Mgr Anna Mika (www.annamika.pl), autorka cyklu wystaw „Miejsca Opuszczone” oraz projektu „Śląskie Knipsowanie”, pasjonatka urban exploration, jest absolwentką historii na Wydziale Nauk Społecznych UŚ

Dokąd prowadziły panie w kapeluszach?

Anna Mika postanowiła studiować historię, by, jak mówi, potęgować w sobie ciekawość miejsc, ludzi i opowieści. Od zawsze wiedziała również, że jej największym przyjacielem jest aparat fotograficzny. Największą przyjemność sprawiało jej wywoływanie zdjęć w ciemni, którą wraz z chłopakiem stworzyli w jego łazience. Obecnie w tygodniu pracuje jako grafik w dużej firmie sportowej, w weekendy natomiast realizuje swoje projekty artystyczne. Pasjonują ją przestrzenie przemysłowe. Kopalnie, huty, ogromne fabryki oraz opuszczone miejsca. Jej zdaniem nie ma piękniejszego krajobrazu.

Anna Mika, absolwentka historii na Wydziale Nauk Społecznych UŚ
Anna Mika, absolwentka historii na Wydziale Nauk Społecznych UŚ

Lubię pokazywać moim znajomym fotografie niesamowitych i klimatycznych miejsc. Oni, zaciekawieni tym obrazem, pytają, gdzie to jest. Wtedy odpowiadam: w twoim mieście. Często nie dostrzegamy wielu niezwykłych i fascynujących budowli w naszych miastach tylko dlatego, że są zniszczone i opuszczone. Nie mówiąc już o zwiedzaniu takich obiektów... Nie brakuje ich również w Katowicach! Bardzo dobrze pamiętam na przykład zwiedzanie stojącego w centrum zamkniętego Hotelu Silesia. Razem z grupą przyjaciół umówiliśmy się na rozmowę z właścicielami budynku, którzy wyrazili zgodę na fotografowanie wnętrza budynku. Perełka historii! Moi starsi znajomi opowiadali mi o eleganckich paniach w kapeluszach, elicie Katowic – które przychodziły do hotelowej kawiarni zaraz po mszy. W podziemiach natomiast funkcjonował klub nocny – pierwszy w ówczesnych Katowicach. Jedyną wskazówką mającą nas doprowadzić do owianego historią miejsca były postaci dwóch kobiet w kapeluszach i czarny kot namalowane na kafelkach. Mimo upływu lat nadal znajdują się na ścianie i zachęcają do zejścia po schodach do nieistniejącego już klubu.

To, co robimy, nazywa się urban exploration, w skrócie urbex. Eksplorujemy opuszczone, wyłączone z użytku lub trudno dostępne miejskie budynki. Tworzymy dosyć liczną społeczność i mamy także swój kodeks. Przede wszystkim publikując w sieci zdjęcia, nie lokalizujemy sfotografowanych miejsc na mapie, by nie ściągać członków kilku innych grup, których działanie, mówiąc krótko, niszczy interesujące nas miejsca. Mówię o złomiarzach, paintballowcach czy... ludziach chorych psychicznie. Pamiętam historię zamkniętego częstochowskiego szpitala, w którym fotografowaliśmy między innymi sale operacyjne. Niedługo potem policja całkowicie zamknęła dostęp do obiektu, ponieważ ktoś postanowił porozwieszać i sfotografować w tych salach... martwe koty.

Gdy zobaczyłam pierwsze opuszczone miejsce, którym była cementowania w Jaworznie-Szczakowej, zamurowało mnie. Zaczęłam fotografować i mówić ludziom: „Hej, rozejrzyjcie się, zobaczcie, jak fantastyczne miejsca was otaczają!”. Magia zwiedzania i fotografii polega na tym, że mogę na chwilę przenieść się do innej przestrzeni i innego czasu. Pasjonują mnie historie odwiedzanych miejsc. Kiedy byłam w fabryce porcelany Giesche w Katowicach-Bogucicach, wyobrażałam sobie siedzące przy taśmie kobiety, przez wiele godzin malujące ręcznie ceramiczne kubeczki. Jaki tam musiał być rumor! Szczęk porcelanowych wyrobów, turkotanie maszyn, rozmowy pracowników... Stąd już niedaleko do historii jako nauki społecznej, którą wybrałam jako kierunek studiów na Uniwersytecie Śląskim.

Uwielbiałam seminarium o muzyce prowadzone przez dr. Jacka Kurka. Zamykaliśmy żaluzje i przy zapalonych świecach chłonęliśmy płynące z odtwarzacza dźwięki. Potem pan doktor opowiadał nam różne historie. Pamiętam fragment o Davidzie Bowiem, który, będąc przejazdem w Warszawie, wybrał się do najbliższego sklepu muzycznego, by oczywiście kupić kilka płyt. Jak możemy się domyślić, wybór nie był zbyt szeroki. Bazując na dosyć smutnym wrażeniu, jakie zrobiła na nim stolica, stworzył kawałek Warsaw. Wróciłam wtedy do domu i słuchałam go cały wieczór.

Co ciekawe, studenci różnie reagowali na moją pasję. Wielu z nich nie rozumiało, że można zajmować się jeszcze czymś innym niż nauką, zajęciami czy sesją egzaminacyjną. A mnie zdarzało się opuścić zajęcia na przykład z powodu byłej Koksowni Huty Kościuszko, której wyburzenie chciałam sfotografować. Skąd te uprzedzenia? Chyba ciągle jeszcze w młodych ludziach jest taki stereotyp rozwoju: szkoła średnia, matura, studia, praca, emerytura, śmierć (śmiech). Wszystko, co wykracza poza tę linię, wydaje im się szkodliwym nadmiarem. Ja bez problemu połączyłam nietypową pasję ze studiami i pracą zawodową.

Sfotografowane „Miejsca Opuszczone” pokazuję zwykle na wystawach. Największa jak do tej pory została zorganizowana w halach centrum handlowego Auchan w Sosnowcu. Szczególną atrakcją wydarzenia był wypożyczony z Old Timers Garage, dzięki uprzejmości Adama Grządziela, wspaniały blisko stuletni Cadillac LaSalle! Nie brakowało zresztą innych klimatycznych gadżetów oraz muzyki industrialnej, towarzyszącej zdjęciom opuszczonych europejskich obiektów. Wystawa cieszyła się tak dużym zainteresowaniem, że musieliśmy przesunąć termin jej zamknięcia. Ulubione miejsce? Każde następne! (śmiech).

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Anna Mika