A więc, Stefanie Patryku, żądający, aby mówić do Ciebie tylko po nazwisku, spotykamy się wreszcie osobiście. Choć znamy się przecież od dwudziestu jeden lat, a ściślej rzecz biorąc, to ja znam Ciebie od dwóch dekad. Sprawdziłem setlistę Twoich koncertów na tegorocznej trasie i powiem Ci z całą stanowczością, że ułożyłbym ją w 90 procentach inaczej. Ale nie wybrzydzam. A jakich słów posłuchałbym chętniej z Twoich ust – słów, które bardzo wiele dla mnie znaczą – opowiem w tym liście, który nigdy do Ciebie nie dotrze.
Poznaliśmy się jesienią 2004 roku i było to jedno z tych spotkań, które początkowo wydają się nieistotne i nabierają znaczenia dopiero po latach. Kiedy na oficjalnej ścieżce dźwiękowej gry FIFA 2005 śpiewałeś, że w Twoim angielskim sercu płynie irlandzka krew, nie tylko nie wiedziałem jeszcze, że w przyszłości tak bardzo zwiążę się emocjonalnie (mimo całego uwielbienia dla angielskiej muzyki) z reprezentacją Irlandii w rugby union; nie przypuszczałem również, że piosenki, które wykonujesz – czy to w macierzystym zespole, czy to solowo – będą mówiły tak wiele o moim życiu. Ale jak to ze mną bywa, wówczas nie pogłębiłem naszej znajomości.
Siedem lat później, w lipcu, przyjechałeś do Polski na dwa koncerty, a świętej pamięci redaktor Sankowski dowodził w piątkowej „Gazecie Wyborczej”, że jesteś „najbardziej inspirującym i wpływowym artystą współczesnej popkultury”. I chociaż siedziałem wtedy w zupełnie innej muzyce niż The Smiths, sięgnąłem z miejsca po liczący ćwierć wieku album The Queen Is Dead. W tamtym czasie kolejny raz szedłem ciemnym podziemnym przejściem i znowu pomyślałem: „Boże, wreszcie nadeszła moja szansa!”, tyle że sparaliżował mnie dziwny strach i o nic nie zapytałem. Miało to nastąpić dopiero po niespełna roku, ale okazało się, że akurat tam nie ma wcale żadnego światła, które nigdy nie gaśnie. Przekonałeś mnie (podobnie jak Marek Antoniusz przekonywał Kleopatrę), że pewne dziewczyny są większe od innych, ale w ostatecznym rozrachunku stopiłem się jak walkman palonej na stosie Joanny d’Arc…
Musiało minąć znów sporo czasu w Twoim powracającym raz po raz towarzystwie, bym zrozumiał, że mogłem przecież rozbić się samochodem i skręcić kark, są więc, owszem, w życiu gorsze rzeczy od niebycia czyimś „kochaniem”. Wciąż jednak nie rozumiałem, jak to jest, że ludzie brzydsi niż Ty czy ja po prostu biorą, co ich i odchodzą, a ludzie słabsi niż my potrafią czerpać z życia pełnymi garściami. Może to dlatego, że jako najmłodszy byłem najbardziej ukochany i zarazem najbardziej chroniony? Zostałem odseparowany od blichtru tego świata i… no dobrze, nie okazałem się zabójcą, ale wiem za to doskonale, że w życiu nie ma czegoś takiego jak „normalne”.
A najbardziej zgadzam się z Tobą w jednym: życie to chlew (ta fraza nie brzmi tak efektownie po polsku, jak brzmi po angielsku). I jeśli tego nie wiemy, to co wiemy tak naprawdę? Może więc nie warto potępiać tych głupców, z których tak wielu leży już w grobach, a którzy oddali swoje żywoty pod rozkazy monarchów, oligarchów, przywódców państw i innych potentatów? Albo zawierzyli nieudanym romansom? Lub różnego rodzaju heroinom? I nigdy, przenigdy już nie wrócili?
A dzisiaj panika na ulicach Katowic, panika na ulicach Bielska-Białej. I powracające pytanie, czy życie może być znowu „zdrowe na umyśle” (bo przecież nie „normalne”)? Czy każdy dzień mógłby być niczym niedziela, nawet jeśli miałby rozgrywać się w cichości i szarościach nadmorskiego miasteczka? A Ty zdajesz się odpowiadać: „Och, jeszcze sobie na to nie zasłużyłeś, kochaneczku, / Nie zasłużyłeś sobie na to, synku, / (…) Musisz cierpieć i płakać przez długi, długi czas”.
Cieszę się jednak, że dzisiaj wreszcie zobaczę Cię na scenie. I czekam na to, co mi powiesz. Wszak nawet w ostatniej godzinie życia można się jeszcze zakochać.
Szczerze Ci wdzięczny
Tomasz Płosa
PS W 2014 roku Morrissey przerwał warszawski koncert, uznając, że został obrażony przez jednego ze słuchaczy, dlatego wyjazdowi do Krakowa towarzyszyła niepewność, czy aby teraz nie będzie podobnie. Obyło się bez problemów, ale po następnym koncercie w Wiedniu Moz odwołał pięć kolejnych występów – oficjalny komunikat mówi o kontuzji członka jego zespołu.