Dlaczego nie netizen?

„Wkrótce będzie możliwe bezprzewodowe wysyłanie informacji na cały świat, tak, że każdy człowiek będzie mógł to robić przy pomocy małego urządzenia noszonego przy sobie”. Szalona przepowiednia, a może zapowiedź Nicoli Tesli z 1909 roku ziściła się w drugim półwieczu XX wieku, kiedy powstał internet i zaczął towarzyszyć nam w życiu codziennym: dziś dostęp do sieci każdy ma dosłownie na wyciągnięcie ręki. Co więcej, w czerwcu 2016 roku – 5 lat temu – Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję, według której internet jest jednym z podstawowych praw człowieka, tak jak prawo do życia, bezpieczeństwa osobistego, wolności, równości wobec prawa czy prywatności. A popularny internetowy mem dopisuje go do piramidy ludzkich potrzeb stworzonej niegdyś (w 1954 roku) przez Abrahama Harolda Maslowa: bycie online staje się w tej kpiarskiej dwudziestopierwszowiecznej hierarchii bardziej podstawowe niż zaspokajanie potrzeb fizjologicznych.

Osobę, która korzysta z internetu, nazywa się w wielu językach internautą, metaforycznie surferem. Mamy też określenie analityczne: użytkownik internetu, brzmiące technicznie, sucho.

Słowo internauta jest zapożyczeniem z ang. internaut. Tworzą je morfemy: inter- (z internet) i-nauta (z gr. ναύτης [naútēs] ‘żeglarz’). Ten drugi, pełniący rolę przyrostka, występuje też w kilku internacjonalizmach: argonauta, akwanauta, aeronauta, astronauta, kosmonauta, oceanauta, cybernauta, motonauta, selenonauta, lunonauta, chrononauta, temponauta.

Przyrostek -nauta oznacza zatem ‘podróżnika przemierzającego jakąś przestrzeń’, uszczegółowioną w części tematycznej wyrazu. Za pierwowzór tej konstrukcji można uznać argonautów z gr. l.mn. Ἀργοναῦτα [Argonautai] ‘żeglarze na Argo’ („Szybki”) – w mitologii greckiej 52 uczestników wyprawy do Kolchidy po złote runo cudownego barana. Załogę statku tworzyli Boreadzi – skrzydlaci bracia, siłacz Herakles, pieśniarz Orfeusz, Tezeusz – pogromca Minotaura, Kastor i Polideukes – bliźniaczy bracia, piękna Atalanta i inni. Ich podróż obfitowała w liczne przygody, utrwalone w postaci mitów. Etymologia umieszcza więc internautów w szacownym gronie dzielnych żeglarzy – argonautów. W podobnej narracji utrzymany jest surfer ‘osoba uprawiająca surfing’, walcząca lub współpracująca z malowniczo groźnymi falami, z nieokiełznanym żywiołem morskim, próbując utrzymać się na chybotliwej desce. Metafora surfera, sunącego po bezkresnym oceanie czy galaktyce internetu, przeżywającego przygody, doświadczającego zachwytu pięknem i ogromem przestrzeni, zmagającego się z żywiołem, wysoko waloryzuje użytkownika internetu, nobilituje go. Za słowem widać herosa, silnego, niezwyciężonego, wysportowanego. Surfowanie wydaje się malowniczą, głęboko perswazyjną metaforą, ale – jak każda metafora – zużywa się na skutek codziennego powtarzania („Kto pierwszy nazwał kobietę różą, był poetą. Kto to powtórzył, był tylko komplemenciarzem”, Heinrich Heine).

Lista słów nazywających użytkownika internetu w angielszczyźnie jest bogatsza. Oprócz internaut z wariantem cybernaut, internet surfer/netsurfer/surfer boy i internet user/web user/ user of the internet, Brytyjczycy mogą też wybierać między: netizen albo visitor. Wobec przemian stylu używania cyberprzestrzeni warto zastanowić się nad możliwością zastąpienia pionierskiego internauty z pierwszych lat internetu i surfera zmagającego się z żywiołem przez netizena (z 1995 roku) ‘user of the internet’. Szersza definicja brzmi tak: ‘człowiek bardzo często korzystający z internetu i aktywnie przyczyniający się do jego rozwoju; obywatel internetu’. Łączą się tu cząstki: net- z internet oraz -izen z citizen ‘obywatel’.

Netizen był bez przeszkód implementowany do polszczyzny, ale słowo nie znalazło większego uznania wśród użytkowników. Traktowanie podróżowania w internecie jako przygody zwycięża z odpowiedzialnym poruszaniem się po nim, por. definicję obywatela: ‘osoba oficjalnie uznana za członka społeczeństwa jakiegoś państwa i mająca wynikające z tej przynależności uprawnienia i obowiązki’. No właśnie: także obowiązki.