Posmalltalkujemy?

Słowniki języka polskiego nie rejestrują jeszcze takiego czasownika, ale ten neologizm nie jest niezrozumiały. Bo polszczyzna zaadoptowała z angielskiego wyrażenie small talk (widać to w Narodowym Korpusie Języka Polskiego), zaadaptowała je także do swojego systemu fleksyjnego, czyniąc z niego związek wyrazowy odmieniany przez przypadki.

Umiejętności prowadzenia small talku uczą się ludzie z różnych stron świata chcący mówić jak rodowici użytkownicy angielszczyzny. Stylowych lekcji mogliby udzielać bohaterowie powieści Jane Austen.

Choć przyswoiliśmy określenie, nie jestem pewna, czy small talk wpisuje się w polskie zwyczaje komunikacyjno-językowe. Transfer słowa bywa łatwiejszy niż odpowiadającej mu praktyki słownej. Anna Wierzbicka, wybitna lingwistka, nie ma wątpliwości: „Każda kultura posiada swój własny zasób charakterystycznych dla niej aktów mowy i gatunków mowy”. A small talk jest wytworem i niezbywalnym elementem kultury brytyjskiej. To wymagany przez etykietę, poprzedzający rozmowę właściwą, moduł komunikacyjny o… Właśnie: o czym? O pogodzie, podróżach, kulinariach, kinie, sztuce, wydarzeniach artystycznych, sportowych. Czyli w istocie na tematy lekkie, miłe, przyjemne, bezpieczne, niezobowiązujące, niebudzące kontrowersji. Można by uznać, że to konwersacja o niczym. Ale nie temat jest tu ważny, lecz funkcja pogawędki mającej pomagać w „przełamywaniu lodów przy nawiązywaniu stosunków towarzyskich”, jak z wdziękiem przekłada tytuł wierszyka Ogdena Nasha Stanisław Barańczak. Sugestie poety, kiedy snuje refleksje nad wyższością jednych napojów i trunków nad innymi w trakcie Ice-Breaking, mają charakter zdecydowanie pozajęzykowy. Ja jednak wierzę w moc słów, a w tym przypadku small talku – konwersacyjnego rytuału, podobnego do niekończących się podziękowań podczas ceremonii oscarowych. Bo w pewnych sytuacjach nie wypada nie smalltalkować.

W Weselu (1901) salonowy Poeta czaruje piękną Marynę: „Bawię panią galanterią/ przez pół drwiąco, przez pół serio;/ stąd się styl osobny stwarza:/ nikt nikogo nie dosięga,/ nikt nikogo nie obraża […]”. Bawić kogoś rozmową, bawić się rozmową – trudno dziś nie docenić zabawy jako formy bycia w społeczeństwie.

Ale jak tu rozmawiać „o niczym”, o sprawach błahych, uprawiać konwersacyjną sztukę dla sztuki, bawić się, kiedy kultura przyzwyczaiła nas do rozmów „istotnych”, jak mówił Witkacy, a „długie nocne rodaków rozmowy” nadal pozostają wzorcem autentycznego dialogowania? Co zrobić z ulubionymi tematami: poważnymi, intymnymi, drażliwymi? Z narzekaniem, marudzeniem, krytykowaniem, smuceniem?

Być może Polacy, mówiąc po polsku, nie oswoili się jeszcze z praktyką brytyjskiego small talku. Być może small talk nie zaaklimatyzował się jeszcze dobrze w nowym kontekście życiowym.