Akurat teraz słucham i jednym okiem oglądam inaugurację prezydenta Bidena, który cytuje św. Augustyna i, jak zauważył komentator Polsatu, przemawiał dłużej niż jego bezpośredni poprzednicy. Przemawiał dłużej, choć widzów było mniej, ale widać stosunek liczby widzów do liczby wygłoszonych słów jest jakąś stałą; nazwijmy ją stałą Bidena. Poza tym obecni na inauguracji Amerykanie, a przynajmniej spora część spośród nich, śpiewała patriotyczne pieśni; w szczególności po raz pierwszy w życiu miałem okazję wysłuchać znanej mi tylko z pseudonimu Lady Gagi. Głos ma ładny, resztę pomijam, bo nie ma znaczenia dla prezydentury Josepha Bidena, która oby była jak najdłuższa.
Wróćmy jednak do mojej obecnej sytuacji w sensie całkowicie przyziemnym. Cóż, pozostaję w domu, wychodzę jedynie po niezbędne zakupy, widuję się tylko z osobami, co do których mam podejrzenie (bo przecież nie pewność), że mnie nie zarażą, ani że ja ich nie zarażę. Czekam na szczepionkę, na którą się zapisałem. Ale oto jakiś agent wpływu przekonał Pfizera, żeby zawiesił produkcję i zmniejszył dostawy. Zapewne dowiedzieli się o mnie i dlatego robią wszystko, bym nie był zaszczepiony. To może świadczyć o skuteczności zastrzyku, ale także o spisku przeciwko mnie. Powiedzą Państwo: wariactwo. I będą Państwo mieli rację. Cóż jednak zrobić, jeśli ,,odmieszkiwanie płatu”, oglądanie telewizji i przymusowa niewola (nie ma dobrowolnej niewoli, chyba że mówimy o niewoli uczuciowej) sprawiają, iż ta cała sytuacja działa przygnębiająco. Z niepokojem oczekuję najbliższej sesji. Ja przecież nie widziałem żadnej studentki ani żadnego studenta! Na moją prośbę, by ,,awatary” ujawniły się choć na chwilę, usłyszałem odpowiedź: „Nie mogę włączyć kamerki, bo jestem w piżamie”. Szok! Co by powiedzieli moi profesorowie, gdybym przyszedł na wykład w piżamie? Nawiasem mówiąc, to dobra okazja, by przypomnieć starą anegdotę o Witkacym. Lubił on szokować swoich znajomych i któregoś dnia przyszedł na przyjęcie w piżamie. Ktoś jednak dowiedział się o tym zamiarze i namówił uczestników spotkania, by udawali, że tego nie widzą. Po piętnastu minutach skrajnie zdenerwowany Witkacy opuścił towarzystwo, które nie chciało docenić jego inwencji w prowokowaniu skandali.
Niby nie muszę widzieć studentów, ale jakoś mi brakuje tego kontaktu wizualnego. Nie wiem, co z tego wyniknie, tym bardziej, że nie wiem, jak przeprowadzić egzaminy. Mam nadzieję, że jednak udadzą się jak w poprzedniej sesji i wszyscy z radością powitamy wiosnę, która oby przyszła jak najszybciej. I oby przyniosła szczepionki lub lekarstwo na covida, bo dłużej się już tego nie da wytrzymać. Moim czytelnikom życzę odwagi i powagi oraz pogody ducha: to niezwykłe doświadczenie spotykające nie tylko nas nie powinno nam odebrać nadziei.