KS. ADAM BONIECKI W UNIWERSYTECIE ŚLĄSKIM

Ks. Adam Boniecki z nieodłączną fajką  Foto: Ł. Adamczyk
Ks. Adam Boniecki z nieodłączną fajką
Foto: Ł. Adamczyk
Redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" ks. Adam Boniecki był gościem kolejnego już Wieczoru Akademickiego, który odbył się 9 maja 2002 r. w budynku rektoratu UŚ. Podczas spotkania można było wysłuchać wykładu zatytułowanego: "Kościół w świecie zmieniającej się kultury" oraz koncertu muzyki kameralnej w wykonaniu artystów Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Ks. Boniecki spotkał się również z rektorem UŚ prof. Tadeuszem Sławkiem i dziekanem Wydziału Teologicznego ks. Prof. Wincentym Myszorem, odwiedził także redakcję "Gazety Uniwersyteckiej".

Ks. Adam Boniecki (ur. 1934 w Warszawie), po ukończeniu gimnazjum wstąpił w 1952 roku do Zgromadzenia Księży Marianów. Święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1960. W latach 1961-1964 studiował nauki społeczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Po ukończeniu studiów podjął pracę w "Tygodniku Powszechnym" (http://www.tygodnik.com.pl/), oraz w krakowskim duszpasterstwie akademickim przy kościele św. Anny. Obowiązki duszpasterza akademickiego pełnił do roku 1971. W latach 1972-1974 przebywał we Francji i uczęszczał na zajęcia w paryskim Instytucie Katolickim. W 1979 roku, na zlecenie papieża Jana Pawła II organizował polskie wydanie watykańskiego pisma "L'Osservatore Romano" i w latach 1979-1991 był jego redaktorem naczelnym, pozostając członkiem redakcji "TP". W latach 90-tych był przełożonym (generałem) Zgromadzenia Księży Marianów. Po śmierci Jerzego Turowicza (1999 r.), w wyniku jego woli, objął funkcję redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego". Opublikował m.in. książki: Rozmowy niedokończone, Notes, Notes rzymski (t. I/III), Budowa kościołów w diecezji przemyskiej, Kalendarium życia Karola Wojtyły, Vademecum generała.

MARIUSZ KUBIK
kmarius@poczta.onet.pl

W gabinecie Rektora UŚ: prof. Tadeusz Sławek, ks. Adam Boniecki, ks. prof. Wincenty Myszor - dziekan Wydziału Teologicznego UŚ    Foto: M. Kubik
W gabinecie Rektora UŚ: prof. Tadeusz Sławek,
ks. Adam Boniecki, ks. prof. Wincenty Myszor -
dziekan Wydziału Teologicznego UŚ
Foto: M. Kubik

Internet:
"Tygodnik" to nieustanna rozmowa - rozmowa z Adamem Michnikiem i Jackiem Żakowskim ("Gazeta Wyborcza", 10-11 kwietnia 1999 r.);
http://wyborcza.gazeta.pl/info/artykul.jsp?xx=138565&dzial=010098

ks. Adam Boniecki - czat w ONECIE:
http://rozmowy.onet.pl/artykul.html?ITEM=1080497&OS=46224

* * *

"Tygodnik Powszechny" to bardzo ważna sprawa... Z KSIĘDZEM ADAMEM BONIECKIM rozmawia Mariusz Kubik

MARIUSZ KUBIK: - Od trzech lat, po śmierci Jerzego Turowicza, kieruje Ksiądz "Tygodnikiem Powszechnym", w samej redakcji jest już od 1964 roku. Jak przez ten czas zmieniał się "Tygodnik", czym jest teraz?

KSIĄDZ ADAM BONIECKI: - "Tygodnik" od momentu powstania towarzyszy historii, więc oczywiste jest, że zmiana sytuacji ustrojowej, przywrócenie wolności, stanowiły tu niezwykle istotną cezurę. Przed 1989 rokiem "Tygodnik" był właściwie jedynym pismem tego rodzaju w Polsce -kulturalnym, społecznym, katolickim, uznanym przez hierarchię kościelną. W tej chwili pism katolickich, kościelnych jest mrowie, skończyła się więc sytuacja monopolu.

Rektor UŚ wita gościa Wieczoru Akademickiego   Foto: M. Kubik
Rektor UŚ wita gościa Wieczoru Akademickiego
Foto: M. Kubik
Wykład ks. Adama Bonieckiego    Foto: M. Kubik
Wykład ks. Adama Bonieckiego
Foto: M. Kubik

Zmienił się też skład redakcji, jest to już nowa generacja. Nowa jeśli chodzi o wiek, ale przecież i o formację. Ci ludzie, którzy robili dawniej "Tygodnik", byli ze środowiska "Odrodzenia", przeżyli okupację, niektórzy przeszli komunistyczne więzienia.

Ludzie którzy w tej chwili redagują Tygodnik" - to w dalszym ciągu świeccy - ale z formacją innego typu. Zamiast "Odrodzenia", w najlepszym razie, duszpasterstwo akademickie, czasami studia filozoficzne, czy kawałek seminarium duchowego. I oczywiście - tak zresztą było i wcześniej - ludzie z bardzo dobrym przygotowaniem humanistycznym.

Ale i przed społeczeństwem, do którego się zwracamy, stoją inne problemy, niż kiedyś. Kiedyś było wiadomo gdzie jest przeciwnik i jakie są zagrożenia. Sprawa była prosta, chodziło o ocalenie wewnętrznej wolności człowieka w sytuacji zniewalającego ludzi komunizmu. Dzisiaj, w warunkach wolności i pluralizmu, punkty ciężkości przesunęły się w inne miejsca. To, co było wtedy oczywiste, teraz musimy rozeznawać - określać cele i kierunki, w które najbardziej się angażujemy.

W kuluarach: prof. Tadeusz Sławek, ks. Adam Boniecki   Foto: M. Kubik
W kuluarach: prof. Tadeusz Sławek, ks. Adam Boniecki
Foto: M. Kubik
ks. Adam Boniecki w otoczeniu młodzieży    Foto: M. Kubik
ks. Adam Boniecki w otoczeniu młodzieży
Foto: M. Kubik

- Jak owo międzypokoleniowe porozumienie kierujących linią "Tygodnika" ma się do rodzaju publikacji obecnych na łamach pisma?

- Młodzi dziennikarze są już w ogromnej przewadze. Z dawnego pokolenia, zostali: Józefa Hennelowa, Krzysztof Kozłowski, Bronisław Mamoń, i ja. Ale pismo robią przede wszystkim ci młodsi. Jest to chyba dobre. Starsi koledzy są elementem ciągłości, gwarantami zachowania stylu "Tygodnika". Chodzi o sposób reagowania na wydarzenia, pewien, - znamienny dla Krakowa dystans, no i o patrzenie na sprawy Kościoła z "wewnątrz".

W redakcji Gazety Uniwersyteckiej   Foto: Ł. Adamczyk
W redakcji "Gazety Uniwersyteckiej"
Foto: Ł. Adamczyk
Oczywiście, spieramy się, czasem górę biorą "młodzi" a "starsi" cierpią, uważając, że coś nie pasuje do "Tygodnika". Bywają np. spory o felietony Jacka Podsiadły. On zwykle porusza problemy ważne, ale przemawia językiem dziś uważanym za normalny. No i zaczynają się schody. Kiedy Pdsiadło, odwołując się zresztą do telewizji, napisał coś o "wibratorach", byli koledzy, którzy uznali, że w "Tygodniku" to nie uchodzi. Niektórzy czytelnicy zresztą też. Dostałem np. list: "Ja wnuczce daję do czytania "Tygodnik", a potem ona mnie pyta: Dziadku, co to jest wibrator?". Opowiedziałem to Podsiadle, a on głosem pełnym smutku: "Cóż, biedactwo i tak wcześniej, czy później by się musiała dowiedzieć". Myślę jednak, że w sprawach istotnych panuje w redakcji duża zgodność.

- Pytam o to nie bez powodu. Kształt "Tygodnika Powszechnego" był w dużym stopniu utożsamiany z charyzmą redaktora naczelnego, podobnie zresztą, jak paryska "Kultura". W przeciwieństwie jednak do Giedroycia, Turowicz zdołał "wychować swoich następców"...

- Giedroyc mówił mi kilka razy, że podziwia Turowicza za to, że udało mu się zaangażować następne pokolenie. Czuło się w tym jakby nutkę żalu, że nie udało się to "Kulturze". Chociaż... cel "Kultury" został spełniony, wyczerpany po zmianach politycznych w 1989 roku. Potem, numery drukowane też i w Polsce, paradoksalnie, miały znacznie mniejsze, niż w czasach, kiedy "Kultura" do Polski docierała z trudem. W przypadku "Tygodnika" nie ma tu żadnej analogii.

Chwila lektury...    Foto: Ł. Adamczyk
Chwila lektury...
Foto: Ł. Adamczyk

- Jaki jest dzisiaj czytelnik, adresat "Tygodnika"?

- Wśród czytelników jest duża grupa ludzi starszych, wiernych "Tygodnikowi" od dziesiątków lat. Są i młodsi, zwykle ze środowisk uniwersyteckich, którym odpowiada nasz styl. Mamy odbiorców w wielkich miastach i całkiem małych, gdzie prenumeruje się jeden, dwa, trzy numery. Nauczyciele, ludzie społecznie zaangażowani, księża.

Naszym adresatem jest człowiek myślący, który chce zrozumieć otaczający go świat i zachować dystans wobec informacji z prasy codziennej. Staramy się pokazywać wydarzenia na szerszym tle, bronić czytelnika przed "doraźnością" informacji. Tak w sprawach religii, jak i kultury, literatury, polityki.

"Tygodnik", wbrew pozorom, nie jest dobrze znany wśród młodszego pokolenia a podtytuł "pismo katolickie" może sugerować, że jest to jeszcze jedno, obok "Naszego Dziennika", "Niedzieli", czy "Gościa Niedzielnego", pobożne pismo kościelne. To wielu odstrasza. Byli specjaliści od promocji, którzy nam radzili: "Usuńcie podpis "katolickie", wystarczy, że katoliccy będziecie".

Ale my chcemy pokazać, że w Kościele może istnieć takie pismo, jak "Tygodnik", które myśli samodzielnie, samodzielnie podejmuje trudne i delikatne tematy, które nie wszystko powtarza za hierarchią, które jednak jest ortodoksyjne w sprawach katolickiej wiary i moralności.

- Po 1989 roku "Tygodnik" zyskiwał nowych prenumeratorów, ale też tracił starych...

Niektóre książki ks. Adama Bonieckiego   Foto: M. Kubik
Niektóre książki ks. Adama Bonieckiego
Foto: M. Kubik

- "Tygodnik" zniknął z wielu kościołów. Dlaczego tak się stało? Nie wiem, nie było mnie wtedy w Polsce. Może dlatego, że redakcja zbyt się zaangażowała w sprawy i spory polityczne, w ROAD, w prezydenturę Tadeusza Mazowieckiego. Jerzy Turowicz napisał wtedy, że trzeba było to zrobić - że był to moralny obowiązek. To był taki czas.

Mam wrażenie, że dziś w Kościele w Polsce nastąpiła wyraźna polaryzacja. Z jednej strony religijność "radiomaryjna", widząca Kościół w stanie permanentnego zagrożenia przez zlaicyzowany świat, koncentrująca się na obronie wierzących i wiary i Polski. Z drugiej, postawa środowisk takich, jak "Tygodnik", otwarta na rzeczywistość, nawet tę naznaczoną laicyzacją.

Pewien typ dialogu, mówienia o Kościele i o sprawach religii, czasem w sposób krytyczny, dla wielu ludzi jest trudny do przyjęcia. Dla ludzi autentycznie pobożnych, którzy jednak się boją zmian, nowości. W mediach związanych z Radiem Maryja powstało coś, jakby front "anty-tygodnikowy". Ludzie nie czytają "Tygodnika", ale znają go z wybranych i odpowiednio komentowanych cytatów "Naszym Dzienniku".

Kiedyś np. zamieściliśmy dyskusję, którą inspirował ks. Tomasz Węcławski. Była mowa o polskiej religijności. Ksiądz Węcławski powiedział: "Załóżmy, że nie ma już polskiego papieża. Jak wtedy będą działały różne mechanizmy, czy procesy religijne?". "Nasz Dziennik" napisał, że ks. Węcławski czeka na śmierć Papieża, czy nawet, że nawołuje do zerwania z Papieżem.

- Z listów nadsyłanych do redakcji "Tygodnika" wyłania się często obraz pisma docierającego do małych miasteczek na końcu świata, gdzie o tzw. "kulturze wysokiej", czy innej aktywności intelektualnej nie ma mowy. "Tygodnik" staje się tu przysłowiową "latarnią w mroku". Jak w tym sensie widział by Ksiądz opiniotwórczą rolę pisma?

Pierwszy numer Tygodnika Powszechnego (24 marca 1945)
Pierwszy numer
"Tygodnika Powszechnego"
(24 marca 1945)

- Czasami jest też "kamykiem w bucie", czymś, co drażni. Dużo korespondencji to protesty przeciw czemuś, co było u nas opublikowane. Ale rzeczywiście - ci czytelnicy, o których Pan mówi, są jakąś reprezentacją większości. Znajdują tu odpowiedź na coś, co sami przeczuwali, może i ulgę, że o czymś można jasno powiedzieć.

Ci ludzie są często ze swoimi poglądami dość osamotnieni. Dla nich punktem odniesienia staje się właśnie "Tygodnik". Jesteśmy do takich odległych od centrum Polski miejsc czasem zapraszani i te spotkania reakcji z czytelnikami są tłumne i bardzo interesujące.

- Tematem dzisiejszego wykładu Księdza ma być "Kościół w świecie zmieniającej się kultury". Czy wobec tych zmian istnieje szansa na jednolite stanowisko Kościoła?

- Wszyscy generalnie myślą podobnie. Abp Życiński zwykł podkreślać, że w polskim episkopacie istnieje pluralizm i zdania mogą być podzielone. Na pewno oficjalne stanowisko Episkopatu powinno być zawsze bardzo wyważone i ostrożne. Tu choćby przykład listu dotyczącego Unii Europejskiej, który daje odpór poglądom zbliżonym do Ligi Polskich Rodzin. Ale nie chodzi przecież o publicystykę, ale narzędzia duszpasterskie. Sprawę diagnozy, określenia sytuacji. Myślę, że część hierarchów żyje trochę w świecie iluzji - wyobrażają sobie rzeczywistość lepszą, niż jest w rzeczywistości. Np. Kościół, mam wrażenie, nie zdaje sobie w pełni sprawy, jak szybko postępuje u nas proces zanikania pewnych odruchów szacunku, czy uznawania autorytetów.

Zespół TP (1953 r.) - siedzą od lewej: Zofia Starowieyska - Morstinowa, Józefa Golmont (Hennelowa), Jerzy Turowicz, Stefan Kisielewski, ks. Andrzej Bardecki. Stoją: Tadeusz Chrzanowski, Jan Józef Szczepański, Leopold Tyrmand.      Foto: Archiwum TP
Zespół "TP" (1953 r.) - siedzą od lewej:
Zofia Starowieyska - Morstinowa,
Józefa Golmont (Hennelowa), Jerzy Turowicz, Stefan Kisielewski,
ks. Andrzej Bardecki. Stoją: Tadeusz Chrzanowski,
Jan Józef Szczepański, Leopold Tyrmand.
Foto: Archiwum "TP"
W redakcji: ks. Andrzej Bardecki, Tadeusz Żychiewicz, Bronisław Mamoń, Marek Skwarnicki, Stefan Wilkanowicz, Jacek Woźniakowski, Józefa Hennelowa, Krzysztof Kozłowski
W redakcji: ks. Andrzej Bardecki, Tadeusz Żychiewicz,
Bronisław Mamoń, Marek Skwarnicki, Stefan Wilkanowicz,
Jacek Woźniakowski, Józefa Hennelowa, Krzysztof Kozłowski

- W niedawnej sprawie abpa Juliusza Paetza zdarzały się wypowiedzi przedstawicieli Episkopatu, podważające wiarygodność mediów czy stosowność nagłośnienia tej kwestii...

- Bo jest to sprawa bardzo bolesna, dotycząca mojego Kościoła i konkretnego, żywego człowieka. Więc w takim przypadku zrozumiały jest odruch irytacji: dlaczego nagłaśniają, wywlekają na plac publiczny, dlaczego robią to w ten sposób?... Zamieszczenie wielkich zdjęć arcybiskupa z pewnością było przekroczeniem granic przyzwoitości. Jeżeli chodzi o treść informacji- to było raczej jakoś wyważone.

Można mediów nie pochwalać, nie lubić, ale nie zmienimy tego, że dziś, przy takich mediach, jakie są, "przezroczystość" jest konieczna, że w wolnym świecie nie ma sposobu ma wykluczenie z akcji mediów, czy ich podporządkowanie. Doskonale rozumiał to bp Tadeusz Pieronek, który jako rzecznik i sekretarz Episkopatu, potrafił wzbudzić zaufanie i szacunek dziennikarzy. Owszem, zdarzały mu się pomyłki, ale potrafił je później prostować.

- Przed dwoma laty ukazał się w "Tygodniku" tekst Księdza, dotyczący kondycji obecnej inteligencji. "Tygodnik" od wielu lat, również teraz, jest dla niej "miejscem spotkania", taki był zresztą tytuł tego tekstu. A równocześnie, jak się zdaje, można chyba mówić raczej o alienacji, niż "spotkaniu" - czy w tym sensie słowo to nie straciło swojego sensu?

W redakcji TP: ks. Adam Boniecki, Jacek Woźniakowski, Marian Żurowski, Jerzy Turowicz (1968 r.)      Foto: Archiwum TP
W redakcji TP: ks. Adam Boniecki, Jacek Woźniakowski,
Marian Żurowski, Jerzy Turowicz (1968 r.)
Foto: Archiwum TP
Ks. Józef Tischner, Stanisław Stomma, Jacek Woźniakowski      Foto: Archiwum TP
Ks. Józef Tischner, Stanisław Stomma,
Jacek Woźniakowski
Foto: Archiwum TP

- Na pewno nie straciło go słowo "inteligencja". To był prowokujący tekst, zresztą nie pierwszy na ten temat. Co znaczy dzisiaj określenie "inteligencja"? Mówię to z całym dla niej szacunkiem, jest to pierwsze lub drugie pokolenie ludzi, którzy potrafią czytać książki, którzy pierwsi w rodzinie ukończyli, czasem kosztem ogromnego wysiłku, wyższe studia. Dawniej nawyk czytania dłuższych tekstów, refleksji, dyskusji wynosiło się z domu rodzinnego, czy środowiska przyjacielskiego, w którym się dorasta. Jeśli ktoś znalazł takie środowisko na uniwersytecie, miał swoich mistrzów - to świetnie.

Z drugiej strony, idea sukcesu materialnego, skuteczności, kariery, pośpiechu nie sprzyja tworzeniu kultury "fotela i lampy", której wymaga "Tygodnik". Oczywiście staramy się skracać teksty, ale niektóre z nich mają sens tylko dlatego, że są długie. Może to jest siłą "Tygodnika", bo takich czasopism jest coraz mniej.

W moim przekonaniu jest w Polsce duża grupa ludzi, zdolnych do takiego właśnie czytania, refleksji, myślenia. Myślę, że gdyby poznali "Tygodnik" to by go polubili.

- Obserwujemy dziś niebezpieczne ujednolicenie się wzorów, biorące się w dużej mierze z zacierania się różnic w korzystaniu ze źródeł kultury. W tekście, o którym już mówiliśmy, jest o tym mowa: telewizja, radio, wielkie gazety w rodzaju "Super Expressu" narzucają, ale i ujednolicają wartości, z których czerpiemy wzory...

: Habemus Papam! Pierwszy numer TP po odwieszeniu pisma przez władze stanu wojennego
: Habemus Papam! Pierwszy numer "TP"
po "odwieszeniu" pisma przez
władze stanu wojennego

- To się chyba odbija na nakładzie pisma, takiego, które nie chce mówić "tak samo", które odważa się sięgać do spraw, wymagających nieco bardziej skomplikowanej aparatury językowej. Próbne numery "Super Expressu" testowano na paniach sprzątaczkach. Genialnie - jeśli chce się stworzyć gazetę informacyjną dla wszystkich. Czy jeszcze potrzebne jest pismo, którego w ten sposób nie da się testować - bo jest ono dla ludzi znających język innego rodzaju, zdolnych zrozumieć cały system odwołań do historii i kultury?

- "Tygodnik" miał (i ma nadal) najlepszych autorów, na łamach pisma poruszane są niemal wszystkie kwestie dotyczące bieżącego życia religijnego, społecznego i kulturalnego. Jak obecnie rozumiałby Ksiądz misję "powszechności" pisma?

- Przede wszystkim jako otwartość na "inność", co jest przeciwieństwem ksenofobii i "gettowości". Dla religii np. wielkim niebezpieczeństwem jest zamykanie się w "bezpiecznych" wspólnotach, środowiskach ludzi tak samo myślących. "Powszechny", to znaczy taki, który chce mówić do ludzi, mających inny światopogląd, inaczej myślących - "ich" językiem. Mówić, nie po to, by koniecznie przekonać, ale, żeby zainteresować, zaniepokoić i być zrozumiałym. Pokazać, że w Kościele istnieje dużo możliwości dialogu- nie tylko jedna...

Kraków - Katowice, 9 maja 2002 r.

* * *

"Tygodnik" i inteligencja

Miejsce spotkania

Uczucia biją na głowę rozum, obraz idzie przed słowem, to, co spektakularne przed tym, co intelektualne. Sprawy ważne w czwartek, schodzą w zapomnienie w piątek, bo są już nowe sensacje. W końcu nie wiadomo, co naprawdę jest ważne. A przecież nie znaczy to, że bardziej ambitne środowiska kulturowe zniknęły z powierzchni ziemi. Wzory zachowań, mechanizmy społeczne i systemy wartości w nich wypracowywane coraz wyraźniej stają się alternatywą dla produkcji masowej.

ks. Adam Boniecki i Jerzy Turowicz      Foto: Archiwum „TP”
ks. Adam Boniecki i Jerzy Turowicz
Foto: Archiwum „TP”

W XIX wieku - napisał Piotr Wojciechowski w szkicu "Wspaniałość i niemożność" ("Krakowskie Studia Małopolskie" nr 3/99) - utarło się powiedzenie, że "inteligent musi mieć ukończone dwadzieścia cztery klasy gimnazjum klasycznego - osiem swoich, osiem ojca i osiem dziadka. To powiedzenie pomijało najistotniejszą cechę - gotowość do ofiary w imię wartości, poczucie odpowiedzialności i misji. Sugerowało jednak sprawę zasadniczą - wykształcenie klasyczne, które dawało zakorzenienie w klarownych zasadach greckiej filozofii i logice łacińskiej gramatyki, wiązało z łacińskim Kościołem i śródziemnomorską Europą".

Inteligenci... W 1947 "Delta czyli trubadur" sugestywnie namalował obraz ponurej zakłamanej dulszczyzny, zadowolenia z siebie i głupawego snobizmu ("Kici-kici Rostworowski / Krakus ci ja; / i Słowacki kici-kici / mamma mia."), by zakończyć niemal metafizycznym szyderstwem: "Na to w górze w śmiech / wszyscy święci, / że pląsali tak - eech! / Inteligenci". Na nic się jednak zdały następujące po wyszydzeniu inteligentów pochwały "solidnych rzemieślników". Domiary (kto dziś pamięta, co to były "domiary"?) skutecznie obrzydziły model rzemieślnika. Generacje przyszłych dziadków zdobywały pierwsze osiem klas, w ich ślady - mniejszym już kosztem - wstępowali ich synowie, a dziś synowie ich synów mają wymagane 24 klasy gimnazjum. Nic klasycznego, ale mają... Ojciec harował w hucie, matka w fabryce, żeby dzieci skończyły studia i nie musiały "przodować". Inteligencji, jako grupy społecznej nie udało się zniszczyć PRL-owi. Przeciwnie, wzrosła i wzrasta nadal o nowe zastępy. Nowe, bez historycznych rodowodów spisanych u Niesieckiego, ale przecież prężne, ambitne i nadające naszej kulturze nowy kształt.

Abp Luigi Poggi w „Tygodniku”. Pierwsi z lewej kardynałowie władysław Rubin i Karol Wojtyła      Foto: Archiwum „TP”
Abp Luigi Poggi w „Tygodniku”.
Pierwsi z lewej kardynałowie
Władysław Rubin i Karol Wojtyła
Foto: Archiwum „TP”

"Inteligencja" w sensie grupy społecznej, to mniej lub bardziej określony obszar kulturowy społeczeństwa, na którym funkcjonują określone nawyki zachowań, odpowiadające wzorcom właściwym dla członków tej grupy. Bo grupy czy podgrupy społeczne różnią się właśnie ważnymi dla siebie społecznymi wzorami i modelami zachowań, które z kolei wynikają, wprost lub implicite, z przyjętego systemu wartości. Stąd łatwiej mówić o środowiskach (grupach) polskiej inteligencji w wieku XIX czy XX, niż o inteligencji tout court. Mnóstwo o tym napisano, mnóstwo napisano także o środowiskach i rodowodach inteligencji katolickiej, ich roli w tworzeniu kultury, czyli społecznych wzorców zachowań.

Książka Roberta Jarockiego poświęcona „Tygodnikowi” (Wyd. Literackie, Kraków 1990)
Książka Roberta Jarockiego
poświęcona „Tygodnikowi”
(Wyd. Literackie, Kraków 1990)

Cóż, ta cała wiedza i terminologia są coraz mniej użyteczne dzisiaj, gdy normy i wzorce kulturowe przejęły radio, telewizja i wielkie gazety w rodzaju "Super Expresu". Najbardziej spektakularnym przykładem zanikania środowisk kulturowych są przemiany języka. Radio, a bardziej jeszcze telewizja, bardzo szybko niweluje strefy językowe. Zanikają gwary i regionalizmy, zanika specyficzny sposób wysławiania się inteligencji. Wszyscy mówimy tak samo. Nieubłaganie poddana mechanizmom rynku, telewizja dzień i noc produkuje "kulturę masową", która siłą rzeczy równa w dół, bo takie są mechanizmy zdobywania rynku. Decydujące pytanie brzmi: czy ludzie to kupią? W proponowanych w ten sposób wzorcach zachowań dominują ideały skuteczności, sukcesu i przyjemności. Uczucia biją na głowę rozum, obraz idzie przed słowem, to, co spektakularne przed tym, co intelektualne. W przekazie pisanym uproszczony skrót wypiera pogłębioną analizę, sensacja - prawdę o zwyczajnej rzeczywistości. Sprawy ważne w czwartek, schodzą w zapomnienie w piątek, bo są już nowe sensacje. W końcu nie wiadomo, co naprawdę jest ważne.

Jedna z najnowszych publikacji o Tygodniku
Jedna z najnowszych publikacji o „Tygodniku”
A przecież nie znaczy to, że środowiska kulturowe o aspiracjach bardziej ambitnych zniknęły z powierzchni ziemi. Owszem, model menadżera, który poza jednym dziennikiem i prasą profesjonalną niczego nie czyta i niczym poza biznesem się nie interesuje, zdaje się dominować. Owszem, medytacje np. nad kulturą grecką wydają się znacznej większości ludzi zajęciem dość elitarnym i mało użytecznym (co w gruncie rzeczy jest prawdą: prof. Stefan Swieżawski zwykł mówić o filozofii, że jest zajęciem nieużytecznym). Jednak środowiska, w których modele zachowań i wartości mniej doraźne doskonale funkcjonują, istnieją i, jak sądzę, istnieć będą. Co więcej, masowy przekaz coraz bardziej dławiący się produkowaną przez siebie papką właśnie tam szuka tego, co kiepskość produkcji jakoś zrównoważy.

Zapotrzebowanie na ową równowagę będzie niewątpliwie coraz dotkliwsze. Wzory zachowań, mechanizmy społeczne i systemy wartości wypracowywane w środowiskach intelektualnych z konieczności i coraz wyraźniej stają się alternatywą dla produkcji masowej, a przynajmniej jej dopełnieniem.

* * *

Czym zaś jest dziś w Polsce inteligencja katolicka? Już samo pojęcie "inteligencja" nie jest bynajmniej oczywiste. Trudno np. wyjaśnić Francuzowi, czym są Kluby Inteligencji Katolickiej. Inteligencji? Inteligencję trzeba przełożyć na intelektualistów - intellectuels, a przecież nie chodzi o intelektualistów. Czy dawne środowiska, typu "Odrodzenie" czy nawet Akcja Katolicka, są dzisiaj do naśladowania? Czy tego rodzaju środowiska mogą odegrać jakąś rolę w kształtowaniu kultury? A może to duszpasterstwa akademickie, katolickie organizacje, ruchy, jak neokatechumenat czy Odnowa w Duchu Świętym są nowym kształtem katolickich elit, formujących katolicką inteligencję i katolicką kulturę w Polsce? Jaka jest kulturotwórcza rola Radia Maryja, innych rozgłośni katolickich, czasopism? Czas pokaże, co z tego wyniknie. Czas pokaże, i pokazuje jaka w tym procesie jest rola wyższych uczelni katolickich. Czas pokaże, jaki będzie miała przebieg konfrontacja ewentualnych nowych elit katolickich z kulturą masową, która bynajmniej nie jest wynalazkiem czy bagażem realnego socjalizmu, ale normalnym produktem urbanizacji i rozwiniętej techniki przekazu.

Książki Jerzego Turowicza (1912-1999)

Z natury rzeczy, środowiska kulturowe jako grupy, w których funkcjonują określone systemy wartości, ocen i wzorców zachowań są zamknięte. Tworzenie tych mechanizmów wymaga kilku pokoleń i świadomej pracy wychowawczej. Jest jednak zamknięcie i zamknięcie. Zamknięcie się wielu środowisk we własnym świecie było oczywiste w czasach "oblężonej twierdzy". Po zakończeniu oblężenia i otwarciu bram obawa, że wyjście poza mury grozi rozpłynięciem się w obcym świecie, zagubieniem w innym środowisku, słowem - utratą tożsamości, prowadzi do podtrzymania klimatu oblężonej twierdzy, właśnie w imię ocalenia tożsamości. Dla mieszkańców, dziś już wolnych, niegdysiejszych "katolickich cytadeli", szczególnie aktualnym wskazaniem może być ulubiony przez Jerzego Turowicza dokument z II wieku naszej ery, list do Diogneta: "Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Nie mają bowiem własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym. Nie zawdzięczają swej nauki jakimś pomysłom czy marzeniom niespokojnych umysłów, nie występują, jak tylu innych, w obronie poglądów ludzkich. Mieszkają w miastach greckich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosują się do miejscowych zwyczajów (...). Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem zwyciężają prawo. Kochają wszystkich ludzi, wszyscy ich prześladują. Są zapoznani i potępiani, a skazywani na śmierć zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im niedostaje, a opływają we wszystko. (...) Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w ciele chrześcijanie. Duszę znajdujemy we wszystkich członkach ciała, a chrześcijan we wszystkich miastach świata. Dusza mieszka w ciele, a jednak nie jest z ciała i chrześcijanie w świecie mieszkają, a jednak nie są ze świata..."

Książki Jerzego Turowicza (1912-1999)
Książki Jerzego Turowicza (1912-1999)
Książki Jerzego Turowicza (1912-1999)
Książki Jerzego Turowicza (1912-1999)

W tej perspektywie trzeba widzieć funkcję takich pism i środowisk jak "Tygodnik". Miejsc spotkania, miejsc otwartych, do których się wchodzi bez urzędowej przepustki, a spotkania następują dlatego, że coś ważnego ludzi łączy. Rola takich nie zinstytucjonalizowanych miejsc jest oczywista. Proces - nieunikniony i nieodwracalny - przemian kulturowych nie przebiega według harmonogramu urzędowych działań. Nie da się tu niczego narzucić: narzucenie modeli kulturowych owocuje spontanicznym powstawaniem kontr-modeli. Takim produktem ubocznym oficjalnie narzuconego modelu "człowieka radzieckiego" był homo sovieticus. Proces przemian kulturowych dokonuje się w ciągłej konfrontacji różnych wzorców. Nie zawsze zwyciężają najlepsze, a te, co zwyciężają, często zwyciężają do czasu. Uczestnikami przemian są środowiska, które potrafią oddać własne twierdze, dziś już nieużyteczne, i do końca bronić tych twierdz, których oddać nigdy nie można. Cała rzecz w tym, by pierwszych nie wziąć za drugie. Za taki udział w życiu społeczeństwa trzeba płacić, niekiedy pomówieniami o zdradę lub dezercję. Alternatywą jest nabożny eskapizm, jeśli nawet bezpieczny, to mało ewangeliczny i nieco zatęchły.

KS. ADAM BONIECKI MIC

Tekst opublikowany po raz pierwszy na łamach "Tygodnika Powszechnego" z 26 marca 2000 r. Przedruk za zgodą Autora (red.).

Autorzy: ks. Adam Boniecki, Mariusz Kubik, Foto: Łukasz Adamczyk, Mariusz Kubik