Koniec świata

No i masz! Robiliśmy – a raczej ja robiłem – dobrą minę do złej gry, a tu wirus jak się srożył, tak się sroży. Co więcej – mimo moich szacunków, że najpóźniej do wakacji będzie spokój z tym nienawistnym stworzonkiem – wydaje się, że nabrał ostatnio wigoru. Trwa dyskusja, jak się zabezpieczyć, szkoły pracują niby normalnie, uniwersytet też zachowuje się, jakby już opanował metody obrony. Na razie nie wprowadzono środków radykalnych i nie zamknięto uczelni; taki lokalny „lockdown” przeżyliśmy już w 2018 roku podczas szczytu klimatycznego COP24 w Katowicach. Nawiasem mówiąc, można zaobserwować pewne podobieństwo nazw: tam COP24, a tu COVID 19. Czyżby to oznaczało, że niebezpieczne dla uniwersytetu są wydarzenia rozpoczynające się na CO i kończące się liczbą? Trojanie powinni byli obawiać się konia, Juliusz Cezar Id marcowych, czwarty wieszcz twierdził, że listopad jest dla Polaków porą niebezpieczną. A poza tym historia zna przeogromną ilość niebezpieczeństw, które grożą ludzkości, narodom czy też indywidualnym osobnikom. W średniowieczu czarna zaraza wybiła dwie trzecie ludności Europy, ale nie było takiego szumu jak teraz.

Różnica polega na tym, że teraz świat kreują media, w tym zwłaszcza tzw. społecznościowe. Rodowód tych mediów jest, jakby to delikatnie powiedzieć, kloaczny. Jako bywalec publicznych toalet, niejednokrotnie miałem do czynienia z hejtem wypisywanym lub wydrapywanym na ściankach kabin. Ostatnio jakoś tego nie widzę w kabinach, lecz spotykam na stronach internetowych w rubryce „komentarze”. A te fejkniusy to się dawniej nazywały szajsparole, ponieważ powstawały zazwyczaj w okolicach latryn. Mam wrażenie, że świat się zapada w jakiejś potężnej dziurze ekskrementalnej.

Wracając do kształcenia na odległość: zapewne wkrótce jakiś polityk albo inny manager zorientuje się, że można by zastąpić niezliczone szkoły wyższe jedną, wirtualną. A wszystkie wykłady z danej dziedziny, powiedzmy z logiki matematycznej, jednym, wygłaszanym przez wyłonionego w drodze konkursu profesora. Nie musi to być najlepszy profesor, biorąc pod uwagę dotychczasowe zwyczaje, zwycięży ten, który zażyczy sobie najmniejszego honorarium. A ponieważ oferta byłaby oczywiście rozsyłana na cały świat (bo nie można nikogo dyskryminować), to nie jest wykluczone, że logiki uczyłby… nie, nie skończę z obawy o konsekwencje. Zresztą w dobie kształcenia w jedynie słusznym języku lengłidż można by w zasadzie zrobić uniwersalny wykład dla wszystkich studentów. Coś jak legendarna centralna szatnia w Warszawie, tylko na skalę globalną.

Nie tylko uczelnie czy szkoły byłyby skazane na zagładę. Co powiedzieć o marnujących się powierzchniach biurowych, których użytkownicy już dawno parają się pracą zdalną? Ponieważ jednak czasami przychodzą do „ofisu”, to trzeba by stworzyć jakieś centrum logistyczne, które zarządzałoby efektywnie powierzchniami, które marnowałyby się przez część tygodni. No i mamy niszę; zamiast uczyć logiki matematycznej, powinno się prowadzić kurs logistyki, ze specjalnością „zarządzanie powierzchniami nowo odkrytymi podczas pandemii 2020 roku”. Proponuję konkurs na nowe oblicze uniwersytetu: nawet najbardziej niezwykłe pomysły mile widziane.

Nie wiadomo tylko, czy zdążymy wręczyć nagrody. Takie mam jakieś poczucie schyłkowości, dekadencji albo eschatologii. Co prawda nie spodziewam się, żeby miały nastąpić fajerwerki z okazji końca świata. Ale poeta, angielski co prawda, lecz to dziś modne, Thomas Stearns Eliot napisał w poemacie The Hollow Men:

This is the way the world ends
This is the way the world ends
This is the way the world ends
Not with a bang but a whimper.

Wiersz ów tłumaczyło na polski wielu poetów, wśród nich Czesław Miłosz. Wiersz nosi tytuł Wydrążeni ludzie, a wersety tłumaczone są następująco:

I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem, ale skomleniem.

Dodajmy, że The Hollow Men zaczynają się od motta: Mistah Kurtz – he dead, ewidentnej aluzji do literatury Josepha Conrada-Korzeniowskiego. Prześladuje mnie ostatnio ten werset.