Zbliżające się finały Akademickich Mistrzostw Polski w Trójboju Siłowym oraz Akademickich Mistrzostw Polski w Piłce Ręcznej kobiet to dobra okazja do rozmowy o sukcesach, problemach i sportowego nadziejach środowiska Uniwersytetu Śląskiego.
Mówi się, że młody człowiek, także student, w dzisiejszych czasach nie jest zbytnio chętny do uprawienia sportu, ale Klub Uczelniany Akademickiego Związku Sportowego UŚ jest jednym z większych w Polsce – regularnie trenuje w nim 1300 osób. Z kondycją studentów naszej uczelni i ich nastawieniem do uprawiania sportu chyba nie jest aż tak źle?
– Można na to spojrzeć dwojako. Rzeczywiście, z jednej strony osób studiujących i uprawiających sport jest dość dużo, chociaż kilka lat temu liczba członków KU AZS UŚ sięgała dwóch tysięcy, ale z drugiej strony to wciąż stosunkowo mały odsetek, jeśli weźmie się pod uwagę, że na całym Uniwersytecie Śląskim kształci się ponad 20 tysięcy osób. Jesteśmy czwartym AZS-em uczelnianym w Polsce i z tego się cieszymy. Zawsze mogłoby być jednak lepiej, a nam pomogłyby na pewno zwłaszcza obiekty sportowe – na przykład pełnowymiarowy basen, pełnowymiarowa hala czy ścianka wspinaczkowa. Jestem pewny, że wtedy chętnych byłoby dwa albo nawet trzy razy więcej.
Wśród 46 sekcji składających się na Klub Uczelniany AZS UŚ uwagę zwraca spora liczba dostępnych sztuk walki: aikido, judo, ju-jitsu, karate kyokushin, karate tradycyjne, kendo, kung- -fu. Czy to odpowiedź na zapotrzebowanie, jakąś obowiązującą modę, czy też po prostu sztuki walki młodych ludzi pasjonują zawsze?
– Generalnie młodzi ludzie lubią się ze sobą zmagać i rywalizować. Dobrze prowadzone zajęcia ze sztuk walki są dobrymi ćwiczeniami ogólnorozwojowymi. Kładzie się w nich nacisk na wszechstronny rozwój fizyczny. Dużym plusem tego typu aktywności ruchowej jest także to, że aby uczestniczyć w treningach sztuk walki, de facto nie trzeba dysponować żadnymi szczególnymi umiejętnościami. Praktycznie wystarczy tylko chęć i wszystkiego można się nauczyć na miejscu. Wybierając koszykówkę, siatkówkę czy pływanie, trzeba dysponować już pewnymi umiejętnościami, jeśli wybiera się te sporty w wieku dwudziestu paru lat. Moda też ma znaczenie. Od pewnego czasu sztuki walki są bardzo popularne. Proszę zwrócić uwagę na to, ile banerów reklamowych i plakatów zachęcających do udziału w zajęciach sztuk walki mijamy każdego dnia w mieście. Muszę też zaznaczyć, że udało nam się zebrać ekipę znakomitych instruktorów tych dyscyplin. Są to ludzie, którzy w większości mogą pochwalić się sukcesami zawodniczymi – na przykład Michał Krzak, mistrz świata seniorów w karate kyokushin z listopada zeszłego roku z Tokio [wywiad z mgr. Michałem Krzakiem ukazał się w „Gazecie Uniwersyteckiej UŚ”, nr 4 (234) styczeń 2016 – przyp. T.P.]. W naszej kadrze znajduje się także jego trenerka, Beata Machulec. Można powiedzieć, że od podstaw wychowała Michała jako karatekę, a wśród jej podopiecznych znajdziemy wielokrotnych medalistów mistrzostw świata i Europy w tej odmianie karate. Michał obecnie jest kontynuatorem jej myśli szkoleniowej.
A taka sekcja jak samoobrona? To połączenie wszystkich stylów? Przeznaczona bardziej dla kobiet?
– Samoobrona – ujmując temat merytorycznie – to przede wszystkim rozwinięcie technik kung-fu z niewielkim udziałem podstaw karate. Oprócz czynników stricte sportowych, takich jak rozwój fizyczny czy motoryczny, zależy nam, żeby osoba trenująca w sekcji samoobrony czuła się pewniej na co dzień i żeby potrafiła się odpowiednio zachować w sytuacji konkretnego zagrożenia.
Przypuszczam, że sekcja cross workout ma coś wspólnego z popularnym crossfitem…
– Crossfit to nazwa wymyślona i zastrzeżona przez jednego z producentów odzieży, obuwia i akcesoriów sportowych. Tradycyjny crossfit to konkretne ćwiczenia, w konkretnej przestrzeni, z konkretnym ułożeniem danych stacji. Crossfit to nic innego jak trening obwodowy, zmodyfikowany przez wspomnianą firmę, wprowadzany ostatnio do oferty przez większość klubów fitness. Żeby nie być posądzonym o plagiat, my swoje zajęcia nazwaliśmy cross workout.
W tym roku akademickim nasz Klub Uczelniany organizował już półfinałowe zawody Akademickich Mistrzostw Polski w futsalu kobiet i mężczyzn, w badmintonie i w siatkówce mężczyzn, ale najważniejsze wydarzenia dopiero przed nami.
– Tak, między 13 a 15 maja będziemy gospodarzem finałów AMP-ów w trójboju siłowym. Tę imprezę będziemy gościć drugi rok z rzędu, a za organizację zeszłorocznych zawodów byliśmy zewsząd bardzo chwaleni. Zajęcia na siłowni również cieszą coraz większym powodzeniem, coraz więcej osób idzie w tym kierunku, a trójbój umożliwia tym osobom przejść do rywalizacji. „Siłacze” to bardzo specyficzne środowisko, z określonym stylem życia, filozofią, rytmem dnia, sposobem żywienia, treningiem rozpisanym drobiazgowo na tygodnie i miesiące. Jednym słowem: wkręceni są w to na maksa! Do zawodów zgłosiło się aż 250 zawodników z 50 uczelni z całej Polski – wszyscy będą rywalizować na jednej dużej hali na trzech pomostach. Bardzo prężnie działają media społecznościowe „siłaczy” – udostępniane przez nich posty zyskują ogromne zasięgi i to błyskawicznie. Czegoś takiego nie obserwujemy w innych dyscyplinach sportu akademickiego. Trójboju siłowego nie należy mylić z podnoszeniem ciężarów. W jego skład wchodzą: przysiad ze sztangą, martwy ciąg oraz wyciskanie na ławeczce leżąc. W obu dyscyplinach są inne sztangi, inne krążki obciążające, inne pomosty. Przedstawiciele obu sportów byliby niepocieszeni, że wrzuca się ich do jednego worka (śmiech).
Pod koniec maja natomiast w Katowicach odbędzie finał AMP-ów w piłce ręcznej kobiet.
– Najpierw w połowie miesiąca w naszym mieście rozegrany zostanie jeden z dwóch turniejów półfinałowych, którego organizatorem jest AZS Uniwersytetu Ekonomicznego. Finały zaplanowano na 26–29 maja. Z przyczyn logistycznych – w ramach finałów odbędzie się prawie 40 spotkań – zawody zorganizujemy nie w hali w Szopienicach, ale w obiektach katowickiej AWF, gdzie dysponujemy dwiema pełnowymiarowymi halami sportowymi.
Jakimi sukcesami nasz AZS może się już pochwalić w bieżącym roku akademickim?
– W samym kwietniu nasi reprezentanci przywieźli kilka medali AMP-ów w różnych dyscyplinach. Ze złotym medalem w rywalizacji uniwersytetów wróciła z Poznania nasza solistka w aerobiku sportowym – Natalia Sebesta, czwarta w klasyfikacji generalnej zawodów. W klasyfikacji drużynowej zespół UŚ zajął miejsce drugie. W Białymstoku odbywały się z kolei zmagania dżudoków. Na podium w klasyfikacji uniwersytetów stawali tam: Justyna Sitko (najlepsza w kat. 78 kg), Sebastian Gwóźdź (drugi w kat. 73 kg), Aleksandra Święcicka (trzecia w kat. 57 kg) oraz Karolina Zięba (trzecia w kat. 63 kg). Z brązowym medalem mistrzostw w klasyfikacji generalnej w biegach przełajowych wróciła natomiast z Łodzi Monika Hałasa. Warszawa gościła zaś specjalistów ergometru wioślarskiego. W wadze lekkiej wśród studentek uniwersytetów najlepsza była Karolina Mrowca, a trzecia – Paulina Goliasz. Drużyna żeńska okazała się najlepszym uniwersytetem i trzecią uczelnią w ogóle. Ekipa męska była trzecia wśród uniwersytetów, a najwyżej indywidualnie uplasował się Kamil Bednorz – trzeci student uniwersytetów w wadze lekkiej. Należą się tutaj gorące podziękowania trenerom medalistów: odpowiedzialnemu za biegi przełajowe i ergometr Stanisławowi Bonkowi, trenerce aerobiku sportowego Katarzynie Ostrowskiej oraz Adamowi Górnikowi, szkoleniowcowi dżudoków.
Nasza drużyna futsalowa po czterech sezonach gry spada niestety teraz z ekstraklasy. W zakończonych rozgrywkach drużyna AZS-u zajęła dopiero 11. miejsce w stawce 12 ekip. Czego zabrakło, skoro nasi zawodnicy byli powoływani do reprezentacji Polski? Adrian Pater i Rafał Krzyśka byli przecież w kadrze na wiosenne mecze eliminacji mistrzostw świata z Kazachstanem (Polacy przegrali dwumecz w stosunku 1:8, ale Kazachstan to brązowy medalista tegorocznych mistrzostw Europy, mający w składzie naturalizowanych Brazylijczyków).
– Paradoksalnie najbardziej zaszkodziła nam właśnie kwestia powołań do kadry. Na jesieni na zgrupowania jeździli wspomniany Rafał Krzyśka oraz Robert Gładczak, obecnie gracz chorzowskiego Cleareksu, krótki epizod w barwach narodowych zaliczył też Krzysztof Piskorz. Na wiosnę byli to wspomniani Krzyśka i Pater, a nasz szkoleniowiec, Błażej Korczyński, pełnił funkcję II trenera reprezentacji. Zarówno on, jak i zawodnicy nie mogli się w stu procentach skupić na lidze, cały czas z tyłu głowy mieli sprawy kadry. Udział w jej zgrupowaniach Piskorz okupił kontuzją, po której nie wrócił już właściwie do wysokiej formy. Z Kazachstanu z kolei z urazami wrócili Pater i Krzyśka. Zabrakło ich w decydującym o utrzymaniu meczu przeciwko Cleareksowi – w końcówce przegraliśmy 1:3. Wszystkie kontuzje spowodowały, że było trudniej, a do tego – jak to w sporcie wyczynowym bywa – ważną rolę odgrywają finanse. Odkąd awansowaliśmy do ekstraklasy, rokrocznie dysponowaliśmy najniższym budżetem. Najbogatsze kluby przeznaczają na swoją działalność nawet pięć razy więcej pieniędzy niż my. Budżet ma ścisły związek z kadrą, a właściwie jej szerokością. Ze względu na kontuzje czy wykluczenia za kartki musieliśmy grać jedynie „gołą” ósemką, bez możliwości rotacji. Moim zdaniem do ekstraklasy trzeba powrócić zaraz po spadku. Nie ma czasu na okresy przejściowe czy reorganizację. Albo się awansuje od razu, albo zostaje się zesłanym na dłuższą banicję. Dlatego za wszelką cenę będziemy chcieli wrócić do ekstraklasy już za rok.
Teraz też o futbolu, ale nieco innym, bo amerykańskim. Zespół AZS Silesia Rebels, spadkobierca AZS Silesia Miners, całkiem udanie rozpoczął zmagania w Grupie Południowej I ligi Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego. Futboliści Rebels rozgrywają swoje mecze na Stadionie Śląskim…
– Na Stadionie Śląskim, ale na bocznym boisku – główny obiekt wciąż jest remontowany. Myślę, że ich ambicją jest walka o pierwsze miejsce i powrót do Topligi. Mamy na to realne szanse. Tradycje mamy bardzo duże, bo przecież Minersi zakładali ligę futbolową w Polsce, wygrywali ją, zdobywali srebrny medal, a jeszcze cztery lata temu zajmowali w niej trzecie miejsce. Z powodów finansowych dwa lata temu musieliśmy się wycofać i kontynuować grę od II ligi. Teraz znów walczymy o Topligę. Skład AZS Silesia Rebels to grupa pasjonatów, którzy w dużej mierze sami się finansują i dopingują. Nasza rola jest czysto organizacyjna, natomiast większość kosztów ponoszą sami gracze.
Innym sportem zespołowym zza Oceanu, który można uprawiać w KU AZS UŚ, jest lacrosse. Niestety drużyna AZS Legion Katowice wycofała się z polskiej ligi po czterech spotkaniach…
– Zajęcia z lacrosse wciąż funkcjonują, a legioniści założyli też sekcję żeńską. Zapał nie wygasł, problemem są wspomniane już wcześniej finanse. Porządny sprzęt do lacrosse’a, podobnie zresztą jak do futbolu amerykańskiego, jest bardzo drogi. Myślę jednak, że osoby, które się zaangażowały, nie porzucą tego sportu.
Od kilku lat z sukcesami działa także sekcja koszykówki kobiet.
– Nasze dziewczyny w każdym sezonie walczą o awans na zaplecze ekstraklasy, a droga do tego jest bardzo trudna, bo oprócz dobrego miejsca w sezonie zasadniczym trzeba jeszcze dobrze spisać się w barażowych turniejach: półfinałowym i finałowym. Zarówno przed rokiem, jak i teraz w barażach zajmowaliśmy trzecie miejsce, bardzo niewiele brakowało do awansu do finałów. Uważam, że to drużyna perspektywiczna, bo właściwie w całości złożona ze studentek UŚ i AWF.
Jakie plany na przyszłość ma Pana organizacja?
– Na czerwiec planujemy zorganizowanie wraz z Działem Promocji Uniwersytetu Śląskiego oraz Studium Wychowania Fizycznego i Sportu gali podsumowującej cały sportowy rok. Chcielibyśmy w ten sposób wyróżnić i docenić tych studentów, którzy mają czas nie tylko na naukę, ale także na sport i reprezentowanie klubu sportowego naszej uczelni, a przez to – promowanie Uniwersytetu Śląskiego w Polsce. Byłaby to pierwsza tak uroczysta gala środowiska sportowego UŚ i bardzo chcielibyśmy, żeby takie wydarzenie weszło na stałe do cyklu imprez uniwersyteckich, takich jak wyróżnienia JM Rektora czy plebiscyt „Absolwent z Pasją”.
A czy w ramach KU AZS powstaną nowe sekcje?
– Zawsze jesteśmy otwarci na nowe pomysły. Jesteśmy organizacją studencką i czekamy na inicjatywę – jak to się mówi: oddolną – studentów. W ten sposób powstało około 40 proc. funkcjonujących dzisiaj sekcji. Grupa zapaleńców chce coś zrobić dla siebie, a potem dla innych. My dajemy zielone światło, pomagamy organizacyjnie w zapewnieniu obiektu sportowego czy też czasami w zatrudnieniu instruktora, czekamy, czy nowy projekt nie jest tylko efemerydą, która z braku konsekwencji zniknie po miesiącu. Ale jeśli nowa sekcja utrzyma się dłużej, znaczy to, że naprawdę ludziom na tym zależy i warto zapał podtrzymać.