LETNIA SZKOŁA JĘZYKA, LITERATURY I KULTURY POLSKIEJ UŚ W CIESZYNIE - PO RAZ CZWARTY

SIE WAREN KAK SZAMPANSKOJE

Tegoroczny, czwarty juz wakacyjny kurs Letniej Szkoly Jezyka, Literatury i Kultury Polskiej byl rokiem rekordowym pod wieloma wzgledami: bylo najwiecej jak dotad zgloszen, najwiecej osob zdecydowalismy sie przyjac, przyjechali ludzie az z 19 krajow /Bialorus, Bulgaria, Czechy, Estonia, Finlandia, Francja, Jugoslawia, Litwa, Macedonia, Niemcy, Rosja, Rumunia, Slowacja, Szwajcaria, Szwecja, Ukraina, USA, Wielka Brytania, Wlochy/, az 15 osob przyjechalo w ramach dwustronnych umow naszego Uniwersytetu z innymi uczelniami - owe 15 osob realizowalo 10 umow dwustronnych, najstarszy uczestnik, profesor z Bratyslawy mial lat 67. Naszych rekordow pewnie by do ksiegi Guinessa nie przyjeto, ale dla nas byly wystarczajace jako powod do dumy. W ciagu 4 tygodni sierpnia odbylo sie okolo 700 godzin dydaktycznych. Byly to zarowno godziny lektoratowe - nauki jezyka polskiego na roznych szczeblach, poziomach: od grupy absolutnie zerowej, w ktorej byly osoby nie mowiace ani slowa po polsku /oczywiscie mysle o poczatku kursu, po grupe, w ktorej znajomosc jezyka polskiego oceniono jako biegla i w ktorej lektorzy prowadzili zajecia z analizy i interpretacji utworow literackich, leksykologii i semantyki.

O zainteresowaniach osob z tej grupy mowia ich wypowiedzi na temat "co chcialbym przeczytac":

Edward Galusow z Bialorusi: "Chcialbym przeczytac dramat Stanislawa Wyspianskiego WESELE. To dlatego, ze bardzo lubie i znam Wyspianskiego jako artyste-plastyka, ale zupelnie nie znam go jako literata. Duzo slyszalem o tym dramacie. Chcialbym zrozumiec, co bylo dla Stanislawa Wyspianskiego najwazniejsze, czy praca nad szkicami witrazy, czy jego portrety pastelowe, czy szkice wnetrz, czy praca literacka. Mam nadzieje, ze ten dramat bardzo pomoze mi zrozumiec postac tego artysty".

Ola Pawluk z Ukrainy: "Chcialabym przeczytac artykul pt. CZLOWIEK Z ATLANTYDY - MIT CZY REALNOSC o tajemniczym zjawisku w Oceanie Atlantyckim, mianowicie o pieknym, zielonowlosym mlodziencu, ktorego zdjecie zdazyli zrobic pracownicy lodzi podwodnej na glebokosci 5000 m. Czy jest owa fotografia powodem do dalszych, powazniejszych badan? ".

Jola Herasimowicz z Litwy, wylosowawszy w czasie egzaminu temat zwiazany z wytworami cywilizacji starozytnych, zaczela mowic o piramidach egipskich, ale rozmowa bardzo szybko zeszla na "Faraona" Boleslawa Prusa.

A w ogole to we wszystkich uczestnikach kursu budzila sie w trakcie tych sierpniowych tygodni slowianska, polska dusza. Juz po dwoch tygodniach, w trakcie wycieczki w Pieniny, kiedy na Palenicy pieklismy barana, Fin z Francuzem i Estonka spiewali donosnymi glosami "Pije Kuba do Jakuba", "Gdybym mial gitare", a w drodze powrotnej autobus huczal od "dzieweczki, ktora szla do laseczka" /refrenowy okrzyk a-ha wywrzaskiwali wszyscy w odpowiednich miejscach, bez wzgledu na stopien znajomosci jezyka polskiego/. Natomiast Bialorusin z Amerykaninem okazali sie niezrownanymi goralami i cale Pieniny w czasie splywu Dunajcem rozbrzmiewaly "Bystra woda", az zadziwili sie gorale-flisacy pieninscy, jak to daleko dotarla wiesc o tym, "ze Janicka porubali". "Janickowa" polska dusza zagoscila w amerykanskim ciele na dluzej, bo oto co Amerykanin sadzi o szczesciu? Napisal Holt Meyer: "Jesli Polacy maja antytalent do szczescia, to ja jestem na pewno Polakiem. Zawsze mam wyrzuty sumienia, przede wszystkim, kiedy mam cholerne szczescie / w pozytywnym sensie/. To znaczy, ze dla mnie szczescie, nawet najwyzsze, niebianskie, nieokreslone szczescie jest ... psim szczesciem. Slysze juz burze smiechu czytelnikow, ale panstwo czytelnicy juz zauwazyli, ze nie mam chmury na czole. Dlaczego? Jak i Polacy, mam o szczesciu pewna teorie: szczescie istnieje tylko dla listonosza, ale tylko dla takiego listonosza, ktory jeszcze nie doreczyl zadnych przesylek. Szczescie moze zaistniec w drodze, nigdy w realizacji celu. Zaznac szczescia, to oksymoron, bo czlowiek, ktory ma swiadomosc swojego szczescia to nieszczesliwy czlowiek. List szczescia nigdy nie dochodzi".

Cudzoziemcom w Polsce podoba sie w zasadzie wszystko, jeden z Francuzow Christoph Darras stwierdzil nawet, ze absolutnie wszystko, lacznie z dziura ozonowa, o ktorej dopiero w Polsce uslyszal. Jego kolega Emanuel Lassalle na czesc przyjazdu do Polski do Cieszyna dolozyl sobie do swojego nazwiska jako drugie nazwisko pradziadka "Grabowski". Na tydzien przed wyjazdem powtarzal, iz odtad juz do konca zycia bedzie nazywal sie Lassalle-Grabowski. Francuzi byli zreszta rowniez oczarowani technika w Polsce. Wideoprojektor, ktory pozyczyli nam fizycy, rzucil na kolana. Twierdzili, ze we Francji taki sprzet jest rzadkoscia. Wszystkich zreszta oszolomila sala konferencyjna Filii w Cieszynie. Jest faktycznie przepiekna. Wiele osob w czasie inauguracji nie moglo sie zdecydowac, czy sluchac wspanialego wykladu profesora Kszysztofa Klosinskiego zatytulowanego "Wolnosc i niewola", czy tez rozgladac sie dookola. A przygladac sie mozna bylo i rewelacyjnemu wystrojowi nowej sali, i wyposazeniu technicznemu /chocby kabina do symulatnicznego tlumaczenia przywieziona na te okazje specjalnie z Katowic i sprawnie obslugiwana przez panow z Dzialu Aparatury Naukowej/, i wreszcie osobistosciom siedzacym na wspanialych konferencyjnych fotelach. Cudzoziemcy byli witani okazale: byly wladze wojewodztwa bielskiego /Wojewoda Bielski - prof. dr hab. Marek Trombski/, wladze Uniwersytetu /Prorektor ds. Nauczania - prof. dr hab. Andrzej Jankowski/, wladze obu Wydzialow: goszczacego zawsze kursy letnie Szkoly - Wydzialu Pedagogiczno-Artystycznego /Dziekan - prof. dr hab. Katarzyna Olbrycht/ i macierzystego dla Szkoly Wydzialu Filologicznego /wszyscy Prodziekani - prof. dr hab. Bozena Tokarzowa, prof. dr hab. Marek Piechota, prof. dr hab. Tadeusz Slawek/. Na zakonczenie inauguracji zagral i zaspiewal z przytupem zespol folklorystyczno-estradowy z Chorzowa MNIEJSZA O TO. Zagrali tak, ze zatupaly wszystkie nogi i zaklaskaly wszystkie rece. Od samego wiec poczatku zaczelo byc i naukowo, i wakacyjnie, wesolo, swobodnie, na luzie.

Przykladem dwoistego podejscia do wszystkiego co polskie moze byc chocby sam Adam Mickiewicz. W pierwszym tygodniu kursu uczestnicy mieli okazje spotkac sie osobiscie z Jerzym Trela. Z tej okazji juz wczesniej zapoznali sie z kilkoma rolami tego aktora, glownie teatralnymi. Zachwyceni byli jego rola Konrada w DZIADACH w rezyserii Swinarskiego. Wielka improwizacje dostali zreszta slicznie wydrukowana na pamiatke tego spotkania. To byl Mickiewicz na bardzo powaznie. Ale potem zostal wykorzystany rowniez jako ksiazka kucharska...

Kulminacyjnym punktem letnich kursow jest zawsze "Wieczor narodow", tym razem zorganizowany w konwencji polskiej biesiady. Uczestnicy sami na niego zapraszali: po francusku "Soiree des nationalites - fŘte, bamboula, nouba, surprise-part", po rumunsku "S`earƒ national  - petrecere, banchet, primire, impresii, intƒlnire", po finsku "Kansojen iltapidot, kemut, humut, kestit, tapaaminen", po szwedzku "Nationskv„ll - fest, kalas, tillst„llning, sammankomst, f”rest„llning", po czesku "VeŸer n rodŢ - beseda, hostina, pýijetĄ, veŸĄýek, setk nĄ", po wlosku "Serata delle nazioni - festa, festiva, festa sorpresa, festa allegra", po angielsku "Evening of the Nations - conversation, feast, party, meeting", po ukrainsku "VeŸir narodiv - rozmova, benket, impreza, zustriŸ", po niemiecku "Ein Abend der Nationen - Festschmaus, Empfang, Veranstaltung, Treffe", a nawet w szwajcarskim dialekcie jezyka niemieckiego "Nation‚naabig - F„scht, Party, mpfang, Bangkett, Tr„ff‚" i jeszcze w kilku innych jezykach. Biesiada byla prawdziwie polska i byla prawdziwa uczta dla ciala i ducha. I dla ciala i dla ducha byl BIGOS POLSKI. Przepis nan z ekranu wielkiego jak sciana odczytal prosto z kart "Pana Tadeusza" profesor Klosinski. /To dla ducha. / Sala zamarla, sluchala z otwartymi ustami, a potem jak grzmot posypaly sie brawa - kto wie, czy nie wieksze niz po wykladzie inauguracyjnym?. Umie CZYTAC pan profesor. A jeszcze w chwile pozniej wrzawa zapanowala nieslychana. Wszyscy rzucili sie do przygotowywania bigosu. Brylowal Riste z Macedonii /notabene urodzony w Zgorzelcu/, ktory dosypywal , przesypywal i mieszal, w krojeniu cebuli nie mieli sobie rownych Finowie: Mikko, Tomi i Juani Tapani, a przyprawial bigos iscie po polsku profesor jezykow klasycznych - Anglik ze szkockiego Glasgow. No i nie bylo takiego, co by potem paluszkow nie oblizywal. /A to dla ciala/.

Przepyszny polski "Mickiewiczowski" bigos zaostrzyl umysly i dlatego pewnie tak wspaniale rezultaty przyniosl konkurs na narodowa basn, legende, podanie, mit... itd. Jedynym ograniczeniem bylo to, iz tekst nie mogl liczyc wiecej niz 44 /tez Mickiewicz/ polskie slowa. Powstaly piekne teksty. Rownie bardzo polskie /naprawde poprawne/, jak i bardzo narodowe. I tak oczywiscie Rumunka napisala legende o rzece "Moldova", Niemcy o Lorelei, Litwinka o Kiejstucie, Finowie o Kalewali, Ukraincy o powstaniu Kijowa, Bialorusini - Minska, a Estonki - Tallinna: "Stolica Estonii jest Tallinn. Kolo Tallinna jest jezioro, w ktorym mieszka dziadek wodny. Ten dziadek w nocy idzie do miasta i pyta ludzi, czy Tallinn jest juz zbudowany. Ale ludzie zawsze odpowiadaja, ze jeszcze nie, poniewaz gdyby miasto bylo zbudowane, dziadek wodny zatopilby je" - dodatkowy punkt dostaly dziewczyny za dlugosc tekstu: rowne 44 slowa, jesli oczywiscie za slowo uwazamy kazdy ciag liter miedzy pauzami! Wspaniale spisal sie absolutnie poczatkujacy Paolo z Wloch, ktory tylko w 16, ale jakze pelnych tresci slowach poinformowal wszystkich zebranych, jak powstal Rzym: "Bylo 2 dzieci bez matki. Wychowywala je wilczyca. Wiele lat. Potem jedno z nich stworzylo Rzym". - nie ukrywam: gramatycznie tekst z lekka "podprawila" komisja. Szwedzi swoj tekst opracowali we dwojke: Magda /sredniozaawansowana/ pisala i opowiesc o szwedzkim bogu Torze opatrzyla taka iloscia oryginalnych polskich glosek szumiacych, ze po odczytujacym ja Alfie /absolutnie poczatkujacy/ pot splywal rzesiscie: "W Szwecji ludzie mowia, ze kiedy jest burza, Bog Tor, ktory jest Bogiem grzmotow, uderza swoim mlotem. Mlot Tora nazywa sie Miolner. Wtedy powstaja blyskawice i grzmoty". O czym mogli napisac Amerykanie? Oczywiscie o George`u Washingtonie: "Kiedy George Washington byl malym chlopcem, on otrzymal wazna lekcje. Jednego dnia on scial rodzinne wisniowe drzewo. Kiedy zapytano, kto to zrobil, George powiedzial: ".

I jeszcze na koniec legenda Matthiasa ze Szwajcarii: "Ta legenda jest bardzo znana nie tylko w Szwajcarii, ale tez w innych krajach. Wilhelm Tell byl bohaterem wolnosci, ktory zyl kiedys w sredniowieczu. On nie chcial pozdrowic kapeluszem zlosliwego wojta austriackiego, ktory nazywal sie Gessler. Za to musial strzelic do jablka na glowie swojego syna. A Wilhelm Tell trafil do celu. Na zakonczenie zabil Gesslera, a to byl krok na drodze do niepodleglosci Szwajcarii... Ale to tylko legenda". Moze i tak, ale jak pieknie opowiedziana, przez prawdziwego Szwajcara! prawdziwie po polsku! Ten konkurs ujawnil tez narodowe tesknoty, podane w dowcipnej formie. Jako przyklad tekst Macedonczykow: "1. Dawno, dawno, dawno, dawno, dawno, dawno, dawno, dawno, dawno, dawno, dawno... temu byla jedna krolowa. Dawno, dawno, dawno, dawno, dawno... 2. Trzeba wrocic do pierwszego wiersza, bo to jest wlasnie to, co my potrzebujemy. P. S. Krolowa juz od dawna nie zyje. Dlatego nie mamy czego mowic".

Po Wieczorze Narodow bylo jeszcze wiele zajec i imprez: spotkanie z Kazimierzem Kutzem, wyjscie na koncert w ramach festiwalu Viva il Canto, konkurs tlumaczy. Rezultaty tego konkursu - swietne tlumaczenia wiersza Wierzynskiego "Jestem jak szampan" na kilkanascie jezykow - zostana opublikowane w osobnej ksiazeczce. Uczestnicy wraz z wykladowcami zaproponowali dowcipny tytul tej publikacji ICH BIN KAK SZAMPANSKOJE - czy wydawca go zaakceptuje?

Wymiernych rezultatow kursu zostanie wiele: ksiazeczka z tlumaczeniami, letni numer POSTSCRIPTUM, wyniki egzaminow koncowych, certyfikaty, ale chyba najwazniejsze pozostanie w sercach i w duszach - teraz jakby bardziej polskich. Pozostana sympatie, nowe przyjaznie i milosc do naszego przepieknego jezyka i kraju. Za kazdym razem, po roku spora czesc uczestnikow wraca do nas, do Katowic, do Cieszyna i zaprasza znajomych, przyjaciol, by pokazac im "swoja" Polske, ktora pokochali.

Autorzy: Jolanta Tambor