Pojawienie się 25 lat temu na rynku viagry zrewolucjonizowało życie wielu ludzi. Od tego czasu zmieniło się nie tylko życie seksualne Polaków, ale samo społeczeństwo i rzeczywistość polityczna. Dlaczego tak ważna jest zdrowa edukacja seksualna, wyjaśnia gość 6. Śląskiego Festiwalu Nauki prof. dr hab. Zbigniew Izdebski – seksuolog, doradca rodzinny, specjalista w zakresie zdrowia publicznego, związany z Uniwersytetem Warszawskim oraz Uniwersytetem Zielonogórskim.
Viagra to coś więcej niż lek – zapisała się nawet w popkulturze. Rodzice opowiedzieli mi kiedyś, jak zostali wezwani przez przedszkolankę, której nie spodobało się, że śpiewałam innym dzieciom fragment popularnego wówczas utworu: „Viagra, viagra działała na szwagra”. Dzieci były zadowolone, przedszkolanka mniej, ale po latach, słysząc tę anegdotę, sama zrozumiałam pośrednio siłę społecznego oddziaływania niebieskiej tabletki. Jak z perspektywy ćwierćwiecza możemy ocenić konsekwencje pojawienia się viagry?
Gdy viagra wchodziła na rynek medyczny, snuto różnego rodzaju domysły. Przewidywano m.in., że podniesie ona jakość życia seksualnego mężczyzn i poprawi ich relacje seksualne. Dużo z tych rzeczy się sprawdziło, chociaż spodziewaliśmy się, że to mężczyźni w późniejszej fazie życia będą głównymi konsumentami. Tymczasem moje badania pokazują, iż duża grupa przyjmujących różnego typu leki na zaburzenia erekcji to osoby po 20. roku życia, czyli młode, które zazwyczaj rzadziej powinny po te środki sięgać, ponieważ zaburzenia erekcji nie występują u nich tak często. Jeśli szerzej popatrzymy na przemiany obyczajowości sfery seksualnej, to zauważymy, że wzrosła też świadomość seksualna kobiet. Wielu mężczyzn przyjmuje viagrę tylko po to, by wzmocnić swój wizerunek męskości – tabletka dała im większą pewność siebie. Często jednak po stronie kobiet pojawiał się duży lęk przed przyjmowaniem viagry przez mężczyzn, bo niejednokrotnie obawiały się o zdrowie partnera – że mu, mówiąc kolokwialnie, wysiądzie serce, czyli dostanie zawału.
W ogóle sytuacja w Polsce okazała się dość specyficzna. Wówczas zakładałem, że nastąpi większa otwartość ze strony lekarzy na rozmowę z pacjentami na temat seksualności człowieka. Od bardzo wielu lat popieram ideę humanizacji procesu leczenia, połączoną z otwartością lekarzy i lekarek na problemy związane ze zdrowiem seksualnym pacjentów. Prowadziliśmy wiele szkoleń dla lekarzy w gronie profesorów z zakresu urologii, kardiologii, seksuologii, ale opór środowiska, żeby rozmawiać o tym z pacjentami, okazał się silny. Często się śmiałem, że tę naszą radę ekspertów nazywałem radą narodowego wzwodu, bo cały czas krążyliśmy wokół tego, jak rozmawiać z pacjentem i pacjentką na tematy związane z życiem seksualnym. Niewątpliwie nastąpiły pozytywne zmiany, ale nie aż tak znaczące, jakbyśmy chcieli. W dużej mierze wynika to z faktu, że Polacy w dalszym ciągu nie do końca dostrzegają wartość zdrowia seksualnego dla holistycznego spojrzenia na swoje funkcjonowanie. Często mówimy o zdrowiu psychicznym, fizycznym, a rzadziej o zdrowiu seksualnym. Nie obwiniałbym jednak do końca samych lekarzy, dlatego że w procesie kształcenia nie mają wprowadzonego obowiązkowego przedmiotu z zakresu seksuologii. Mają kardiologię, urologię, ginekologię, anatomię oraz wiele innych dziedzin i często więcej wiedzą o patologii niż o normie. Jednocześnie przez sam fakt, że nie rozmawia się z przyszłymi lekarzami o zdrowiu seksualnym, nie mają oni tej swobody psychologicznej w mówieniu o tym z pacjentem.
Społeczeństwo polskie uchodzi za dość konserwatywne – w wielu domach seksualność wciąż bywa tematem tabu. Dlaczego ta jedna, tak naturalna przecież sfera ludzkiego życia, wzbudza tyle emocji?
Ze sferą seksualności musimy się oswajać, a to powinno następować w cyklach życia – w domu rodzinnym, szkole, a następnie w programach kształcenia. Wydaje mi się, że jako społeczeństwo nie doceniamy wartości zdrowia seksualnego. To, co nam, Polakom, najlepiej wychodzi w seksie, to opowiadanie dowcipów na jego temat, ale już nie konstruktywne rozważania o seksualności. Od lat cierpimy w Polsce na brak dobrej edukacji seksualnej – jej prawie nie ma. W tej chwili nauczyciele nieraz boją się podjąć temat ze względów politycznych. Nie chcą być posądzeni o seksualizację młodzieży. Doszło już do tego, że gdy mówimy prawdę biologiczną, ktoś stwierdza, że to erotyzacja młodzieży i tego nie wolno mówić. Tymczasem wiedza seksuologiczna jest nam bardzo potrzebna. Źródeł wielu kłopotów upatruję właśnie w braku tej wiedzy. W większości przypadków rodzina w Polsce nie jest otwarta na te tematy. Co ciekawe, tematyki tej w relacjach rodzinnych nieraz nie podejmują ludzie, którzy posiadają wiedzę o seksualności. Ich bariery psychologiczne są tak duże! Dlatego sam postawiłem w znacznej mierze na szkołę jako na instytucję, która jest zobowiązana do przekazywania wiedzy. Mam poczucie, że należy o życiu seksualnym człowieka nauczać tak samo jak biologii, geografii, literatury lub języków obcych. W końcu to jest pewna składowa ogólnej wiedzy. Najważniejsze, żeby edukacja seksualna była dobrze prowadzona. Wielu z moich studentów, gdy wspomina np. lekcje przygotowania do życia w rodzinie w szkole, mówi, że nic do ich życia nie wniosły, bo były nudne albo źle prowadzone. To duży problem.
Czy nie jest tak, że tej wiedzy młodzież poszukuje tam, gdzie nie powinna? Pod koniec ubiegłego roku ukazał się raport Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej pt. Nastolatki wobec pornografii cyfrowej. Wnioski z niego płynące były mocno niepokojące. Ponad 70% dzieci i młodzieży wskazywało na łatwość natrafienia na podobne materiały w internecie. Regularne oglądanie treści pornograficznych deklarował prawie co czwarty nastolatek!
Niestety sporo dzieci ma kontakt z pornografią i nawet po założeniu blokady przez rodziców okazuje się, że dziecko ogląda takie materiały np. u kolegi na telefonie w szkole. Same zakazy niczego do końca nie załatwią. Ważna jest konstruktywna rozmowa, program wychowawczy, dobra komunikacja z dziećmi i otwartość na rozmowę. Problem wynika z tego, że młodzież zaczęła traktować pornografię jako źródło informacji o seksualności człowieka i to jest wielkie nieporozumienie. Z punktu widzenia rozwoju psychoseksualnego jest to zjawisko niebezpieczne – dziecko nie jest przygotowane na tego typu obrazy. Powtórzę, że w moim przekonaniu rozwiązaniem jest dobra edukacja seksualna i w ogóle zdrowotna. Należy zwrócić uwagę na to, ile pojawia się przypadków depresji u dzieci i młodzieży, ale też na problemy z otyłością lub trudnościami wynikającymi ze zbyt długiego przebywania w internecie. Dużą nadzieję wiązałbym ze szkołą. Najczęściej placówki te podlegają samorządom lokalnym, więc bardzo ważna jest postawa prezydenta, burmistrza, wójta i wiele zależy od tego, czy jego opinia uzależniona jest od przekonań politycznych. Groźniejsze od mówienia o otwartej edukacji seksualnej są wypowiedzi nakłaniające do wychowania w powściągliwości i dziewictwie. Przecież dobrze prowadzona edukacja seksualna jest czynnikiem opóźniającym wiek inicjacji seksualnej, co potwierdzają liczne badania międzynarodowe. Nie jesteśmy zwolennikami wczesnej inicjacji seksualnej, ale skoro niektórzy młodzi ludzie decydują się na współżycie, to odpowiednia edukacja zapewnia im bezpieczeństwo w postaci wiedzy na temat antykoncepcji czy profilaktyki chorób przenoszonych drogą płciową. Ta edukacja chroni nas także przed agresją seksualną, zwłaszcza że przemoc w stosunku do dzieci nie pochodzi tylko od osób dorosłych – mamy coraz więcej przypadków agresji rówieśniczej. To bardzo trudne tematy, ale muszą być podjęte.
Parę lat temu modelka Anja Rubik wywołała w sieci burzę, gdy została twarzą projektu Sexedpl, w ramach którego we współpracy z ekspertami z dziedziny seksuologii wydała książkę mającą przybliżyć młodzieży bezpieczne zachowania seksualne. Czy podobne inicjatywy mogą wypełnić lukę w edukacji seksualnej, skoro w szkole jest ona traktowana po macoszemu?
Znam to opracowanie i pod względem merytorycznym to dobra książka. Natomiast edukacja seksualna prowadzona przez organizację pozarządową nie rozwiązuje sprawy. Tego typu publikacje mogą być ważnym materiałem uzupełniającym wiedzę, ale jeżeli mówimy o edukacji seksualnej, trzeba myśleć o wychowaniu, które powinno być procesem ciągłym. Nigdy nie mieliśmy w Polsce dobrej atmosfery dla edukacji seksualnej. Czy to były rządy lewicowe, czy prawicowe, to nikt nam, wbrew pozorom, nie stwarzał dobrych ku temu warunków.
Teraz mamy wychowanie do życia w rodzinie w szkole podstawowej i ponadpodstawowej. Jego program nie obejmuje wyłącznie kwestii biologicznych dotyczących dojrzewania psychoseksualnego, seksualności czy chorób przenoszonych drogą płciową, ale skupia się również na różnych kwestiach psychologicznych, socjologicznych czy związanych z miłością, przyjaźnią, relacjami z rodzicami oraz umiejętnościami komunikowania się w grupie. Ważne, by to wszystko było podzielone na poszczególne etapy edukacji i zostało dostosowane do fazy rozwojowej uczniów. Wydaje mi się, że edukacja seksualna nigdy nie była potrzebna dzieciom i młodzieży tak bardzo jak teraz. Wiąże się to z tym, o czym wcześniej rozmawialiśmy – problemem uzależnienia dzieci od pornografii, ale też umożliwia dobrą komunikację dzieci i młodzieży, przybliża temat profilaktyki przemocy seksualnej, agresji czy uzależnień. W moim odczuciu musimy w tej chwili młodym ludziom bardzo pomóc. Pamiętajmy też, że dzieci i młodzież powinny najpierw otrzymać wiedzę z zakresu pozytywnego wymiaru ludzkiej seksualności i dopiero wtedy należałoby przekazywać im informacje na temat ryzykownych zachowań czy patologii życia seksualnego.
Dużo mówimy o edukacji seksualnej dzieci i młodzieży, ale czy nie pomijamy tutaj dorosłych? Dotarcie do nich może być równie ważne.
To, co robicie poprzez Śląski Festiwal Nauki KATOWICE, jest właśnie takim upowszechnianiem wiedzy. Podczas wydarzenia spotykałem rodziców z dziećmi. Festiwal pokazuje, że uczenie się jest procesem ciągłym, a w różnych fazach naszego życia będzie nam potrzebna różna wiedza – nie tylko dotycząca seksualności człowieka. To też dążenie do zrozumienia świata, jego intepretowania, obserwowania zmieniających się uwarunkowań cywilizacyjnych czy postępu technologicznego. Nie wystarczy raz się czegoś nauczyć. Kiedyś nie mówiło się aż tyle o kwestiach klimatycznych, a obecnie zauważamy, że trzeba ten temat nagłaśniać i przygotowywać ludzi na pewne wyzwania. Jednocześnie należy pokazywać, jak nauka może wspierać ludzki rozwój np. z pomocą sztucznej inteligencji. Ta edukacja obejmuje nie tylko dzieci, ale też ich rodziców, dziadków.
Zauważmy, jak wiele zmienia się wokół nas. Powiększa się grono ludzi wybierających życie w pojedynkę, a to wiąże się z kwestiami demograficznymi w Polsce i spadkiem dzietności. Oczywiście na to składa się wiele czynników – zdrowotnych, społecznych i politycznych. Program 500+ nie wpłynął na zwiększenie przyrostu naturalnego, choć niewątpliwie w niektórych rodzinach doprowadził do przywrócenia poczucia godności, ale to nie załatwia całej sprawy. Mamy tak wiele rzeczy, które są związane np. z humanizacją procesu leczenia i podejściem do osób w późniejszej fazie życia. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że członkowie rodziny zwykle przychodzą do pacjenta, troszczą się o niego. Skoro jednak coraz więcej ludzi nie wchodzi w stałe związki, to będą do szpitala chodzili sami i nikt nie będzie lekarza pytał o ich zdrowie. System opieki społecznej będzie musiał wypracować inne formy wsparcia dla osób żyjących w pojedynkę. Zauważalnie też wzrasta w Polsce ilość zażywanych leków antydepresyjnych. Chcę, by było jasne: sądzę, że to dobrze, kiedy ludzie korzystają ze wsparcia farmakologicznego, ale nie zmienia to faktu, że w kraju odnotowujemy dużo samobójstw wśród dzieci i młodzieży oraz dorosłych. Ile przygniata nas problemów związanych ze stereotypami kobiecości i męskości? To są ogromne wyzwania stojące przed naukami społecznymi i medycznymi, ale też przed interdyscyplinarnością nauki.
Trochę przykra konkluzja wyszła nam na koniec, Panie Profesorze. Czy to znaczy, że czeka nas życie w smutnym i rozbitym społeczeństwie? Może jest w tym wszystkim jakiś promyczek nadziei?
Ten promyczek od nas zależy. Tylko żebyśmy się wszyscy chcieli uczyć dobrego komunikowania i wyrażali niezadowolenie z agresji, także polityków, którzy upowszechniają tego typu język i zachowania. Może nasza rozmowa rzeczywiście poszła w nieco pesymistycznym kierunku, ale moje wieloletnie badania seksualności Polaków pokazują dużo optymistycznych rzeczy. W większości ankiet Polacy odpowiadają, że są zadowoleni ze swojego życia seksualnego. Wyraźnie też na przestrzeni ostatnich lat wzrasta świadomość seksualna kobiet, które domagają się respektowania ich praw. Wcześniej mówiliśmy o lekach na zaburzenia erekcji, które są dobrym rozwiązaniem dla mężczyzn mogących korzystać z wsparcia farmakologicznego. Według mnie Polacy są trochę „niedopieszczonym” narodem. Jesteśmy przyzwyczajeni, że to raczej kobieta częściej akcentuje swoje potrzeby przytulenia, pocałunku, bliskości, a mężczyzna wstydzi się je komunikować, bo może to uchodzić za niemęskie. Moje ostatnie badania dotyczące seksualności Polek i Polaków pokazały jednak, że ponad 60% społeczeństwa deklarowała, iż bliskość cielesna jest ważniejsza niż stosunek seksualny. To jest optymistyczne, bo wskazuje, że potrafimy już powiedzieć, że czegoś nam brakuje i chcielibyśmy, by ta potrzeba była zaspokojona. Bliskość, przytulenie, dotyk są niewątpliwie ważne dla nas wszystkich. Istotne jest, że aby się do kogoś przytulać, musimy tę osobę kochać, a przynajmniej lubić.
Cieszę się, Panie Profesorze, że udało nam się zakończyć tym pozytywny akcentem. Bardzo dziękuję za rozmowę.