Proponuję eksperymentalnie rozważyć wariant przeniesienia działalności akademickiej… na plażę. Oczywiście najlepiej na plażę nad jakimś ciepłym morzem lub w przyjemnym miejscu, w którym można uprawiać nauczanie. W ostatnich miesiącach byliśmy co i rusz informowani o nowych/ starych dziedzinach sportu. Na olimpiadzie rozgrywano turnieje siatkówki plażowej, istnieją też koszykówka plażowa (beach basketball), piłka nożna na plaży, a ostatnio serwis uniwersytecki poinformował o sukcesach p. Janusza Hajduka, pracownika Centrum Wychowania Fizycznego i Sportu Uniwersytetu Śląskiego w tenisie plażowym (stąd się dowiedziałem, że na plaży można grać w tenisa, chociaż w zasadzie nic dziwnego, bo kometka, czyli badminton, od dawna była powszechnie uprawianą grą na plaży właśnie). W bagażu wczasowicza musiały się znaleźć piłka, rakietki i lotki do badmintona oraz różne przybory do używania w wodzie, gdy się człowiek zgrzeje na piasku. Poza tym jest jeszcze mnóstwo zajęć, które można wykonywać na plaży. Na przykład można budować zamki z piasku, co obrosło prawdziwą legendą i przeszło do skarbnicy języka polskiego. Można też ścigać się samochodami jak w sławnych zawodach w Daytona Beach. Matematykom polecam szczególnie liczenie ziaren piasku, które w tej postaci istnieją czasowo, zanim zamienią się w skały piaskowcowe (może zresztą jest na odwrót, ale to zagadnienie pozostawiam do rozstrzygnięcia geologom). Można też, o czym donosiły media w tym roku, wykonywać czynności, o których wielki Kant mówił: ,,rzecz sama w sobie przyjemna, ale ruchy niegodne filozofa”. Dodajmy, że owe czynności były skutkiem nadużycia napojów dla dorosłych, być może napitku zwanego ,,sex on the beach”.
Zmierzam do tego, by uwzględnić plan B w strategii Uniwersytetu Śląskiego na najbliższy rok akademicki (a może i następne, jeśli taka będzie wola społeczności akademickiej). Powiem wprost: zamiast męczyć się w opuszczonych przez ubiegły rok pomieszczeniach uniwersyteckich, przenieśmy się na Malediwy, Seszele lub do Zanzibaru. Jest to propozycja raczej droga, ale w świecie powszechnej tęsknoty do równości kto nam zabroni pójścia w ślady rozmaitych celebrytów? No kto? Czy Uniwersytetu Śląskiego nie stać na taką ekstrawagancję, która może okazać się jedyną w swoim rodzaju ucieczką przed pandemią z jej kolejnymi falami? Niechaj fale mórz południowych zmyją fale pandemii – oto nasze hasło. A Unia Europejska na pewno nie poskąpi wsparcia, jeśli wniosek będzie dobrze uzasadniony.
Na plaży można zachować odpowiedni dystans, ponieważ nie będzie się raczej planować wspomnianych wyżej ,,ruchów niegodnych filozofa”. Poza tym jest więcej okoliczności, które przemawiają za taką odnową życia akademickiego. Ubiory mogą być lżejsze i bardziej przewiewne, co na pewno będzie sprzyjać podniesieniu odporności. O liczeniu ziaren piasku już wspominałem, więc matematycy i geologowie znajdą naturalne środowisko dla swoich specjalności. Filologowie mogą ćwiczyć się w pisaniu na piasku, co powinno też zainteresować teologów. Można by też uruchomić nowe kierunki, na przykład rozwijanie umiejętności kręcenia biczy z piasku. Ponieważ plaża to w zasadzie minipustynia, to nauki wymagające warunków pustynnych też miałyby przyszłość. Krótko mówiąc: w zasadzie same plusy! Proponuję się nie zastanawiać i od razu zamawiać czartery na dogodnie położoną plażę. Gdyby jednak władze wolały przeprowadzić badania wykonalności projektu, to polecam swoje skromne usługi: mam spore doświadczenie w plażingu, parawaningu oraz e-learningu.