Ks. Jan Macha – kapłan, patriota, święty

Po zatwierdzeniu przez papieża Franciszka dekretu o męczeństwie Sługi Bożego ks. Jana Machy Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej wyznaczył 17 października 2020 roku na dzień jego beatyfikacji. Proces beatyfikacyjny trwał wyjątkowo krótko, bo tylko sześć lat, a jego postulatorem jest ks. dr hab. Damian Bednarski. Msza święta odbędzie się w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach, a przewodniczyć jej będzie kardynał Angelo Becciu, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

Ks. Jan Macha
Ks. Jan Macha

– Ks. Jan Macha był niezwykłym Polakiem – wyznaje ks. dr hab. Damian Bednarski, postulator w procesie beatyfikacyjnym, badacz historii Kościoła, pracownik Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego. – Wyróżniało go wielkie oddanie Śląskowi, na którym mieszkał i na którym służył. Od najmłodszych lat jego serce było bardzo wrażliwe na ludzką biedę, stąd wielkie zaangażowanie w działalność dobroczynną. Zyskiwał przez to życzliwość wielu parafian. Był bardzo oddany ludziom, ale początki jego dobroci odnajdujemy w rodzinnym domu.

Jan Macha urodził się 18 stycznia 1914 roku w Chorzowie Starym. Jego rodzice, Paweł i Anna, pochodzili z robotniczo- chłopskich rodzin. Bardzo troszczyli się o dobre i pobożne wychowanie swoich dzieci, których mieli czworo: Jana, Piotra, Różę i Marię. Pozostała dwójka niestety nie przeżyła – umarli przy porodzie lub w okresie niemowlęcym. Paweł przez wiele lat pracował w Hucie Kościuszko w Chorzowie, gdzie objął stanowisko w przyzakładowej kolei. Z zawodu był mistrzem ślusarskim. Swoją prawość i pracowitość starał się przekazywać dzieciom, zwłaszcza Jankowi, który za wzorem ojca zawsze posłusznie podejmował trudy wszelkiej pracy. Anna z kolei odznaczała się szlachetnością i pogodą ducha.

Cała rodzina Machów była zżyta z Kościołem. Uczestniczyli w przyjmowaniu sakramentów i działalności parafialnej. Rodzinna bogobojność miała bardzo duży wpływ na kształtowanie moralności Jana. Choć nauka nie była dla niego łatwa, bardzo pozytywnie postrzegał szkołę. Odnajdywał w niej to, co sprawiało mu przyjemność, i starał się tym żyć. Były to m.in. udział w kole literackim i historycznym. Udzielał się także w sportowych sekcjach piłki ręcznej. Wraz z drużyną szczypiornistów sięgnął po tytuł mistrza Śląska, a później nawet po dwukrotnego wicemistrza Polski. Oprócz szkolnych inicjatyw Hanik, bo tak go potocznie nazywano, udzielał się również w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Polskiej i Żywym Różańcu.

Po zdanej maturze Hanik chciał wstąpić do seminarium duchownego w Krakowie, gdzie diecezja katowicka miała swój dom formacyjny. Z powodu nadmiernej liczby zgłoszeń jego podanie nie zostało przyjęte, dlatego nie tracąc czasu, podjął studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. W następnym roku jego pragnienie o wstąpieniu do seminarium się spełniło.

Jan Macha, pogodny po matce i pracowity po ojcu, dodawał otuchy tam, gdzie się pojawiał. Bardzo mocno bolały go materialne problemy jego kolegów, którzy wywodzili się z ubogich rodzin i nie mieli środków na studia czy utrzymanie. Hanik stale podejmował różne dobroczynne inicjatywy, aby zdołać ich wesprzeć. Jedną z nich było kierowanie studencką organizacją „Pomoc Bratnia”. Ten dobroczynny charyzmat równie mocno towarzyszył mu w późniejszym kapłańskim życiu, gdy jako młody wikary bardzo szybko podjął dzieło pomocy rodzinom byłych powstańców śląskich, których członkowie zostali aresztowani, wywiezieni z kraju bądź zamordowani z racji swojej polskości. Pomysły Hanika znajdywały wielkie uznanie w oczach ludzi, dlatego wielu z nich pragnęło włączać się w jego działania.

– Świadkowie wspominają, że Jan Macha był dla nich wzorem i przewodnikiem – relacjonuje ks. Bednarski. – Tym, co go wyróżniało, była jego tajemnicza zdolność przyciągania. Ludzie widzieli, że ma wyjątkowy sposób bycia, pełen dobroci, poszanowania i zainteresowania losem drugiego. Ludzie każdych czasów są spragnieni miłości. Przebywając z ks. Machą, otrzymywali ją w wyjątkowy sposób.

Święcenia kapłańskie Jan Macha przyjął w 1939 roku, po których posługę pełnił w parafii św. Józefa w Rudzie Śląskiej. Od najmłodszych lat Jan nosił w sercu żywe pragnienie służenia Bogu. Po przyjęciu sakramentu święceń mógł dać temu pełny wyraz. Angażował się w duszpasterstwo bardzo poważnie. Wszystkiemu, co robił, poświęcał swoją całkowitą uwagę. Spotkania parafialne czy głoszone słowo Boże podczas eucharystii zawierały jego autentyczność. To się bardzo nie podobało okupacyjnej władzy, dlatego w 1941 roku pojmano go na katowickim dworcu i zawieziono do więzienia, z którego już nie wyszedł. Tam poddawany był przesłuchaniom, torturom, znęcaniu psychicznemu i fizycznemu, wraz z nienawistnym szyderstwem z tego, co kochał najbardziej – Chrystusa, Kościoła i kapłaństwa. On jednak nie ugiął się pod tym ciężarem, jeszcze bardziej zanurzając się w modlitwie. W więziennej celi z kawałków sznurka i drzazg uplótł sobie różaniec będący dziś relikwią.

Postulator ks. dr hab. Damian Bednarski trzyma przed Ojcem Świętym
zabezpieczony różaniec ks. J. Machy
Postulator ks. dr hab. Damian Bednarski trzyma przed Ojcem Świętym zabezpieczony różaniec ks. J. Machy

Modlił się także za swoich oprawców. W tym miejscu ks. dr hab. Damian Bednarski przywołał pewną historię:

– Istnieje relacja zasłyszana w Rudzie Śląskiej, że kiedyś w więzieniu bardzo brutalnie go pobito. Napisał wówczas mo d l i twę , w której prosił Boga, by wolno mu było stanąć u wrót nieba razem ze swym prześladowcą. Kiedy to przeczytał pewien esesman, miał powiedzieć, że zachowuje się tak nietypowo, że „jest świętym albo idiotą”.

Z listów ks. Machy, które pisał z więzienia do rodziny, jasno wynika, że był człowiekiem ogromnej wiary i czystej miłości, co zachował do ostatnich chwil swojego życia. Choć nie rozumiał wyroku, który brzmiał: kara śmierci przez ścięcie gilotyną, przyjął go pokornie i w pełnej zgodzie. Chyba właśnie na przykładzie ks. Jana Kościół chciał wyakcentować najbardziej, że święty to ten, kto oddaje się ludziom, odznacza męstwem i pracowitością, a nadto wszystko uwielbia Pana Boga.

Proces beatyfikacyjny, zarówno w swej fazie diecezjalnej, jak i rzymskiej, wykazywał się niecodzienną sprawnością. Dokumenty zgromadzone w sprawie ks. Machy zostały zebrane w tak obfitej ilości, że nie odnajdywano większych problemów z odtworzeniem jego biegu życia czy też odnalezienia żyjących jeszcze świadków.

– Trudno powiedzieć, skąd wiadomo, że akurat tego człowieka Kościół powinien uznać za błogosławionego czy świętego. Nie ma przecież możliwości, by śledzić życiorysy żyjących niegdyś ludzi, bo może akurat wśród nich znajdzie się jakiś kandydat na ołtarze – zauważył ks. dr hab. Damian Bednarski i dodał: – Bóg uczestniczy w życiu człowieka i chce w nim uczestniczyć, dlatego nie ma przypadku w nagłym pojawieniu się kogoś, kto odznacza się wzorem cnót. Święci również mają swój udział w naszej rzeczywistości. Uczestniczą w tym, co obecnie się dzieje, aby człowiek nigdy nie został pozostawiony sam sobie. To Duch Święty wyławia świętego, który patronuje danym czasom: modląc się zza grobu, bo przecież wierzymy w świętych obcowanie, i podając obraz swojego życia, postępowania i modlitwy za wzór do naśladowania. Każdy święty ma swój czas i trudno z tym polemizować. Moim zdaniem ks. Jan Macha ma dziś pokazać radykalizm duchowy, wierność powołaniu i wrażliwość na biedę drugiego człowieka, zwłaszcza biedę duchową.

Ks. dr hab. Damian Bednarski po raz pierwszy w życiu znalazł się w roli postulatora w procesie beatyfikacyjnym.

– Początkowo byłem zaskoczony, że powołano właśnie mnie. Nie sądzę jednak, by to był przypadek. Tak intensywna praca nad życiem ks. Jana Machy i nieustanne „przebywanie” w jego towarzystwie sprawiły, że i ja zacząłem się zmieniać. Przy wielu sposobnościach wzorowałem się na nim, starając się podejmować właściwe decyzje. Na nowo odkryłem świętość kapłańskiej służby, do której również zostałem powołany. Dobrze jest obracać się w towarzystwie świętych. Mając ich koło siebie, człowiek otwiera oczy na wiele spraw, nie tylko duchowych, ale tych wpisujących się w jego codzienną egzystencję. Bezsens nabiera znaczenia, a sens staje się wyraźniejszy. To wszystko prowadzi do postawy wdzięczności, co czyni życie coraz piękniejszym. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że ks. Jan Macha stał się moim prawdziwym przyjacielem i nieodłącznym towarzyszem, a pełnienie funkcji postulatora w jego procesie było bezcennym doświadczeniem – podsumował postulator.

Autorzy: Katarzyna Stołpiec
Fotografie: archiwum rodzinne ks. J. Machy, archiwum prywatne