Rozmowa z prof. dr. hab. Ryszardem Koziołkiem, laureatem Nagrody Literackiej Gdynia (2010) za książkę pt. Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy, z okazji ogłoszenia roku 2016 Rokiem Henryka Sienkiewicza

Władca historycznej wyobraźni

Decyzją Senatu RP rok 2016 ogłoszony został Rokiem Henryka Sienkiewicza. Dwie znamienne rocznice: 70. rocznica śmierci, 100. urodzin i 111. pierwszej w dziedzinie literatury Nagrody Nobla dla Polaka. Czy dzisiejsza percepcja twórczości autora Trylogii nie została przyćmiona przez monumentalne produkcje filmowe Jerzego Hoffmana, Aleksandra Forda, Jerzego Kawalerowicza? Czy może wrócić moda na czytanie Sienkiewicza?

Prof. dr hab. Ryszard Koziołek
Prof. dr hab. Ryszard Koziołek

– W masowej percepcji to jest jedyny polski pisarz, który był czytany pomimo obowiązku szkolnego czy nawet poza nim. Większość pisarzy klasycznych towarzyszyła nam jako uczniom, czasami wracaliśmy do nich przy okazji rozmaitych adaptacji filmowych czy teatralnych. Do Sienkiewicza się wracało, czytało się go mimo szkoły, poza szkołą, po szkole… To się w pewnym sensie skończyło. Nie dotyczy to jednak samego Sienkiewicza, ale zmiany modelu kultury, w którym literatura przestaje pełnić funkcję dominującą i wiodącą. Jeśli wyobrazimy sobie kulturę jako konglomerat, w skład którego wchodzą literatura, teatr, malarstwo film itd., to musimy sobie uświadomić, że w polskim modelu kultury niemal do schyłku XX wieku literatura pełniła funkcję wiodącą. To się zmieniło. Jeśli więc pytamy o zmianę percepcji czy spadek zainteresowania Sienkiewiczem, to należy szukać odpowiedzi w przemianach modelu kultury i spadku rangi literatury jako składnika kształcenia humanistycznego.

Filmy to za mało do myślenia i dyskusji o historii. Ona mówi do nas obrazami, słowami, wypowiedziami, dialogami, analizami. I do tego, do mówienia o historii, Sienkiewicz jest bardzo przydatny.

Pokolenie współczesne Sienkiewiczowi czytało go inaczej. Czy czytelnika AD 2016 może on nadal fascynować?

– To oczywiste, że Sienkiewicz nie jest tym pisarzem, którym był dla pokolenia Polaków u schyłku XIX wieku i przez cały wiek XX, czyli najlepszym narratorem w polskiej prozie opowiadającej. Posiadał umiejętność przykuwania uwagi do ostatniego zdania swojej opowieści. Ten rodzaj budowania skupienia czytelnika poprzez atrakcyjność opowiadania czyni Sienkiewicza kimś niepowtarzalnym – to po pierwsze. Po drugie, to pisarz, który jest władcą wyobraźni historycznej Polaków i był nim z pewnością przez cały ubiegły wiek. To on umeblował nam potoczne wyobrażenia polskiej przeszłości, XVII wieku przede wszystkim, ale także i średniowiecza za sprawą Krzyżaków. Wprawdzie ucząc się historii, czytając o niej, posiedliśmy pewną wiedzę, ale dopiero dzięki Sienkiewiczowi czuliśmy ją jako coś namacalnego, zmysłowo-konkretnego. I tego nie mogli mu wybaczyć zarówno jego krytycy, jak i historycy. Byłbym jednak ostrożny ze stwierdzeniem, że się zdezaktualizował. Można bowiem zapytać: jeśli nie Sienkiewicz, to kto lub co?

Przyciąga tylko historią…

– Oczywiście ma wiele innych walorów i nie musimy go czytać tak, jak czytały go pokolenia wcześniejsze. Sienkiewicz jest pisarzem zagadkowym, on dokonał czegoś, co próbuje się zrobić w tej chwili, czyli wymiany przeszłości historycznej. Czytelnicy z drugiej połowy XIX wieku to ludzie, którzy mieli w pamięci traumę powstania styczniowego, za plecami dwie pozostałe, czyli powstanie listopadowe i insurekcję kościuszkowską. Ci ludzie myśleli o historii wyłącznie jako o katastrofie, o czymś, co im zabrało bliskich, zrujnowało majątki, zniszczyło życie. Sienkiewicz dokonuje podmiany przeszłości i pokazuje: wy nie macie tylko tej przeszłości, nie jesteście z tego, co jest świeżo za plecami, ale jesteście także z przeszłości wcześniejszej, więc patrzcie, jak to kiedyś było. Historia nie jest jedynie źródłem traumy i katastrofy, ale krzepy, mądrej krzepy, choć opowieści, które snuje Sienkiewicz, nie są przecież optymistyczne…

Zbaraż, obrona Częstochowy, Kamieniec Podolski…

– A jednak to zadziałało, choć był to bardzo niebezpieczny zabieg. Mamy przecież jedną przeszłość, wszystko, co za plecami, jest nasze, czy tego chcemy, czy nie, dobre czy złe. Ale my mamy taką skłonność, co widać w dzisiejszej polityce, która jako żywo przypomina mi Sienkiewicza, tylko niestety on miał powody, aby to robić. W czasach mu współczesnych padały pytania, jak myśleć o polityce wobec zaborców, jak myśleć o polityce zaborców wobec nas, natomiast w chwili obecnej próbujemy podmienić historię krzepiącą – polską wolność po „Solidarności” – na przeszłość martyrologiczną, która wiedzie od najświeższej, czyli katastrofy smoleńskiej, wielkiego polskiego dramatu Powstania Warszawskiego, Żołnierzy Wyklętych itd. Sienkiewiczowi udała się podmiana przeszłości za sprawą gigantycznego talentu i dzieła, jakim była Trylogia. To pokazuje, że Sienkiewicza nie wolno lekceważyć, jego fenomen wykracza daleko poza literaturę i poza książki.

A jednak to właśnie środowisko akademickie w niedalekiej przeszłości uznało, że Sienkiewicz przechodzi do lamusa, a czytanie twórcy Quo vadis jest passé. Pana książka Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy była głosem sprzeciwu wobec takiej postawy?

– Nie było moim zamiarem uprawianie prowokacji, której napisanie nie sprawiłoby żadnej trudności, przywołując chociażby biografię pisarza, smaczki dotyczące jego żon, zwłaszcza Marii Wołodkowiczówny, która trzy miesiące po ślubie porzuciła męża. Ówczesna prasa upajała się pikantnymi szczegółami. Sienkiewicza bardzo łatwo można ożywiać, czynić go naszym kolegą w rozmaitych wstydliwych i mniej wstydliwych sprawkach. Mnie zdecydowanie interesowała jego twórczość. To prawda, że uniwersytet, akademia, szkoła ponoszą główną odpowiedzialność za to, co stało się z Sienkiewiczem, czyli za jego infantylizację, za zepchnięcie na półkę z pisarstwem młodzieżowym, a z całą pewnością z pisarstwem, które apeluje do naszych dyspozycji emocjonalnych, a nie intelektualnych, idąc za głosem Jerzego Stempowskiego, który stwierdził, że woli „pokrzepiać mózgi niż serca”.

Gdyby przeprowadzić prosty podział pisarzy na pokrzepiaczy serc i pokrzepiaczy mózgów, to oczywiście Sienkiewicz byłby dla tych od serca, którzy – jak pokpiwał Stanisław Brzozowski – wolą raczej przysypiać nad książką, niż myśleć, jak jest napisana, jak wpływa na nasze życie… Mnie to głęboko irytowało, ponieważ jeśli nawet Sienkiewicz rzeczywiście w genialny sposób usypiał nasze myślenie, to proces, w którym to robił, mechanizm, który uruchamiał, jest z całą pewnością godny przemyślenia. I już z tego powodu wydawał mi się pisarzem godnym analizy. Takie próby podejmowano i ja nie mam pretensji do własnej inwencyjności, korzystałem przecież z tych studiów, które powstawały jeszcze za życia pisarza, m.in. Bolesława Prusa, Stanisława Brzozowskiego, Stanisława Mackiewicza, a także późniejszego pokolenia Samuela Sandlera, Tadeusza Bujnickiego i wielu innych, którzy mierzyli się z Sienkiewiczem jako zagadką. Warto przypomnieć wielki tekst Kazimierza Wyki, który nawoływał: nie dzielmy, nie całkujmy Sienkiewicza, bierzmy go jako całość, bo to jest fenomen, który trzeba analizować całościowo.

Jakie były założenia wyjściowe Pana monografii?

– Sienkiewicz jest poważnym problemem dla czytelników i badaczy. Pułapką w myśleniu o nim jest łatwość generalizacji, uproszczenie tego, co u pisarza jest na powierzchni, a więc urody tego pisarstwa, zmysłowości, niezwykłego talentu do pokazywania przemocy w sposób przyjemny. Czytamy chociażby słynną scenę wbijania Azji na pal czy opis tortur, jakim poddany był Jurand, i widzimy, że to sceny wyjęte niczym z Zoli czy bliższej nam Gry o tron Martina, a jednak przyjemność nas nie opuszcza. Jeśli więc pisarzowi udaje się przemienić wrażliwego czytelnika w kryptosadystę, to warto przemyśleć, jak to się dzieje, w jaki sposób działa na nas obraz przemocy, że zapominamy o empatii, współczuciu dla ofiary i dobrze się przy tym bawimy. Tego też od Sienkiewicza można się uczyć.

Nawet kontrowersyjne Wiry, jedna z ostatnich powieści Sienkiewicza, nie zamknęły mu kariery w powojennej Polsce.

– Oczywiście Wiry nie mogły być wówczas wznawiane. Poglądy Grońskiego na temat socjalizmu zostałyby natychmiast, i słusznie, wpisane w aktualny kontekst polityczny i uczyniłyby z tej powieści paradoksalnie powieść wywrotową, podziemną i niepokorną. Przewidywanie Grońskiego, że pierwszymi, którzy zbuntują się przeciwko socjalizmowi, będą ludzie młodzi, czy dopatrywanie się w hasłach socjalizmu zapowiedzi nowego terroru i nowego totalitaryzmu eliminowało Wiry z półek księgarskich, choć odpisy tych fragmentów krążyły w nieformalnym obiegu. To jednak nie przeszkodziło w niebywałej karierze w PRL pozostałych dzieł Sienkiewicza. Nakłady Trylogii czy Krzyżaków były milionowe. Statystyki Biblioteki Narodowej potwierdzają, że do końca XX wieku Sienkiewicz był niekoronowanym zwycięzcą wszystkich rankingów czytelniczych na najpopularniejszego pisarza w Polsce. I tu pojawia się pytanie: dlaczego realny socjalizm, komunizm peerelowski nie widział w Sienkiewiczu pisarza wrogiego klasowo? Mnie się wydaje, że zdecydował o tym nacjonalizm. Jedno odium, które spoczęło na Sienkiewiczu, to etykieta antyintelektualnego pisarza dla dzieci i młodzieży, drugie – utajone, ale moim zdaniem tłumaczące ten fenomen – to pozycja pisarza narodowego. To wcale nie kłóciło się zwłaszcza z gomułkowską wizją Polski jako państwa socjalistycznego, jeśli chodzi o formułę polityczną, ale narodowego, jeśli chodzi o formułę etniczną, zwłaszcza po nagonce antysemickiej w 1968 roku. Naród miał być spoisty tożsamościowo, a Sienkiewicz jako piewca spójności narodowej znakomicie się nadawał, zwłaszcza jako autor Krzyżaków wpisywał się w walkę z rewizjonizmem niemieckim, podsycaniem lęku przed Niemcami, którzy mogli zweryfikować porządek pojałtański i granice na Odrze i Nysie.

Z tą spójnością narodowościową u Sienkiewicza można by dyskutować.

– Oczywiście to jest kolejny fałsz. Wystarczy spojrzeć na XVII-wieczną Polskę opisaną w Trylogii. Jest ona dziedzictwem Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wieloetniczna, w której mamy Rusinów, spolszczonych Tatarów i Polaków z rozmaitymi melanżami. Sienkiewicz jest głosicielem polityki asymilacyjnej. Polskę postrzega jako wielką matkę, która jest najlepsza i przygarnie każdego, kto będzie chciał dla niej pracować, czy to będzie Ketling z anglosaskich krajów czy Tatar Melechowicz albo Rusin Kisiel.

Sienkiewicz bał się socjalizmu i nie był w tym lęku odosobniony.

– Późny Sienkiewicz boi się rewolucji, to był lęk większości pozytywistów, którzy w pewnym momencie uświadomili sobie, że jeśli się chce unowocześnić społeczeństwo, to wcześniej czy później dojdzie do konfliktu klasowego. Kiedy biedni chłopi i mieszczaństwo nauczą się czytać i zaczną być samodzielni gospodarczo, zechcą także mieć swój udział w rządzeniu, póki byli zaborcy, strach był odległy, ale myślenie o wolnej Polsce wiązało się z wybuchem społecznym. Rewolucja 1905 roku była momentem, w którym Sienkiewicz widzi, że to się już dzieje i pojawia się zrozumiały lęk, w tle ciągle pozostają echa Rewolucji Francuskiej…

Za wcześnie umarł…

– … ale już czuł, że Polska jest na horyzoncie, on już wiedział, że z tego światowego konfliktu wyłoni się wolna Polska. To była przecież tęsknota całego jego pokolenia, które żyło w przekonaniu, że nie kolejne powstanie narodowe, a jedynie wielka wojna mocarstw, która je osłabi, pozwoli odzyskać niepodległość.

Pracuje Pan Profesor w Zakładzie Historii Literatury Poromantycznej. Te czasy wydały ogromną liczbę pisarzy. Co zdecydowało, że Sienkiewicz stał się obiektem pana zainteresowań naukowych?

– Sam zadawałem sobie niejednokrotnie to pytanie. Ani moje pochodzenie, ani moja rodzina, rodowód społeczny, ani miejsce, w którym się wychowywałem, nie czynią ze mnie naturalnego czytelnika i admiratora Sienkiewicza. Raczej klasowo i regionalnie jest mi to pisarz obcy. Jako Ślązak cieszyński, z tradycji plebejusz, nie odnajduję się w kontuszach, karabelach, w świecie kresowej szlachty. Rekonstrukcja mitu sarmackiego, wielokrotnie i szczegółowo analizowana przez wielu literaturoznawców, zupełnie mnie nie pociągała. Zainteresował mnie czytelnik, który nie jest powiązany z Sienkiewiczem rodzajem braterstwa etniczno-środowiskowo-klasowego. Zaciekawiła mnie owa obcość. Brzozowski wypowiedział wiele inwektyw pod adresem Sienkiewicza, ale jedna z nich zdaje się najokrutniejsza: zarzucił mu, że jest on obcy młodym ludziom, czyli jest człowiekiem, który żyje w odmiennym świecie wartości, który nie żywi uznania dla młodej, światłej, postępowej inteligencji. Zafrapowało mnie to, że pisarz, który w myśl tej diagnozy powinien mi być obcy, nie jest taki. Co sprawia, że podczas lektury rodzi się bliskość, wbrew dystansowi i oddaleniu? Odpowiedź tkwiła w literaturze. To za jej sprawą doświadczamy pewnego stanu obecności, udziału, współodczuwania z bohaterami, światami, rzeczywistościami, które nie były naszym udziałem. I to było dla mnie ważne, podobnie jak wszystko, co u Sienkiewicza zagadkowe i niejasne. Dziwne losy jego bohaterów, osobliwe konstrukcje fabularne i postaciowe. Na przykład skłonność do pozbawiania bohaterów rodziców: bardzo wielu z nich jest sierotami. Ciekawiła mnie pozycja kobiet, które były bardzo źle oceniane przez krytyków jego twórczości, uznawane wyłącznie za obiekty przerzucane z jednych męskich rąk do drugich, przedmioty pożądania, walk i konfliktów. W konfrontacji z lekturą nie odnalazłem potwierdzenia tych zarzutów, przeciwnie: postaci kobiece są niezwykle barwne, zróżnicowane fizycznie i charakterologicznie.

Czy zabierając się do pracy nad Sienkiewiczem, miał Pan obraz dzieła skończonego?

– Nie przyszedłem do Sienkiewicza z gotową receptą na jego twórczość. Pozwoliłem tekstowi objawić się w postaci pytań, na przykład: skąd wziął się Zagłoba, skąd on tyle wie o świecie, jak to się stało, że on jest tak sprawny retorycznie, jakie jest źródło ewolucji bohaterek, od Heleny, która jest kwitnąca kobiecością, tylko rodzi i rodzi, do bezdzietnej Baśki? To są pytania, które literaturoznawca musi postawić, one doprowadziły mnie do prób odpowiedzi wywiedzionych zewsząd: z biografii, z tekstów powieściowych, listów, świadectw innych osób. Pozwoliło mi to przesunąć Sienkiewicza poza jednoznaczne odczytanie w sferę bardziej różnorodną. Kolejny powód to konteksty współczesne, za sprawą których wciąż myślimy o historii, czyli przede wszystkim kino historyczne, dzięki któremu pisarstwo historyczne przeżywa fantastyczny renesans. To obrazy, takie jak Borgiowie czy wspomniana już Gra o tron. Popularność tego typu kina pokazuje, że nasze zainteresowanie historią nie słabnie i Sienkiewicz znów staje się dobrym towarzystwem dla tego, co dzieje się współcześnie. Można więc o nim pisać i mówić, odwołując się do czytelnika, którego nie przestaje intrygować przeszłość.

Możemy się więc nie obawiać o losy Trylogii, Quo vadis, Krzyżaków

Quo vadis niezmiennie pozostaje najczęściej czytaną polską powieścią. Oczywiście nie jest już tym samym bestsellerem, którym była sto lat temu, ale jej miejsca w światowej literaturze nic już nie zmieni. I tak jest z Sienkiewiczem, choć nie jest on już synonimem literatury XX wieku, kiedy czytanie Trylogii było fundamentalnym dowodem, że jest się czytelnikiem literatury. To osłabło. Możemy, jako wielbiciele Sienkiewicza, cierpieć z tego powodu, ale to nie oznacza, że ludzie przestali czytać w ogóle, lecz że znaleźli sobie inne bestsellery.

Czy Sienkiewicz powinien być nadal czytany?

– Uważam, że tak. Skoro stał się na powrót pisarzem wyłącznie szkolnym, to nie wolno pozwolić, aby ze szkoły zniknął. To jest polszczyzna prozy, której próżno szukać gdzie indziej, to model narracji i fabularyzacji, którego warto się uczyć, poza Sienkiewiczem nigdzie takiego wzorca nie znajdziemy. Nie trzeba głosić ani pochwały Sienkiewicza, ani potępienia, przeciwnie – używajmy Sienkiewicza, aby młodym ludziom pokazać go jako piewcę wolności. Jego świat to świat ludzi wolnych jednostkowo, którzy jeśli podejmują jakieś decyzje na rzecz wyższego dobra, czynią to sami, ewentualnie pod wpływem kobiet, w których się kochają. I co bardzo ważne – Sienkiewicz nie dzieli ludzi na podstawie pochodzenia czy stanu, z którego się wywodzą. O naszej wartości decydują nasze czyny – to mówi głosem Wołodyjowskiego, Zagłoby, Azji… Lektura Sienkiewicza w miarę uważna i dorosła nie pozwala z niego zrobić pisarza, który zapisałby się do jakiejkolwiek partii, zwłaszcza głoszącej pochwałę tępej przemocy ideologicznej czy siły, która służy jednej idei. Sienkiewicza trzeba czytać, ale nie należy nim manipulować.

Dziękuję za rozmowę.

Autorzy: Maria Sztuka
Fotografie: Agnieszka Sikora