Przygotowaną z okazji stulecia odzyskania niepodległości antologię poetycką Wolny wybór. Stulecie wierszy polskich 1918–2018 Piotr Śliwiński zakończył wierszem Leonarda Neugera z wydanego też w 2018 roku w wydawnictwie Austeria tomu poetyckiego Wierutne bajki dla dorosłych dzieci.
Jest granica. A za tą granicą
bezgranicznie się roi od granic
jakby każda granica
miała inną granicę
za igraszkę, zabawkę lub za nic.
Dotrzeć do niej się nie da,
i w tym cała bieda,
bo gdy tylko poczujesz,
że na nią następujesz
stopami obiema
to tam granicy nie ma.
Bezgraniczny. Bez miary. Zdany
na zamiary.
Dzisiaj, parę dni po śmierci Leona, a jeszcze przed jego pochówkiem, słowa z tego wiersza brzmią inaczej… Nadal mądre, mądrością przynależną poezji chyba tylko, zaczynają też „opowiadać” historię ostatnich lat, miesięcy, tygodni, dni, godzin Leona, stają się narracją o jego dochodzeniu do granicy. Ale której? Przecież tam „granicy nie ma”… Gdyby jednak jakaś była, zaraz pojawi się następna i następna… Przekroczenie, transgresja którejś kolejnej będą już niemożliwe. I poddajemy się…
Czy Leon „poddał się” w obliczu śmierci? Przy tej ostatniej granicy losu? Nie wiem, nikt poza Nim tego nie wie… Pozostają domysły i spekulacje, nieuniknione w obliczu śmierci Innego. Taka jest istota pracy żałoby. On już tego nie powie, nawet jeśli opowiada – nie usłyszymy… Nam, którzy jesteśmy tu, pozostało puste miejsce, wypełniamy je wspomnieniami, anegdotami, narracjami, weryfikowanymi tylko przez pamięć. A ta zbiorowa często kwestionuje – nawet wyklucza – jednostkową.
Był moim nauczycielem akademickim, stał się Mistrzem, przewodnikiem przez studia i nie tylko… 1977 lub 1978 rok, październik, pierwsze ćwiczenia z wprowadzenia do nauki o literaturze na nowo powstałym kierunku kulturoznawstwo. Prowadzi dr Neuger – długa broda, spodnie ubłocone gliną powyżej kolan (później dowiedziałem się, że był mieszkańcem Gołonoga, dzielnicy Dąbrowy Górniczej będącej w permanentnej budowie, stąd ta glina). Dyskusja o jakimś tekście teoretycznym z kręgu rosyjskiego formalizmu, chyba się odzywałem (chociaż Leon po latach twierdził, że znudzony milczałem). Po zajęciach nagabuje mnie na korytarzu i nakazuje tonem nieznoszącym sprzeciwu, abym się przeniósł na filologię polską. Do dzisiaj nie wiem, czemu następnego dnia dokonałem w dziekanacie tej zmiany… A przecież zaważyła na całym moim późniejszym, nie tylko zawodowym życiu. Później były zajęcia (nie pamiętam nawet, z jakich przedmiotów), mnóstwo, formalnych i nie, spotkań w Studenckim Kole Naukowym Teorii Literatury, jeszcze więcej rozmów w wydziałowym barze. Leon wtajemniczał nas w literaturę wówczas „zakazaną”: w Gombrowicza, Miłosza, Wittlina, ale też gawędził o swoich fascynacjach, po prostu zarażał pasją do literatury, a przez literaturę do poczucia wolności i niezależności – myślenia i bycia. Sprawił – tak teraz o tym myślę – że powróciłem z „emigracji wewnętrznej”, z postawy biernej kontestacji coraz bardziej parszywiejącej rzeczywistości PRL-u.
Nadszedł rok 1980, Leon współorganizował na Wydziale Filologicznym NSZZ „Solidarność”, ja znalazłem się w grupie organizującej NZS… Paradoksalnie to nas oddaliło, mniej teraz było rozmów o literaturze, muzyce, filozofii… Odczuwałem ten brak, po latach dowiedziałem się od Leona, że i dla niego nie był to łatwy czas… Jesienny strajk studencki w 1981, zostaję przewodniczącym komitetu strajkowego, „Solidarność” udziela wsparcia. Leon pomaga, jest prawie cały czas z nami, długimi strajkowymi nocami gramy w brydża… Generał ogłasza w dzień po zakończeniu strajku stan wojenny. Leona spotykam jeszcze raz na wydziale, potem dowiaduję się, że został internowany… Mnie ta „przyjemność” jakoś omija, chociaż w nocy ogłoszenia stanu wojennego przyjeżdżają do mojego domu rodzinnego w Gliwicach smętni panowie i zawożą na komendę w Sosnowcu, gdzie spędzam kilkanaście godzin, gdzie grożą mi generałem (chyba, może pułkownikiem) Okrutnym… Dzisiaj sobie myślę, że gdyby ów generał/pułkownik miał inne nazwisko, może podpisałbym „lojalkę”?…
Więc kontakt z Leonem się urywa, uciekam do swojego świata, nasłuchuję, niewiele słyszę. Leon wybiera emigrację do Szwecji, gdy spotykamy się na parę dni przed wyjazdem w jego mieszkaniu w Gołonogu, opowiada o swojej historii z 1968 roku, o tym, że kolejny raz jest więźniem politycznym (poprzednio w 1968 roku), nie tłumaczy swojego wyboru, raczej przestrzega przed złem PRL-u…
Kontakt z Leonem jest na początku bardzo ograniczony, potem intensyfikuje się korespondencja, coraz lepsze są też wiadomości ze Sztokholmu. Zabrał się za tłumaczenia najważniejszych szwedzkich poetów na język polski, chociaż w momencie wyjazdu nie znał języka szwedzkiego, w strukturze szwedzkiej nauki zostaje profesorem, a także dyrektorem slawistyki na Uniwersytecie Sztokholmskim. Przyjeżdża na semestralny pobyt na Uniwersytecie Śląskim, jest coraz częstszym gościem, także w moim mieszkaniu w Świętochłowicach. Układa swoje życie osobiste. Jola zachwyca, są szczęśliwi… Mamy coraz więcej wspólnych planów, w trakcie mojego pobytu w Szwecji (wykłady gościnne) „wymyślamy” doktorat honorowy UŚ dla Tomasa Tranströmera, a ja niejako „na boku” profesurę honorową UŚ dla Leona. Jola umiera, akurat wtedy, gdy do Sztokholmu jedziemy z delegacją UŚ na uroczystość wręczenia doktoratu honorowego…
Zostaję z Leonem, pogrzeb Joli… Po nim długa rozmowa i decyzja o powrocie do Polski, do Krakowa po przejściu na emeryturę.
Leon wraca, pomagamy mu (jego byli uczniowie i „wyznawcy”) w urządzeniu krakowskiego mieszkania, wbijam kołki pod haczyki, na których wiszą chyba do dnia dzisiejszego wspaniałe obrazy Joli (to jedno z ostatnich marzeń Leona, żeby to malarstwo światu pokazać). Często się odwiedzamy, Leon uczestniczy we wszystkich wszczynanych przeze mnie inicjatywach naukowych i „okołonaukowych”, ja zaś pomagam mu w organizowaniu corocznych Dni Tranströmerowskich w Krakowie i Katowicach. I nadchodzi czas choroby… Czas śmierci… Czas bezradności, już nieludzkiej, już tej następnej granicy nie da się przekroczyć…
Żegnam tym tekstem Przyjaciela, nie potrafię inaczej. Może kiedyś opowiem o paru książkach Leona (napisanych i nie), o jego poezji, o tłumaczeniach, o rozmowach o tychże tłumaczeniach, o nocnych nasiadówkach, w trakcie których niezmiennie naprawialiśmy świat, o ironii i poczuciu humoru, o przyjacielskich gestach, których bezmiar doznałem…
Dzisiaj nie umiem…
Wspomnienie ukaże się w publikacji A źródło wciąż bije… „Solidarność” w Uniwersytecie Śląskim w latach 1980–2020.