Niechętnie piszę o serdecznych dla mnie ludziach i stronach, obawiając się przede wszystkim słabości pióra wobec przedziwnego spustoszenia o nazwie Rumunia, dokonanego przez... nie wiem ani kogo ani co, ani kiedy. Nie żywię też przesadnej nadziei, iż środowisko uniwersyteckie poczuje - chociaż czuć powinno - szczególne powołanie do sprzeciwu wobec wszelkich stereotypów, a tym bardziej takich, które krzywdę wyrządzają fałszywie postrzeganym i w zarodku niszczą wszelką zachętę do działań "prostujących".
Braku takich działań doświadczyłem aż nadto przez ponad 4 lata służby dyplomatycznej sprawowanej w imię czegoś, co powinno być polską racją stanu - gdyby było pojęciem dogłębnie przedyskutowanym i rzetelnie zdefiniowanym, zwłaszcza na forum parlamentu. Tymczasem mam powody utrzymywać, iż cząstką naszej racji stanu byłoby jak najszybsze wyzbycie się stereotypu dotyczącego np. Rumunii, poprzez posłużenie się, we własnym interesie, myśleniem, zaciekawieniem, sprawdzeniem rzetelności faktów( ? ) prasowych itd., od każdego z Państwa poczynając, na instytucjach Państwa kończąc.
Po stronie rumuńskiej przesłanek do takiej postawy można wyliczać ile się chce. Ograniczę je do dwóch istotnych. Pierwszą jest - a raczej była! - nieudawana fascynacja Polską, idealizująca - jakże niesłusznie, Polaków utożsamianych, skrótowo mówiąc, z Sobieskim, Bemem, Wałęsą i Wojtyłą. Druga przesłanka, dotyczy tym bardziej przeszłości - epoki miękkiego czauszyzmu, kiedy to ciągłość kultury europejskiej opierała się na polskim filarze, a więc filmach Wajdy i Zanussiego, teatrze Grotowskiego i Kantora, pismach Projekt i Pologne itd., służbowych wypadach do Polski itp.
Fascynacji tej nie studziły ani tysiące aroganckich handlarzy z peerelu na tle dziesiątków tysięcy turystów znad Morza Czarnego ani do końca nie wyjaśniony Wrzesień 39, kiedy to tysiące obywateli polskich z prezydentem i innymi instytucjami Rzeczypospolitej znalazły się goszczone, zdaniem Rumunów, a my powiadamy - internowane na terytorium neutralnego Królestwa Rumunii
Zostawiwszy tę drugą kwestię na inną okazję, przedstawię aktualne znaczenie pierwszej w paradoksalnym zestawieniu. Pewien znajomy Rumun mający szczerze dość przywoływania przykładu Cyganów na ulicach polskich miast, słusznie przyrównał ich do polskich handlarzy - zmory miast rumuńskich w latach 70/80. Bylibyśmy zatem kwita, gdyby nie wysoce prawdopodobne obrażenie się ówczesnych przemytników, pardon, biznesmenów za przyrównanie ich do pogardzanych Cyganów. No cóż, z gospodarczego punktu widzenia - to samo, a względy kulturowe, hmm, nie wiem, czy cywilizacja nomada cygańskiego nie jest ciekawsza, ba szlachetniejsza niż kultura peerelowskiego przemytnika.
Pogardliwy nasz stosunek do Cyganów (czy tylko do Cyganów... ) i tak jest łagodniejszy od niechęci do nich, wręcz nienawiści statystycznego Rumuna, któremu Cygan jako taki samym swym istnieniem bruździ tożsamość oraz szarga godność podtrzymywaną opinią. Cóż będę Państwu tłumaczył, sami mówicie Rumun - widząc śliczne, bezczelne Cyganiąko. Proszę tego Rumuna zrozumieć - poczatki jego narodowej świadomości sięgają piątego pokolenia, w światłych elitach siedmiogrodzkich - bodaj dziesiątego. Więc nie może nie być nacjonalistą!
Zaś przede wszystkim ma zwyczajne prawo i tytuły do godności. Wszak w każdej dziedzinie życia, w każdej prawie specjalności Rumun jest potencjalnym, oczywistym partnerem tak Polaka, jak kogokolwiek : aktorzy, alpiniści, architekci, biolodzy, chemicy, itd, wg alfabetu, do studenta, teatromana, wykidajły, złotnika i żołnierza. I jak to w wielu indywidualnych przypadkach oraz w niektórych dziedzinach bywa, Rumun jest po prostu lepszy.
Zacznijmy od sformułowania o epoce miękkiego czauszyzmu, gdzie czauszyzm od Czauszesku, oznacza równe ćwierć wieku, 1964-89. Epoka ta da się w przybliżeniu podzielić, wg polskich kategorii, na okres odwilży 64-76/7 i okres przykręcania śruby - do 89. Innymi słowy: miękki socjalizm z ludzką twarzą i twardy, azjatycki komunizm z kultem tyrana.
W 1964 roku Czauszesku przede wszystkim wypuścił setki - z tysięcy niegdyś zamkniętych - więżniów politycznych, którzy dożyli i wytrwali oraz pozwolił im, na jako takiej swobodzie, na przeżycie i resocjalizację. Kim oni byli ? Politycy - monarchistami, ludowcami, liberałami oraz socjaldemokratami, grekokatolicy, legionarzy, oficerowie Antonescu spod Stalingradu. Większość z nich spędziła tam 17 lat. W atmosferze amnestii wyszli tez z ukrycia tzw. bandyci, którzy z bronią w ręku bronili swoich Karpat przed bolszewikami. I w samej Rumunii i poza nią wiedziano i nadal wie się o tym tyle co nic. A władcy wystarczał sam strach poddanych przed tym co było no i wszechobecna Securitate, aby zapewnić sobie spokój. Nawet urzędu cenzury nie miał!
Niedługo potem wyrzucił ze szkół podstawowych rosyjski, zastąpiwszy go - od klasy drugiej - francuskim, co mogło być interpretowane jako zmiana opcji cywilizacyjnej ze słowiańskiej na romańską. Niespodzianie skutki tego poznali nasi geografowie, z prof. Jankowskim, którzy opublikowali artykuł o wynikach swoich badań, zwłaszcza na Mołdawii. Wynikała z nich dominacja tamże wpływów słowiańskich. Pryncypialny odpór niesłusznym treściom dał sam prezes Akademii Nauk, realizujac nową linię partii w dziedzinie przynależności cywilizacyjnej.
Utożsamianie słowiańszczyzny z ruszczyzną ma swoje uzasadnienie i korzenie w prawosławiu, którego wyznawcami jest ponad 3/4 mieszkańców Rumunii, a ze starocerkiewnosłowiańskiego na rumuński przeszła Cerkiew w XIX wieku. Nacjonalizm rumuński współgrając z ortodoksją, jest jednak głęboko antyrosyjski. Głównym powodem jest znaczna rusyfikacja i sowietyzacja najżyźniejszej części Mołdawii, którą generalissimusi Wielki Językoznawca wymyślił jako osobną republikę z osobnym językiem itp.
Przypomnę, iż Rzeczpospolita Jagiellonów i Wazów uważała terytorium między Dniestrem a Prutem za polską strefę wpływów, do czego z szacunkiem, ale i apetytem podchodziła Turcja. Cecora, pod którą skutecznie owe apetytyty studzili hetmani Zamojski (1595, okrągłe 400 lat temu) i Zółkiewski (1620), leży na dzisiejszym terytorium Rumunii, pod Jassami, od którego niecałe sto kilometrów na płd. wschód leży Neamt (czyt. niamc), twierdza swego czasu obsadzona załogą przez Sobieskiego, wonczas króla Jana III. Niby-zwycięzca spod Wiednia bezwiednie bronił już nie polskiej, a austriackiej sfery wpływów, poszerzonej kosztem Turcji, potem także Rosji, która z czasem stanie się i w tym regionie głównym żandarmem.
Rosyjsko-austriackie, z czasem niemieckie, (nie)porozumienia na terenach dzisiejszej Rumunii sięgają także Siedmiogrodu, który dał Rzeczypospolitej jednego z niepospolitych królów, Stefana Batorego, nawiasem mówiąc kosztem austrackiego księcia co jakby na zawsze pogrzebało szanse arcykatolickich kandydatów na objęcie elekcyjnego tronu Rzplitej, a na pewno pogrzebało zacną rodzinę Batorych w planach dworu wiedeńskiego (na którym nb. młody Stefan się wychowywał). (W miejscu jego urodzenia, Simleu Silvaniei, delegacja Uniwersytetu Śląskiego miała zaszczyt uczestniczyć we wrześniu ub. roku, w dorocznych Dniach Batorego. W czasie głównej uroczystości, jedyne słowa po rumuńsku wypowiedzieli miejscowy proboszcz unicki i niżej podpisany radca Ambasady R. P Całość - po węgiersku).
Przez dwa stulecia przeciw patriotycznej szlachcie węgierskiej Austria wykorzystywała chłopów, co powinno nam przypominać tzw. rabację galicyjską z 1846 roku. Na przełomie XVI/XVII wieku wariant ten skutecznie wypróbowano z szeklerami (wolni chłopi osadzeni dla obrony wschodniej rubieży państwa siedmiogrodzko-węgierskiego, dzisiaj dwa województwa w 90 proc, węgierskojęzyczne), w wyniku czego wymordowano paru Batorych, w tym polskiego kardynała Andrzeja. W czasie węgierskiego powstania 1848/9, tzw wiosny Ludów, umiejętnie blokowano armię gubernatora Siedmiogrodu generała Bema chłopskim powstaniem Avrama Iancu (czyt. janku), dzisiejszego bohatera nacjonalistów antywęgierskich.
Miejsca pobytu i bitew Bema, bądź Bema i Petofiego są miejscami świętymi. Dla Węgrów. Rokrocznie pod upamiętniającymi je tablicami składane są wieńce i kwiaty. W zależności od temperatury politycznej w kraju, nacjonaliści straszą przy takich okazjach nawet wojną domową. Obecność wówczas przedstawiciela Rzeczypospolitej łagodzi nastrój, obiektywizuje poplątaną historię.
Na dowód jej poplątania opowiem o rzeczy zupełnie nie znanej. Jak wiadomo, chwyt z narodowym powstaniem rumuńskim nie powiódł się i cesarz poprosił cara - w Warszawie, a jakże! - o braterską pomoc. Paskiewicz nie zawiódł, m. in. dlatego, iż miał setki polskich podoficerów i oficerów, w tym kapitania Kazimierza Rulikowskiego i porucznika Romualda Traugutta. Wiadomo kim był - potem! - Traugutt, przez 15 lat jeden z najświetniejszych oficerów carskich. A Rulikowski? W granicznym z Węgrami mieście Oradea, (węg. Nagyvarad, spolszczone od bodaj 9 wieków na Wielki Waradyn), zapytajcie dziś gdzie jest cmentarz Rulikowskiego. Połowa gdziekolwiek napotkanych mieszkańców wskaże drogę. Rulikowski zdradził cara, przeszedł na stronę węgierską, na kilka dni przed fatalnym poddaniem się - mimo sprzeciwu Bema - generała Gyorgy. Zdrajcę oddano i rozstrzelano. Rozstrzeliwała kompania Traugutta, który ponoć wiedział, kogo i za co karzą. Rulikowskistał się bohaterem narodowym, równym Bemowi. Jest o nim powieść i dramat sceniczny. Rumunom taki bohater też się podoba.
Niejako na przekór Austriakom, jezuici prowincji krakowskiej, która sięgała po Braszow, (niem. Kronstadt), w sto lat po Unii Brzeskiej podjęli koncepcję uniatyzmu dla obrony ... prawosławia rumuńskiego przed przejściem na... kalwinizm, najbardziej w Siedmiogrodzie rozpowszechniony Kościół reformowany. Informację te proszę potraktować poufnie, jako że jedyna wersja głosi polityczne tło zaistnienia Kościoła Rumuńskiego Zjednoczonego z Rzymem: dla Rumnunów w państwie austro-wegioerskim była to jedyna droga uzyskania praw obywatelskich, których byli pozbawieni prawosławni, co dzisiejsi nacjonaliści prawosławni określają mianem zdrady narodowej.
W 1948 roku przybyli z Moskwy Żydzi rumuńscy, czyli komuniści zlikwidowali Kościół grekokatolicki nie dlatego, że był zdrajca, ale właśnie odwrotnie, dlatego, że wiedziano, iz zdrajca nie będzie. A gawiedzi ochłap zdrady rzucono na polityczną konsumpcję.
W wieku XVII, a jeszcze dobitnie, w XIX, patriotyczna inteligencja unicka Siedmiogrodu stała się motorem myśli niepodległościowej i zarazem pozytywistycznej. Jej przykład pociągał dorastającą do świadomości prawosławną klasę średnią, co nie było bez znaczenia w drugiej połowie XIX wieku, gdy znaczna część rodzin magnackich, kształconych w zeświecczonych uniwersytetach włoskich i francuskich uległa laicyzacji i masonerii. Dziełem tej ostatniej byłoby samo zaistnienie zjednoczonego państwa rumuńskiego w 1866 oraz postawienie na jego czele księcia Cuzy, a następnie króla Karola, z bawarskiej linii Siegmaringen Hohenzollernów, też masonów.
Oprócz wielu innych, dziełem grekokatolików stało się przypomnienie łacńskich korzeni Rumuna, czym oczywiście najbardziej podpadli niegdyś Moskwie, a teraz narażają się autokefalicznemu patriarsze Teoktistowi, któremu nb. wypomina się, bez podanioa dowodów, przeszłość tamtejszego ubeckiego współpracownika, a który a kolei okresowo wytyka katolikom rzymskim, Watykanowi i papieżowi, prozelityzm, triumfalizm, mieszanie w polityce międzynarodowej, a więc mieszanie się w wewnętrzne sprawy Rumunii, co ma zwykle dwa aspekty: nieodmiennie prowęgierskość oraz upominanie się o oddanie grekokatolikom 2000 zabranych w 1948 roku kościołów, przynajmniej ich części z katedrami.
Władza rewolucyjna, tj. autorzy zamachu stanu z grudnia 1989, zadekretowała co prawda istnienie Kościoła unickiego, ale nie idebrała dekretem majątku, który komunistyczna władza przekazała Cerkwi! Ten mały, maleńki element znakomicie przygotowanej taktyki porewolucyjnej, świadczy o dobrym scenariuszu wydarzeń oraz znakomitej jegorealizacji: wszak początkowo jedynym oparciem nowej władzy mogła być Cerkiew i jej hierarchia, skompromitowana układaniem się z tyrenam4 dla obrony interesów religijnych (powiadają sami zainteresowani), podkładaniem się tyranowi i jego sekurystom ze szkodą dla cerkwi i Narodu, za to z korzyścią własną ( - utrzymują pozostali).
Co do samego scenariiusza, znane są tylko pewne jego składowe oraz domniemani niektórzy rumuńscy autorzy. Na przykład, przewodniczącym nadzwyczajnej Komisji Parlamentarnej ds. zbadania wypadków grudniowych jest senator Sergiu Nicolaescu, reżyser filmowy. Ze zrozumiałych przyczyn, Komisja corocznie przesuwa termin ukjończenia raportu, a reżyser kręci kolejny film z rewolucją w tle. Inny przykład: kilkanaście super mózgów z ichniej akademii nauk społecznych, pracowało latami nad programami komputerowymi symulującymi rozwój wydarzeń, nie tylko w ich kraju, ale i w całym bloku. Nic dziwnego, iż prawie wszyscy zajmują dziś kluczowe pozycje w oficjalnym i nieoficjalnym życiu politycznym Rumunii i są uznawani za kolejne prawe ręce prezydenta Iona Iliescu.
Kilka słów o prezydencie, rewolucjoniście nr 1. Numery mają tu pewne znaczenie, tzw. rewolucjoniści rozdali sobie legitymacje rewolucjonisty, jeden z nich jest w Polsce, z numerem 2555. Z politycznego punktu widzenia, przez minione 6 lat Iliescu nie popełnił ani jednego (!) błędu. Zdeklarowany wolnomyśliciel, popierany przez Cerkiew i w cerkwiach bywa i żegna się jak Cyganie. Zwolennnik spółdzielni pradukcyjnych, uchodzi za tego dobrego, który chłopom rozdał ziemię, o czym wiedział każdy wyborca w 1992 roku; zwolennik państwowych zakładów, wygra tegoroczne wybory jako dobry rozdawca majątku w programie powszechnej prywatyzacji.
Ale to już nie przeszłość, a przyszłość, o której następnym razem.