Odgłosy wiosny

Czas wiosenny rozpoczynają koty swoimi marcowymi głośnymi amorami: z desperackimi nawoływaniami partnerów, dźwiękami podobnymi do płaczu dziecka przechodzącego w przeciągłe miauczenie, które oznajmiają: jestem samotna. Z głośnymi i fizycznymi walkami o dominację, miauknięciami bólu. I prychaniami, warczeniami, fukaniami. Takie mrożące krew w żyłach koncerty marcujących futrzaków przeszywają spokojną ciszę przedwiosennej nocy. Dla wytchnienia rano można posłuchać stworzonej w XIX muzycznej miniatury Duetto buffo di due gatti przypisywanej zwykle Gioacchino Rossiniemu. Pełną różnorodnych i żywo artykułowanych emocji kocią konwersację tworzy jedno, wielokrotnie powtarzane słowo: miau wyśpiewywane najczęściej przez dwa głosy sopranowe.

Potem do głosu dochodzą ptaki. Ptasi karnawał odczytujemy jako oznakę radości i przejaw witalnych sił natury, przebudzenia z zimowego snu i energetycznego marazmu; ptakom służy on jako „narzędzie” komunikacji wewnątrzgatunkowej: tak ustalają swoje terytoria i szukają partnerek.

Wiosna zaczyna się na dobre, kiedy przylatują „z ciepłych krajów” długonogie i długodziobe bociany, które swoim klekotem oznajmiają wszem wobec: wróciłyśmy! To składnik rytualnych powitań w gniazdach, ale szczególnie donośnie rozbrzmiewa w okresie godowym, kiedy dochodzi do zaciętych walk bocianich. Bo sielankowy symbol polskiej wsi to jednocześnie wojownik, który zażarcie, czasem aż do upadłego, walczy o gniazdo.

Wiosnę witają sikorki, a przekrzykują je spierające się o wszystko skrzeczące gniewnie sroki.

Język próbuje nadążyć za bogactwem dźwięków natury, co oznacza próby ich imitowania i nazywania. Od dzieciństwa towarzyszy nam mistrzowski obraz ptasich konwersacji w Ptasim radiu ujęzykowiony i upoetyczniony przez Juliana Tuwima. W audycji z tej przestrzeni poetyckiej, zgodnie z „zajawką”, „będą ćwierkać, świstać, kwilić, / Pitpilitać i pimpilić” ptaki i ptaszki w sporej bioróżnorodności ornitologicznej. I „mówią”, bardziej może niż „rozmawiają”: jeden po drugim, bez mała jak w tragedii greckiej, ale częściej synchronicznie, nakładając się na głos drugiego, przerywając mu „w pół słowa”, odbierając brutalnie głos, przekrzykując go, zagłuszając, nie dopuszczając do głosu. O tak, ptasie radio nie różni się od radia ludzkiego, w którym dziennikarz mający prowadzić rozmowę z kilkoma osobami nie może wyegzekwować prostej zasady medialnej: nie mówić jednocześnie.

I tak onitologiczna opowieść Tuwima, pełna kląskania, świergotów, tokowania, kwilenia, uzmysławia i atrakcyjnie obrazuje przekonanie o wspólnych – ludzi i ptaków – predyspozycjach do odczuwania emocji, myślenia, mówienia i komunikowania, czyli bliskości świata ludzkiego i tego nie-ludzkiego.

W wiosenne chodzenie po lesie, łące, parku można włączyć spacer dźwiękowy. To forma bycia w krajobrazie sonosfery, uwrażliwiania na dźwięki natury, ale też doświadczanie własnych dźwięków spacerującego, kroków, oddechu, głosu.

Żyjemy w antropocenie, nie dziwi więc, że wiosna aktywuje też dźwięki techniczne. A zaczyna się sezon koszenia trawników, obcinania żywopłotów… W pejzaż akustyczny wbijają się agresywnie odgłosy maszyn wspierających technoogrodnika.

Zamiast się irytować hałaśliwym upiększaniem trawnika, można zatopić się w słuchaniu dzieła Bogusława Schaeffera Étude aux chemins de fer (1948). Kompozytor zmontował je z nagrań francuskiej kolei żelaznej. Usłyszymy tu dźwięki charakterystyczne dla tej kolei, ale już nieznane współczesnym podróżującym, takie jak praca tłoków, stukot kół na szynach, świst pary.

Wybitnemu eksperymentatorowi muzycznemu Chris Watson zadedykował swoje oryginalne dzieło El Tren Fantasma (2011), które tworzą nagrania przejazdu konkretnego pociągu w czasie rzeczywistym.

Mnie bliższa jest Maszyna do pisania (The Typewriter, 1950) Leroya Andersona, do słuchania przez cały rok. Czasem żałuję, że laptop jest niemal bezgłośny, że metaliczny dźwięk stukania klawiszy maszyny do pisania, „dzwonek” powrotu karetki wskazujący na zbliżający się koniec linii i dźwięk powracającej karetki – tło akustyczne towarzyszące niegdyś pracy piszącego – stały się dźwiękami muzealnymi.