Wydarzenia określane przez historyków mianem Tragedii Górnośląskiej rozpoczęły się w 1945 roku. Akty terroru wobec mieszkańców Górnego Śląska – aresztowania, egzekucje i deportacje – trwały przez kilka miesięcy. Szacuje się, iż na wschód wywieziono kilkadziesiąt tysięcy Ślązaków. Większość z nich nigdy nie wróciła do Polski. Sejmik Województwa Śląskiego ogłosił rok 2015 Rokiem Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej 1945.
Dlaczego zdaniem Księdza Arcybiskupa wiedza na temat Tragedii Górnośląskiej wciąż pozostaje obiektem zainteresowania historyków regionalnych, poza regionem natomiast rocznica ta jest niemal nie dostrzegana?
– To bardzo złożony problem. Pamiętajmy, że dotyczy on ponad pięćdziesięciu tysięcy rodzin Górnego Śląska. Kiedy w styczniu 1945 roku ponownie ruszyła ofensywa Armii Czerwonej na Berlin i przez nasze ziemie przeszedł front, świat przede wszystkim dostrzegał agonię III Rzeszy. Tymczasem już w lutym 1945 roku, tuż po konferencji mocarstw koalicji antyhitlerowskiej w Jałcie, podczas której Stalin otrzymał zgodę USA i Wielkiej Brytanii na wykorzystanie do przymusowej pracy ludności cywilnej z terenu III Rzeszy, zaczęła się akcja, którą dziś określamy mianem Tragedii Górnośląskiej. Dla Stalina ludność Górnego Śląska stała się „żywą reparacją” wojenną. Zwycięska armia szła na zachód, a żołnierze odreagowywali. Mieli jedynie świadomość, że przekraczali granicę polsko-niemiecką, byli pełni nienawiści, z zasady uważali wszystkich Ślązaków za Niemców, nie zajmowali się rozróżnianiem ich narodowości. Mieli rozkaz dyktatora, aby dostarczyć do niewolniczej pracy w Rosji, m.in. do kopalń Donbasu, wykwalifikowanych górników i robotników, mężczyzn w „wieku produkcyjnym”. I tak na Górnym Śląsku zaczęło się polowanie na ludzi, których później wieziono tygodniami w nieznane, na wschód, do przymusowej pracy. Większość pozostała w Donbasie, rejonie o podobnej do Śląska specyfice. Kopalnie, huty, zakłady przemysłu ciężkiego… Innych wywieziono na tereny dzisiejszej Białorusi, Kazachstanu, Syberii, w rejon Murmańska. Dla większości była to podróż w jednym kierunku, a stacją końcową – śmierć na obczyźnie i bezimienny grób. Ślązacy dopełniali w ten sposób wojennego losu tych Polaków, którzy od 17 września 1939 roku byli mordowani lub deportowani na wschód jako element obcy narodowo i klasowo. Dramat trwał do 1954 roku, kiedy reszta tych, którzy przeżyli, powróciła, ale nie wolno im było opowiadać o swoim losie, trwał przecież stalinowski terror. Śląsk jednak nigdy nie zapomniał…
Wiedzę o tym tragicznym wydarzeniu chroniły przede wszystkim rodziny internowanych.
– To oczywiste, że w każdym domu, w którym ktokolwiek z rodziny został wywieziony w 1945 roku przez stalinowskie władze do katorżniczej pracy na terenie Związku Sowieckiego, ta wiedza była pieczołowicie przechowywana i przekazywana następnemu pokoleniu. Nie tylko jednak dom chronił pamięć o Tragedii Górnośląskiej. Z wielkim szacunkiem wspominam panią profesor ze szkoły średniej, a było to w II Liceum Ogólnokształcącym im. Gustawa Morcinka w Rudzie Śląskiej, gdzie zdałem maturę w roku szczególnym – 1966, czyli w roku 1000-lecia chrześcijaństwa i naszej państwowości. Pani profesor, która uczyła nas historii, kiedy przyszedł czas na omawianie wydarzeń 1945 roku i późniejszych, mówiła: „Teraz zamykajcie podręczniki, ja wam powiem, jak to naprawdę było”. To była wspaniała i odważna nauczycielka.
Miała zaufanie do swoich uczniów.
– Z perspektywy czasu jeszcze bardziej cenię jej niezwykłą odwagę, ale wielu historię tych wydarzeń znało z rodzinnych przekazów. W moim domu tkwiła głęboko pamięć o bracie ojca, Konradzie, którego zabrano prosto po szychcie spod bramy kopalni i wywieziono do Donbasu. Stryj zdołał wysłać rodzinie tylko jeden jedyny list z obozu, później słuch o nim zaginął. Nigdy nie wrócił. Rodzina, szkoła, ale i Kościół są miejscami przechowywania pamięci. To naturalne, że o Tragedii Górnośląskiej, wywózkach, ofiarach, prześladowaniach stale przypominamy w celebrowanych mszach świętych i modlitwach. Górny Śląsk nie dał sobie wydrzeć z pamięci tego dramatu, on tkwi tu głęboko. Właściwie w każdym kościele można uczyć się historii, swoistymi podręcznikami są tablice pamiątkowe, także i te umieszczone w katedrze Chrystusa Króla.
W styczniu 2013 roku w katowickiej archikatedrze została odsłonięta tablica upamiętniająca te tragiczne wydarzenia. We wrześniu 2013 roku Ksiądz Arcybiskup wraz z delegacją władz samorządowych województwa śląskiego przebywał na Ukrainie, gdzie uczestniczył w uroczystości odsłonięcia i poświęcenia tablic w Doniecku, miejscu byłego obozu, w którym przetrzymywano Ślązaków. Jaki jest stosunek Ukraińców do wydarzeń sprzed 70 lat?
– Kiedy po 14 latach posługi w diecezji tarnowskiej jako biskup diecezjalny wróciłem do Katowic, konieczność upamiętnienia Tragedii Górnośląskiej stała się dla mnie sprawą oczywistą. Takie były społeczne oczekiwania. Pamiętajmy, że ofiarą wojny i systemu komunistycznego była też prawda. Dopiero po roku 1989 można było mówić prawdę. I tak się też stało. O Tragedii mówiono głośniej i odważniej. Aż Sejmik Województwa Śląskiego ustanowił Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej 1945, ustalając, że będzie obchodzony w ostatnią niedzielę stycznia.
Do Doniecka udaliśmy się we wrześniu 2013 roku. Celem naszej wizyty było przede wszystkim umieszczenie tablic pamiątkowych w kościele św. Józefa w Doniecku i modlitwa. Oczekiwanym gestem ze strony archidiecezji katowickiej i mieszkańców naszego województwa wobec tamtejszej parafii było przekazanie dzwonu. Tak też się stało. Dzwon nosi imię: August Hlond, Prymas Polski, Sługa Boży. Umieszczono na nim herby papieża, województwa śląskiego i arcybiskupa katowickiego oraz napis: Pamięci robotników przymusowych z Górnego Śląska 1945–1954. Ten sam napis widnieje na tablicy w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach. Nasza delegacja była liczna, uczestniczyli w niej: wicewojewoda, marszałek, samorządowcy Górnego Śląska, burmistrz Radzionkowa; był także z nami Andrzej Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, ambasador RP na Ukrainie Henryk Litwin, ówczesny dyrektor katowickiego IPN Andrzej Drogoń. Ze strony ukraińskiej podejmowały nas najwyższe władze Doniecka, biskup charkowsko-zaporoski Marian Buczek i biskup greckokatolicki Stefan Meniuk. Poświęcenie dwóch tablic na zewnątrz w języku ukraińskim i polskim oraz jednej wewnątrz w języku polskim i msza święta za dusze śląskich ofiar wywózek odbyły się w kościele św. Józefa w Doniecku, którego proboszcz, ksiądz Ryszard Karapuda TCh, szczególnie przyczynił się do upamiętnienia tragedii. Po uroczystościach udaliśmy się na cmentarze, nawet do okolicznych miejscowości, aby szukać jakichkolwiek śladów ofiar deportacji. Wiemy, że trzy czwarte deportowanych znalazło się na terenie Ukrainy, a według katowickiego IPN zginęło tam wówczas około 25 tys. wywiezionych. Nie znaleźliśmy jednak żadnych śladów. Ktoś z miejscowych wyjaśnił nam to bardzo szczerze i dobitnie: „Nie szukajcie, pamiętajcie, że system stalinowski nie szanował żywych, tym bardziej zmarłych, nie znajdziecie żadnych grobów”. I nie znaleźliśmy. To było smutne doświadczenie, choć zakończone iskierką nadziei.
Jednym z efektów wizyty na Ukrainie było uzyskanie przez IPN zgody władz w Doniecku na dostęp do archiwów poradzieckich i ukraińskich dotyczących wywózki Górnoślązaków.
– To było pokłosie naszej wizyty na Donieckim Uniwersytecie Narodowym, gdzie podejmował nas rektor i gdzie odbyło się otwarte spotkanie ze studentami na temat Tragedii Górnośląskiej. Sala była pełna.
Czy Ukraińcy posiadali jakąkolwiek wiedzę na ten temat?
– Nie. Dowiedzieli się dopiero podczas spotkania, słuchali z uwagą, zadawali też mnóstwo pytań. Rektor uniwersytetu i dyrektor śląskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej podpisali wówczas list intencyjny, dotyczył on współpracy w poszukiwaniach i badaniach archiwów, które umożliwiłyby ustalenie losów Górnoślązaków wywiezionych do Donbasu. Władze Uniwersytetu w Doniecku były szczerze zainteresowane współpracą z Uniwersytetem Śląskim. Pytali nawet o zasady funkcjonowania naszego Wydziału Teologicznego. Po powrocie przekazałem te informacje Rektorowi i pracownikom Wydziału Teologicznego, wiem, że został nawiązany kontakt i poczyniono pewne starania w celu nawiązania współpracy, wymiany studentów itd. Niestety sytuacja na Ukrainie się zmieniła. Współpraca jest niemożliwa, a wkrótce może się okazać, że wiele archiwaliów zostało zniszczonych w czasie trwającej tam wojny. Trzeba jednak przyznać, że wola współpracy była wówczas ogromna, szczera i czytelna. Przecież Ukraińcy, podobnie jak i my, Polacy, byli prześladowani pod rządami stalinowskimi, co też wybrzmiało podczas spotkania na uniwersytecie.
Sejmik Województwa Śląskiego dla upamiętnienia 70. rocznicy Tragedii Górnośląskiej ogłosił rok 2015 Rokiem Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej 1945. Wiedza o tych wydarzeniach wykroczy może poza granice regionu.
– O niepamięci decyduje poziom wiedzy historycznej. Z dużym uznaniem myślę o działaniach Sejmiku Śląskiego, który stara się przypominać wybitne postaci, zasłużone nie tylko dla Górnego Śląska. Prowadzi politykę historyczną. W tym roku hołd składamy zbiorowemu bohaterowi, są nim ofiary Tragedii Górnośląskiej. Trzeba ten czas wykorzystać na wzmożoną edukację. Dobrze się stało, że „Gość Niedzielny” wydał wkładkę poświęconą tym wydarzeniom, informacja o nich rozeszła się po całej Polsce. Ważne jest, aby mówiono o tym w szkołach, na katechezach, i to nie tylko na Śląsku. U nas jednak szczególnie, ponieważ młodzież można poprowadzić szlakiem miejsc, gdzie rozgrywały się przed siedemdziesięciu laty dramaty. Znakomitą inicjatywą burmistrza Radzionkowa jest muzeum – Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR, na którego otwarcie przybył prezydent Bronisław Komorowski. Jestem bardzo wdzięczny naszemu katowickiemu IPN za publikację Wywózka. Deportacja mieszkańców Górnego Śląska do obozów pracy przymusowej w Związku Sowieckim w 1945 r. Faktografia – konteksty – pamięć. Dzięki temu naukowemu i obiektywnemu opracowaniu wielu ludzi dowiedziało się o tragedii. Osobiście przekazałem kilkaset egzemplarzy, otrzymali je między innymi członkowie Konferencji Episkopatu Polski, wielu biskupów po lekturze książki, dziękując, przyznawało, że wcześniej nic nie wiedzieli o tym dramacie. W roku obchodów Tragedii Górnośląskiej zamierzam odwiedzić miejsca z nią związane, nie ograniczając się tylko do tzw. wywózki. Będą to więc między innymi: miejsce po Obozie Pracy w Świętochłowicach- -Zgodzie oraz miejscowość Nysa w powiecie gliwickim. Chciałbym dotrzeć tam, gdzie na Górnym Śląsku w 1945 roku w szczególny sposób ucierpiała ludność cywilna, parafie, zakony i prowadzone przez nie instytucje.
Jakie znaczenie i wpływ na kształtowanie postawy współczesnej młodzieży – zdaniem Księdza Arcybiskupa – ma przechowywanie pamięci historycznej.
– Tragedia Górnośląska jest jednym z dramatycznych skutków II wojny światowej. Jan Paweł II nauczał, że wojna niczego nie rozwiązuje, ale stwarza nowe problemy. Wystarczy tylko prześledzić koszty, jakie poniosły społeczeństwa i jednostki w wyniku agresji dwóch systemów: hitleryzmu i stalinizmu. Oba były bezbożne, antychrześcijańskie i dlatego nieludzkie. A na Górnym Śląsku i w Polsce wyzwolenie spod jednego sprowadziło nowe zagrożenia, nową tragedię, którą po latach upamiętniamy. Jednak na wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat nie powinniśmy patrzeć tylko przez pryzmat upamiętniania, ale także przez pryzmat ostrzegania; każde pokolenie trzeba ostrzegać przed szowinizmem, przed wojną. To ostrzeżenie jest wołaniem o pokój i zachętą do troski o tę fundamentalną wartość, dzięki której możemy pielęgnować i zdobywać inne wartości. Dlatego starajmy się o to, aby sprawa Tragedii Górnośląskiej nas nie dzieliła, aby nie była zawłaszczana przez partie czy inne ugrupowania, aby była naszym trudnym, ale wspólnym dziedzictwem, lekcją bliską wszystkim mieszkańcom naszej małej ojczyzny, a zarazem motywem do budowania pokoju.