Wynalezienie pralek automatycznych miało nie tylko ułatwić pranie, lecz również dać nam więcej wolnego czasu. Dostępne obecnie aplikacje mobilne przypominają trochę owe pralki. Dzięki nowym technologiom możemy w ciągu kilka minut zrobić zakupy, zamówić obiad, kupić bilety do kina, umówić wizytę u specjalisty i założyć konto w banku. Zyskujemy czas i wolność. Dlaczego wobec tego jeszcze intensywniej pragniemy, aby doba miała co najmniej 25 godzin i dlaczego staliśmy się niewolnikami świecących jasnym światłem zegarków, telefonów i tabletów? To jedno z pytań, na które próbuje odpowiedzieć dr Barbara Orzeł z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, autorka książki pt. Aplikacja mobilna jako zjawisko kulturowe.
Aplikacje mobilne, z których na co dzień korzystamy, są przede wszystkim skondensowanymi pakietami informacji. Otrzymujemy je w postaci gotowego i na bieżąco aktualizowanego produktu dostępnego zazwyczaj w estetycznej i przystępnej formie. Nie musimy już niczego wyszukiwać na stronach internetowych. Oszczędzamy czas, instalując na naszych urządzeniach gotowe informacyjne „paczki”. Wraz z rozwojem technologii zyskaliśmy programy wspomagające nasze codzienne życie i nadające mu nowe, globalne sensy.
Zróbmy eksperyment i spróbujmy spojrzeć na nasz dzień przez pryzmat korzystania z aplikacji mobilnych. Przykładowy scenariusz dnia mógłby wyglądać następująco: aplikacja monitorująca sen budzi nas o określonej, najlepszej dla naszego zdrowia porze wybraną przez nas melodią dostosowaną oczywiście do aktualnej pogody. Po przebudzeniu dzięki specjalnej aplikacji uruchamiamy ekspres do kawy. Zaczynamy dzień od oceny poziomu stresu, pomiaru nasycenia tlenem i nawodnienia organizmu (wystarczy przyłożyć palec do czujnika), następnie sprawdzamy prognozę pogody i poziom zanieczyszczenia powietrza. Przeglądamy powiadomienia, które otrzymaliśmy z portali społecznościowych oraz serwisy informacyjne i konta pocztowe, aby być „na bieżąco”. To symptom FOMO (ang. fear of missing out), jak wyjaśnia dr Barbara Orzeł, oznaczający paraliżujący strach przed tym, że ominie nas ważna informacja zarówno ze świata, jak również z życia naszych znajomych.
Przeglądamy kalendarz, by przypomnieć sobie, co mamy na dziś zaplanowane. Myjemy zęby, korzystając z aplikacji liczącej czas i dodatkowo instruującej nas o kolejności wykonania właściwych ruchów szczoteczką. Na śniadanie przygotowujemy soczystą marchewkę gotowaną sous-vide zgodnie z najnowszym przepisem autorstwa znanej blogerki kulinarnej opublikowanym 3 minuty wcześniej w aplikacji promującej kuchnię molekularną. Kompletujemy części garderoby, kierując się zdjęciem modowej ikony udostępnionym w aplikacji służącej do tworzenia wizualnych zakładek. Następnie dostajemy powiadomienie, że powinniśmy już wyjść z domu, by zdążyć na autobus, co więcej, możemy dowiedzieć się, jak wygląda kierowca, gdzie aktualnie znajduje się nasz ulubiony środek transportu i czy przypadkiem nie przyjedzie 30 sekund wcześniej niż zwykle. W niedalekiej przyszłości będziemy mogli sprawdzić, czy na pewno wyłączyliśmy gaz, żelazko i czy zamknęliśmy drzwi wyjściowe.
O obiad oczywiście nie musimy się martwić, skorzystamy bowiem z aplikacji do zamawiania jedzenia online, decydując się na kuchnię azjatycką. Kupimy prezent, nową parę butów, kota, zapłacimy rachunki. Podzielimy się wrażeniami z przebiegu dnia ze znajomymi i dowiemy się, gdzie na świecie obecnie odczuwalne jest trzęsienie ziemi. Na koniec sprawdzimy, jak dużo czasu zajmie nam powrotna podróż do domu i w którym miejscu stać będziemy w korku. Przeczytamy fragment e-booka, posłuchamy muzyki dostosowanej do naszego nastroju, dowiemy się w końcu, ile kroków wykonaliśmy tego dnia oraz ile powinniśmy jeszcze wykonać, aby nasz organizm został wystarczająco nasycony tlenem, co ponownie sprawdzimy przed snem. Jeszcze tylko spersonalizowana „Dobranocka” i można spokojnie układać się do snu – oczywiście monitorowanego.
– Każdy z nas może wykonać takie ćwiczenie i sprawdzić, jak wygląda jego dzień z perspektywy używanych aplikacji mobilnych – mówi dr Barbara Orzeł. W swoich badaniach, przyglądając się fenomenowi mobilnych technologii, posłużyła się m.in. pojęciem syndromu „stacji pogodowej”.
– Jest to zazwyczaj jedna z pierwszych informacji, którą dostrzegamy na ekranie naszych inteligentnych urządzeń. Często od pogody zależy rozkład codziennych aktywności. Nie wystarczy spojrzeć przez okno, łatwiej jest skorzystać z aplikacji – dodaje badaczka.
Plan dnia układany z wykorzystaniem mobilnych technologii pokazuje znakomicie, że aplikacje te, wspomagając naszą codzienność, tak naprawdę ją modelują. Sposób, w jaki zostały zaprojektowane, ma kapitalny wpływ na przemiany dokonujące się w świadomości członków wielu społeczeństw.
– Oferują przede wszystkim łatwy dostęp do wszelkich dóbr materialnych i niematerialnych, znoszą ograniczenia czasoprzestrzenne, są gotowymi poradnikami, pozwalają się odnaleźć w każdej sytuacji i wreszcie to, co codzienne, zwyczajne czynią niecodziennym, wyjątkowym – wyjaśnia dr Barbara Orzeł.
Przyzwyczajają nas w konsekwencji, poprzez powtarzalne czynności, do takiego sposobu postrzegania rzeczywistości – także tej pozawirtualnej. Zmienia się przede wszystkim nasze postrzeganie czasu.
– Rozwiązania stosowane w aplikacjach mobilnych pozwalają nam „zabijać czas”: w poczekalni u lekarza, na lotnisku, w autobusie czy w urzędach, a zatem w nie-miejscach (termin, którego autorem jest antropolog Marc Augé). Chociaż siedzimy w autobusie czy w poczekalni, korzystając z nowoczesnych technologii, jesteśmy jednocześnie jakby poza miejscem i czasem. Wszędzie i nigdzie – wyjaśnia kulturoznawca. Czekając na (rzeczywistą) wizytę u stomatologa, możemy w tak zwanym międzyczasie „odwiedzić” kilka sklepów internetowych, zlecić przelew w banku, zobaczyć wystawę w muzeum, skonsultować się z innym specjalistą i wreszcie włączyć pranie w naszym inteligentnym domu. Wykonujemy tym samym szereg czynności jednocześnie, aby zaoszczędzić niepoliczalne ilości czasu. W tym sensie aplikacje mobilne rzeczywiście pozwalają szybciej zorganizować naszą codzienność.
Dr Barbara Orzeł sformułowała jeszcze dalej idący wniosek, zgodnie z którym produkty te stają się pewnego rodzaju „organami ustawodawczymi”. To one zaczynają kreować naszą codzienność, pozwalając – paradoksalnie – w sposób ściśle kontrolowany tworzyć pozory indywidualizmu. Jeśli kilkanaście milionów użytkowników Snapchata opublikowało zdjęcia swoich niepowtarzalnych twarzy z zastosowanym filtrem o nazwie „piesek”, czy będzie to przejaw ich równie indywidualnej tożsamości, czy raczej „mody na indywidualizm”?
– Tkamy codzienność z wybranych przez nas aplikacji. W tej chwili każdą potrzebę informacyjną zaspokaja produkt mobilny. Nawet najbardziej z pozoru bezużyteczne aplikacje mogą znaleźć swoich odbiorców. Potrzeby można przecież generować dzięki nowym technologiom, o czym doskonale wiedział Steve Jobs – mówi badaczka.
Jak dodaje, mobilne technologie wpływają ponadto na przyspieszenie decyzji konsumenckich. Użytkownicy wiedzą, że dostęp do wybranego przez nich produktu ma równocześnie pewna bliżej nieokreślona liczba osób, które również są nim zainteresowane, dlatego często kluczowe znaczenie ma refleks. Nie wystarczy „wrzucić” wybrany przedmiot do wirtualnego koszyka, dodanie go nie oznacza bowiem rezerwacji, dlatego liczy się błyskawiczna decyzja i szybki zakup. Co więcej, raz obejrzany produkt wyświetla się potem wielokrotnie, także podczas przeglądania innych stron – zjawisko to znane jest pod nazwą remarketingu dynamicznego. Paradoks nowych technologii polega zatem na tym, że zyskujemy czas, ponieważ nie musimy fizycznie docierać do wielu miejsc, mamy dostęp do bogatej oferty w jednej chwili, ale tracimy jednocześnie czas potrzebny na podjęcie przemyślanej, rozsądnej decyzji konsumenckiej.
– Zasadnicze pytanie, które mnie nurtuje, brzmi zatem: czy dzięki mobilnym technologiom stajemy się bardziej wolni, czy może raczej tracimy naszą wolność? Jaki rodzaj czasu zyskujemy, a co tracimy? Wydaje się, że im więcej otrzymujemy narzędzi, które mają „generować” dodatkowy czas, tym mamy go… mniej. Dlaczego tak jest? Opublikowano wiele artykułów naukowych, w których autorzy wykazują, że zmienia się nasze… „poczucie czasu” – mówi kulturoznawca. Oczekujemy zatem, że wszystko musi dziać się szybko. Nie lubimy kółek kręcących się na ekranach, symbolizujących trwające procesy. Musimy być piękni już, od razu szczupli i natychmiast popularni. Wszystko zaczyna przypominać gonitwę. A przy tym, paradoksalnie, zwiększa się również kontrola naszych zachowań, nie mówiąc o rosnącej liczbie osób uzależnionych od ekranów swoich smartfonów. Aplikacji mobilnych z pewnością będzie przybywać, a stałego wzrostu „prędkości” nie da się powstrzymać. Receptą, jak przekonuje dr Barbara Orzeł, może okazać się próba nauki racjonalnego korzystania z dobrodziejstw nowych technologii. Takie rozwiązania wymagają jednak głębokiego poznania zmian zachodzących w kulturze i skutecznie postawionej diagnozy.