Wspomnienia z wakacji

Skończyły się wakacje, lecz niech żywi nie tracą nadziei. Przed nami święta listopadowe, grudniowe, styczniowe, lutowe, marcowe (tu akurat chyba nic nie ma), kwietniowe i majowe. A potem już trochę wstydu na egzaminach w czerwcu i można będzie wyruszyć w świat. W góry, nad morze, w egzotykę.

Otóż moje obserwacje podpowiadają nieco inny scenariusz. Obserwuję na przykład, że orogeneza trwa i staje się coraz bardziej uciążliwa. Być może jakiś geolog mógłby się na ten temat wypowiedzieć. Może geolog, a może geriatra. Nie opuszcza mnie bowiem podejrzenie, że to w moim subiektywnym postrzeganiu wspomniana orogeneza się natęża. Pamiętam (chyba, że to też fatamorgana związana z wiekiem), iż w młodości nie było takiej góry, której bym nie pokonał, powiedziałbym: szedłem, skacząc po górach. Liczyło się, ile szczytów zaliczę w jak najkrótszym czasie. Po kilku latach przyszło uspokojenie i wzmogła się fascynacja krajobrazem. Po dotarciu na szczyt zatrzymywałem się na dłuższy czas i podziwiałem, wciągając w płuca rześkie powietrze (było to w pewnym sensie doroczne wietrzenie płuc). A teraz? Teraz ledwo wyjdę z budynku, zaraz muszę się wspinać. Niekiedy dla zmylenia mojej osoby droga prowadzi ostro w dół, lecz moja (chora?) wyobraźnia podsuwa wizję powrotu oczywiście pod górę. Morze może też przyjść, wraz z ociepleniem się klimatu. Tym bardziej, że przed laty już tu było, przynajmniej tak twierdzą paleontolodzy. Wystarczy więc poczekać lub też wypróbować morsowania w okolicznych stawach, jeziorach i innych akwenach.

Egzotyka? Egzotyka też naciera, wystarczy rozejrzeć się po naszych ulicach i po korytarzach Uniwersytetu Śląskiego. No więc co mogłoby mnie popędzić na lotnisko, po co wsiadać do samolotu, odbywać długi i niewygodny lot i pocić się w tropikach, skoro w zasadzie równie mocno można się spocić w Katowicach?

Ja się jednak kilka razy wybrałem poza rodzinne miasto. Pierwszy raz pojechałem oglądać Perseidy do tzw. ostoi ciemnego nieba. Miało być widać spadające gwiazdy przez całą noc, ale niestety w ostoi ciemnego nieba panowało zanieczyszczenie światłem spowodowane pełnią Księżyca. Po powrocie z nieudanej przygody astronomicznej (na szczęście była udana z innych względów) pojechałem pociągiem do Wiednia. Było miło i pouczająco. W parku Türkenschanz można natknąć się na pomnik Kozaków ukraińskich. Z opisu wynika, że to właśnie ci Kozacy ocalili Wiedeń przed Turkami. Jan Sobieski, który nawiasem mówiąc też pochodził z Ukrainy, jest co prawda wspomniany, ale jedynie jako dowódca oddziałów polskich.

W końcu udałem się na konferencję w Tatrach – stąd moje wrażenia o ciągłym chodzeniu pod górę (zresztą to uczucie mam również w moim mieście, gdzie zdaje mi się, że zarówno do szkoły, jak i do domu, mam pod górkę). Wracając „spod samiuśkik Tater”, słuchałem w samochodzie bardzo interesującej rozmowy z pewnym szczecińskim ornitologiem. Zajmuje się on zawodowo obserwacją kosów, bo na inne, większe ptaki nie otrzymał wsparcia finansowego. Myślałem sobie, że usłyszę kolejną rzewną opowieść o ptaszkach, które tak jak pszczółki, motylki i inne zwierzątka mają pozytywny wpływ na ludzi. Ku mojemu rosnącemu zdumieniu usłyszałem jednak o „wymuszonej kopulacji pozapartnerskiej”, czyli o zachowaniach agresywnych samców wobec samiczek w okresie lęgowym. Ta „wymuszona kopulacja pozapartnerska” jest próbą wyrzucenia samiczki z terenu lęgowego zajętego przez inną parę. Wygląda to po prostu jak gwałt, ale „gwałt” odnosi się raczej do ludzi, więc badacz używa terminu „wymuszona kopulacja pozapartnerska”, który jest akceptowany w środowisku uczonych ornitologów.

Ciekawe, nawiasem mówiąc, jak to brzmi po niemiecku. Niemcy mają bowiem takie określenia, jak Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentäter, co w wolnym tłumaczeniu oznacza ,,zabójcę hotentockiej matki głupka i jąkały umieszczonego w kufrze z plecionki, przeznaczonego do przechowywania schwytanych oposów” (naprawdę nie ma takiego słowa w języku niemieckim, ale istnieją tam niemal tak samo długie określenia).

W ostatnich dniach Senat UŚ utworzył Centrum Badań nad Jąkaniem i Giełkotem, co nie ma związku z poprzednimi uwagami.