Nowa nadzieja

Minęły ciepłe, letnie miesiące wakacyjne. Rozpoczął się październik. Dni będą coraz krótsze, chłodniejsze. Dziś, gdy rozmawiam z dr. Marcinem Moroniem o emocjach związanych z pandemią koronawirusa, nie wiemy jeszcze, jak przebiegać będzie kolejna fala pandemii, czy znów zmienią się obostrzenia, czy zostaniemy w domach. Czy możemy się lepiej przygotować? Psycholog z Uniwersytetu Śląskiego jest przekonany, że mimo stale kryzysowej sytuacji zyskaliśmy sporo wiedzy i wiele nowych kompetencji, które mogą pomóc w coraz lepszym radzeniu sobie z nową rzeczywistością.

Dr Marcin Moroń
Dr Marcin Moroń

Okres trwającej w Polsce już blisko dwa lata pandemii koronawirusa sprzyja odczuwaniu głównie tych emocji, których wolelibyśmy nie przeżywać. Jeśli spojrzę w przeszłość, powiedziałabym, że ta nowa sytuacja budziła we mnie... no właśnie, nie wiem, czy bardziej strach, czy może lęk?

Pandemia koronawirusa to czas, w którym doświadczyliśmy nowego rodzaju zagrożenia. Emocje pozwalają nam lepiej orientować w tym, co dzieje się pomiędzy nami a naszym otoczeniem. Dlatego są zróżnicowane, a każda z nich może odzwierciedlać inną cechę relacji „ja w otoczeniu”. Skoro pandemia niesie ze sobą zagrożenia – naturalne jest odczuwanie emocji z kręgu strachu i lęku. Emocje te – mimo iż podobne – nie są tożsame. Strach to stan raczej intensywny i krótkotrwały. W przypadku lęku przebieg doświadczenia emocjonalnego może być zdecydowanie dłuższy. Pandemia mogła – i może nadal – powodować w nas doświadczenia przypływów i odpływów obaw – o zdrowie, o pracę, o swoje relacje, ale także stałe napięcie psychiczne o mniej sprecyzowanym źródle.

Drugim ważnym wyróżnikiem jest właśnie możliwość identyfikacji źródła emocji. Łatwiej identyfikować źródło zagrożenia przy odczuwaniu strachu. Boimy się na przykład egzaminu, zabiegu etc. W przypadku lęku i zaburzeń lękowych o wiele trudniej poznać ich przyczynę. Często zdarza się, że osoby przeżywające takie stany emocjonalnie błędnie identyfikują to, co powoduje napięcie psychiczne, lub odczuwają niezrozumiały dla siebie lęk pod nieobecność konkretnego zagrożenia. Sygnałem przeżywania lęku jest również zamartwianie się.

Wyjaśnienie, choć wydaje mi się jasne, nadal nie pozwala mi jednoznacznie zidentyfikować moich własnych emocji. Z jednej strony wiem, czego się obawiam, z drugiej – już samo zagrożenie ma charakter na tyle złożony, że więcej we mnie jest niepewności niż trafnego wskazania źródła napięcia.

Wirus jest obiektem, jeśli tak można powiedzieć, konkretnym i zarazem nieuchwytnym. Pandemia trwa, przyszłości nikt nie zna, ale kolejne fale stają się zjawiskiem powtarzalnym, już trochę oswojonym.

Ocenę sytuacji komplikuje upływający czas, który zmienia nasze emocje, zachowania, postawy. Proszę sobie przypomnieć pierwsze doniesienie medialne o wybuchu pandemii. To były bardzo silne stresory. Wstępne badania pokazały, że im częściej śledziliśmy kolejne doniesienia prasowe, tym mocniej odczuwaliśmy emocje. Na pewno nie pomagał nam sensacyjny sposób przekazu informacji.

Aby poznać strukturę naszych zachowań, psycholodzy początkowo stosowali różne metody analizy zarówno strachu, jak i lęku przed koronawirusem SARS- -CoV-2, a także paniki związanej z pandemią. Takie podejście zakładało, że reakcja na zagrożenie pandemiczne jest stosunkowo jednorodnym odczuciem. Precyzyjniejsza analiza tych lękowych reakcji, którą podjęto w nieco późniejszych pracach, skupiała się już na różnicowaniu źródeł naszych reakcji emocjonalnych, a więc na przykład odróżniała lęk przed utratą pracy czy troskę o zdrowie najbliższych. Dobrym przykładem zagrożenia, które wywoływało lęk w początkowych fazach pandemii, a potem uległo zmianie, może być strach przed tym, że zabraknie produktów pierwszej potrzeby, takich jak na przykład ryż, mąka, środki przeciwbólowe czy preparaty do dezynfekcji. Rozpoczęło się gromadzenie zapasów. Na wszelki wypadek.

Strach czy lęk są jednak ważne...

Mają nas ostrzegać przed niebezpieczeństwem i przez to nas chronić. Pełnią taką funkcję także w rzeczywistości pandemii. Osoby odczuwające silniejszy lęk miały większą skłonność do stosowania środków ochronnych i bezpiecznych zachowań. Odczuwając je, łatwiej będziemy stosować się do obostrzeń, które mają służyć każdemu z nas, całemu społeczeństwu także teraz. Ważne jest natomiast natężenie tych emocji i sposób radzenia sobie z nimi. Gdy są bardzo nasilone – czasowo lub z punktu widzenia intensywności i odczuwamy trudność w ich regulacji – może dojść do przekształcenia się ich w postać kliniczną.

Wspomniał Pan Doktor o przekazach medialnych i ich sile. Myślę, że czas pandemii potęguje nasze zagubienie w gąszczu informacji. Nie jestem ekspertem w dziedzinie medycyny, ekonomii, gospodarki czy polityki. Słyszę, że świat po pandemii, o ile taki nastanie, będzie inny. Jaki? Próbują to przewidywać naukowcy. Czy to powrót autorytetów?

Im mniej wiem o tym, co się dzieje, tym mam mniejszą kontrolę nad własnym życiem. To powoduje, że szukam różnych sposobów wyjścia z tej sytuacji. Jednym z nich może być słowo autorytetów. Mamy wielu wypowiadających się ekspertów, o których wiemy co najwyżej, w czym się specjalizują, że mają pewne doświadczenie w prowadzeniu badań i że reprezentują konkretny ośrodek naukowy. Trudno zatem oceniać wiarygodność tego, co do nas mówią. Myślę, że mało kto z nas potrafiłby stwierdzić, czy wypowiadają się z pozycji wiedzy, kompetencji, charyzmy czy innych uwarunkowań władzy. Trudność z oceną wiarygodności autorytetów przez odbiorcę wymaga także, by instytucje odpowiedzialne za przekazywanie komunikatów eksperckich dbały o najwyższą ich jakość. Pandemia w pewnym sensie postawiła przed nami pytanie o to, jaki jest współcześnie autorytet nauki i kto ten autorytet nauce przyznaje, a kto go jej odmawia…

Nieustająco dociera do nas ogrom różnych treści, to prawda. Doświadczył tego każdy z nas. Kluczowe pytanie brzmi zatem: co my z nimi możemy zrobić?

Stykając się z nową rzeczywistością, możemy przyjmować różne postawy wobec niej. Z punktu widzenia spójności poznawczej umysłu chodzi o to, aby kolejne informacje nie zburzyły obrazu świata, który mamy w naszych głowach. Aby tego dokonać, możemy wybrać jedną z dwóch dróg. Pierwszą jest modyfikacja naszych struktur umysłowych, co wydaje się najbardziej pożądanym sposobem reagowania na sytuację, w której się znaleźliśmy. W praktyce oznacza to zdobywanie nowej wiedzy i kompetencji, co w ogóle pomogłoby nam sobie radzić w innych sytuacjach związanych ze zmianami i kryzysami. Drugą jest możliwie najszybsze uzyskanie płynności poznawczej, co tak naprawdę często sprowadza się do szukania wyjaśnień, może nie najbardziej prawdopodobnych, ale dających pewien rodzaj szybkiej pewności. Jednym z przejawów przyjmowania tej strategii może być odnoszenie się do teorii konspiracyjnych. Nieweryfikowalne przekonania często powodują, że ludzie łatwiej rezygnują na przykład z najnowszych osiągnięć nauki. Zmowa wydaje się łatwiejszym do zrozumienia i szybszym ujęciem tego, co się dzieje, niż otwarcie się na złożoność rzeczywistości i niezrozumiałość niektórych procesów. Widać to doskonale w przebiegu akcji szczepień. Nowy rodzaj szczepionki powstał tak szybko, co nie zgadza się z potoczną wiedzą o tym, że ten proces jest długotrwały. Wielu osobom może zabraknąć motywacji, by poszukać danych o tym procesie, a czasami także i wiedzy potrzebnej do przyswojenia tych danych. Nierzadko łatwiej powtarzać, że zapewne chodzi o szybkie, duże pieniądze dla koncernów farmaceutycznych, które zresztą na pewno przyczyniły się do wybuchu pandemii. W ten sposób może rodzić się opór podszyty lękiem. Jednym z jego przejawów może być niechęć do korzystania z rozwiązań wdrażanych instytucjonalnie w oparciu o dostępne na teraz, zweryfikowane naukowo rozwiązania. Taką drogą jest masowe wyszczepianie.

To trudne zadanie. W połowie września w pełni zaszczepionych przeciwko COVID-19 było niecałe 50% naszego społeczeństwa.

Rozumiejąc już lepiej mechanizm oporu, ważne jest, aby skonstruowanie przekazu medialnego, który w dopasowany do zróżnicowanego audytorium sposób zachęca do skorzystania z wdrażanych rozwiązań. Niektórzy zaszczepili się, aby móc swobodnie podróżować, innych przekonały argumenty o tym, że warto podejmować pewne działania w trosce na przykład o swoich najbliższych. Próbujemy wyjść poza perspektywę egocentryczną. Różnimy się.

Z punktu widzenia procesów perswazji zadanie rzeczywiście nie jest łatwe, ponieważ do trwałej zmiany postaw odbiorcy tych komunikatów muszą mieć motywację, aby wysłuchać przekazu, oraz odpowiednie kompetencje, aby go przetworzyć. Jeśli brakuje im takich kompetencji, korzystne może być stosowanie wskazówek peryferyjnych, np. wiarygodnych autorytetów czy osób znanych. Nie bez powodu do rozmów zaprasza się tylu lekarzy i naukowców, a w akcje zachęcające do szczepienia włączają się znani sportowcy czy aktorzy. Ten aspekt radzenia sobie z pandemią wskazuje także na kryzys zaufania społecznego.

Pandemia trwa prawie dwa lata. Czy to wystarczający czas, aby można było doświadczyć trwałych zmian w naszych postawach, przekonaniach, nawykach? Innymi słowy: czy możemy już mówić o nowej rzeczywistości?

Z wyników badań prowadzonych na świecie wiemy, że emocjonalna adaptacja do sytuacji pandemii następowała już po około czterech tygodniach. Nie bagatelizując zagrożenia, można wskazać, iż jako ludzie mamy stosunkowo duży potencjał adaptacyjny. Doświadczyliśmy tego chociażby na przykładzie życia uniwersyteckiego. Bardzo szybko dostosowaliśmy się do wymogów edukacji prowadzonej zdalnie, do której wcześniej wielu z nas było nastawionych sceptycznie. Poradziliśmy sobie z wyzwaniami technologicznymi. Dostrzegliśmy wreszcie zalety takiej formy spotykania się ze studentami. Ja żałowałem na początku, że nie mogę obserwować ich reakcji bezpośrednio, na żywo, tak jak to miało miejsce podczas zajęć na uczelni. Odkryłem jednak inną ciekawą formę komunikacji mówiącą o ich emocjach – były to emotikony używane przez nich chętnie na czacie. Myślę, że nie miałbym szans dostrzec niektórych reakcji podczas stacjonarnych spotkań.

Jeszcze inny przykład dotyczy osób starszych, zagrożonych wykluczeniem cyfrowym. Wielu z nich właśnie w rzeczywistości pandemii zetknęło się po raz pierwszy z nowymi technologiami, korzystając z pomocy dzieci czy wnuków. Mogło to także stworzyć przestrzeń do zacieśnienia relacji rodzinnych.

Wspomniała Pani również o nawykach. Z badań naukowych wynika, że potrzebujemy około dwunastu tygodni, aby je zmienić. Nikogo nie powinno więc dziwić to, że wychodząc ze sklepu, zapomina ściągnąć maseczkę. Mnie to się często zdarza. To może być nasz nowy nawyk. Zmieniają się także nasze postawy. Nasze schematy myślowe mogą ulec dopasowaniu do tego, co zaczęliśmy robić. Zauważamy w nauczaniu zdalnym zarówno możliwości, jak i trudności, lecz nie poświęciliśmy na ołtarzu trudności tych możliwości. Byłoby niezmiernie trudno prowadzić zajęcia online przez cały rok, stale będąc przekonanym o nieefektywności i braku korzyści z tej formy kontaktu.

W tym sensie powrót do rzeczywistości sprzed pandemii jest niemożliwy. Mamy nową wiedzę, rozwinęliśmy nasze kompetencje, zmieniliśmy nawyki i niektóre postawy – i to jest dobre w tym głęboko kryzysowym, trudnym doświadczaniu skutków pandemii. Oczywiście niektóre osoby mogły doświadczyć także pogorszenia swojego funkcjonowania. Ważne, by to zauważyły i uzyskały odpowiednią pomoc.

Jaka będzie „nowa normalność”?

W psychologii od trzydziestu lat prowadzone są badania, które mówią o tak zwanym wzroście potraumatycznym. Oznacza on, mówiąc w skrócie, że odbudowane zasoby po doświadczeniu kryzysu mogą być większe niż te, którymi dysponowaliśmy przed traumatycznym okresem. Myślę, że chcielibyśmy sobie życzyć takiej właśnie drogi, skoro pandemia koronawirusa okazała się nieunikniona.

Jedną z cnót, których rozwój motywowała pandemia, jest wrażliwość na otoczenie. Uważność na zmiany w zachowaniu osób, które są w naszym otoczeniu, może stanowić nowy zasób naszego społeczeństwa. Docierają do nas wyniki badań potwierdzające doniesienia o pogarszającym się stanie psychicznym osób doświadczających skutków długotrwałego lęku będącego skutkiem pandemii. Skalę problemu mogą wyrazić uśrednione wyniki badań przesiewowych, które stosunkowo konsekwentnie przestrzegają, że nawet ok. 40% osób może doświadczać klinicznie istotnych trudności. Na pewno warto zwrócić uwagę na spadek motywacji, obniżenie nastroju, nagłą utratę wagi, bezsenność czy ahedonię, która polega na tym, że człowiek przestaje czerpać radość z tego, co dotychczas było jej źródłem – szczególnie jeśli taki stan trwa dłużej niż czternaście dni. To powinno obudzić naszą czujność. Warto być przy takiej osobie i zaproponować czy ułatwić kontakt z psychologiem lub psychiatrą. W internecie dostępne są również warsztaty czy webinaria dotykające podobnych tematów, adresowane do rodziców, nauczycieli, uczące ich uważnego towarzyszenia i podstaw pierwszej pomocy psychologicznej. To dobry przykład możliwości rozwijania naszych kompetencji.

Gdy rozmawiamy, jest połowa września. Jesteśmy u progu IV fali pandemii i nie wiemy jeszcze, w jaki sposób będzie przebiegać. Czy po doświadczeniach trzech wcześniejszych okresów wzrostu liczby zachorowań na COVID-19 możemy czuć się lepiej przygotowani do sezonu jesienno-zimowego w kontekście naszych emocji?

W psychoterapii bardzo często mówi się o tym, że jednym z ważniejszych czynników leczących jest nadzieja. Wiemy już, że są okresy intensyfikacji walki z zagrożeniem, po których następuje czas pewnego rozluźnienia. Nawet jeśli teraz znów będziemy musieli dostosować się do większych ograniczeń, możemy z nadzieją oczekiwać kolejnych miesięcy łagodzenia obostrzeń. Poza tym poradziliśmy już sobie z wieloma trudniejszymi wyzwaniami, wiemy, jak zachować się w pewnych sytuacjach wynikających z aktualnego etapu pandemii i możemy je dzięki temu łatwiej zaakceptować. Na pewno warto bardziej koncentrować uwagę na zadaniach, które chcemy wykonać, niż na towarzyszących nam emocjach. One są ważne jako informacja, ale nadmierne zaprzątnięcie nimi sprzyja ich eskalacji, co może prowadzić do problemów ze zdrowiem psychicznym. Wiemy więcej, mamy nowe narzędzia i przetrwaliśmy gorsze okresy. I jesteśmy razem – poczucie wspólnoty także można uznać za czynnik leczący w tym globalnym kryzysie.

To pozwala mieć nadzieję, że przetrwamy i kolejny. Dziękuję za rozmowę.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Magdalena Biolik-Moroń