rysy romantycznych bohaterów. W XX wieku natomiast takie postaci jak Erazm Tłokiński Czeczotka, Stanisław Stadnicki czy Stanisław Warszycki – które można określić mianem sadystów i zwyrodnialców, stały się swego rodzaju narzędziem współczesnej promocji miast oraz zabytkowych obiektów. Przywołane krwawe czyny i występki nie tylko pokazują staropolską mentalność czy działalność systemu sprawiedliwości, ale i skomplikowany proces przekazywania historii potomnym przez kronikarzy i pamiętnikarzy oraz autorów późniejszych nawiązań literackich, malarskich bądź filmowych.