Na planach tu i ówdzie pojawiają się schematycznie zaznaczone pawilony, oranżerie czy tzw. domki szwajcarskie, ale te zobaczymy z bliska dopiero na starych, wyblakłych lub przesłoniętych mgłą sepii fotografiach. Ale najciekawiej jest wtedy, kiedy pojawiają się rzeki zaznaczone przez rysowników już to poziomymi liniami obrazującymi wodne pływy, już to błękitem – kolorem wody i nieba. Te rzeki, najczęściej niewielkie, pozbawione pychy właściwej ruchliwym wodnym szlakom, napędzającym przy okazji maszyny potężnych elektrowni, ożywiają parki i ogrody, bo też szczęśliwa jest ziemia małych rzek. Na rysunku z 1787 roku widać wyraźnie, jak Park Miejski w Kaliszu rozsiadł się na półwyspie między Prosną a Babinką, a dalej znajdziemy jeszcze Kanał Rypinkowski i staw Kogutek z pięknym mostem „koronkowym” przerzuconym nad kanałem Babinki – staw, który zimą służył kaliszanom jako ślizgawka. Małe rzeki towarzyszą nam wiernie i nie porzucają nas nawet w zimie. Powstawały w tym Parku z początkiem XX wieku pawilony uzdrowiska kąpielowego, przystanie towarzystw wioślarskich i tor cyklistów. Otwarcie toru w ostatnich latach XIX wieku miejscowa gazeta odnotowała jako wydarzenie, co prawda uczyniła to w tonie mocno paternalistycznym, lecz jako prawie „genderowy” ruch w stronę większej obecności kobiet w życiu miasta: „Z otwarciem toru w mieście, żony i rodziny cyklistów nie będą już skazane na tak częste osamotnienie, gdyż będą mogły mile przepędzać czas w towarzystwie mężów w nowym lokalu, lub też przypatrywać się ich jeździe z werandy” (s. 85).
Dzieje ogrodów i parków są dziejami nas samych, a plany ogrodowych architektów uwzględniały i też niejako „rozrysowywały” modele ludzkiego życia. Dziewiętnastowieczny historyk Kalisza, wielce dla miasta zasłużony Adam Chodyński, zwał Park Miejski „nadprośniańskim Edenem”, choć był to Eden naznaczony realiami ludzkiego „posiadania i pożądania”, a znaki te odnosiły się nie tylko do losów jednostek, ale i zapisywały wielkie wydarzenia historyczne. Graniczny Kalisz ciężko poturbowała I wojna światowa. Serce miasta zniszczono, śmierć nawiedziła także Park, tę oazę wytchnienia stworzoną dla ciała uwolnionego od codziennych trosk. Pisze historyk, że Park – dawniej „artystycznie utrzymany i hodowany” – teraz jest „zapuszczony, zdeptany, ze śladami biwaków”, a niewielki pagórek jest miejscem, gdzie „zakopali zabitych w parku podczas strzelaniny; leży tu ze trzydzieści osób, ledwie ich zasypali wapnem, bez trumien” (s. 144). Potem okrutne wydarzenia dalej zapisywały się w przestrzeni Parku: ogrodowi architekci III Rzeszy planowali nową zieleń w powiązaniu „z burzeniem dzielnicy żydowskiej i dewastacją (…) bibliotek, których zbiory pogrzebano w kanale, co upamiętnia dziś Pomnik Książki” (s. 147).
Dlaczego o tym piszę? Pewnie dlatego, że gdy minie zły czas pandemii, warto wybrać się do nieodległego Kalisza i zakosztować owego „zorganizowanego widoku” unikalnego parku pamiętającego stare ogrody warzywne jezuitów z drugiej połowy XVIII wieku. Ale czytam tę książkę także jako zapis niemal czułego zaangażowania człowieka w miejsce, które zamieszkuje i któremu chce okazać szacunek, poznając jego historię i badając jego zmieniający się wygląd. Może więc o to właśnie chodzi: o rozpoznanie istotnego związku między nami a otuliną otaczającej nas przestrzeni, związek, którego moralnym zapleczem jest dobra ciekawość i życzliwe, bezinteresowne zainteresowanie. Bardzo nam tych cech dzisiaj brakuje.
Makary Górzyński: Dziewiętnastowieczny Park Miejski w Kaliszu. Ogród cywilizacji. Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Kalisz 2019, ss. 273.