Gdyby kot przebiegł mi po klawiaturze – czego, wbrew pozorom, nie zrobił – to powstałe słowo miałoby tyle samo sensu, co tytuł tego felietonu. A pożyczyłam je sobie z pewnego utworu, który, choć cały został oparty na nieistniejącej mowie, miał jednak coś interesującego do powiedzenia.
Melodie oparte na pozbawionych znaczeń dźwiękach i wymyślonych słowach mogą w całkiem elegancki sposób dodać kolejną warstwę do interpretacji dzieła.
Czym zatem jest tytułowe (nawet nie próbujcie tego wymówić) Prisencolinensinainciusol? Chyba dość udanym, choć raczej zapomnianym muzycznym eksperymentem, próbującym zbadać magię przyciągania języka angielskiego i muzyki z kręgu anglosaskiego. Włoski artysta Adriano Celentano wyszedł z założenia, że w mowie Szekspira musi być coś szczególnego, skoro świat tak chętnie wsłuchuje się w piosenki Amerykanów czy Brytyjczyków, choć wielu nie rozumie z nich ani słowa. W 1972 roku postanowił więc sprawdzić, jak poradzi sobie jego singiel oparty na tzw. gibberish, który z angielskim miał mieć wspólne tylko brzmienie i wymowę.
Okazało się, że Prisencolinensinainciusol niektórym faktycznie wpadł w ucho, dobijając do pierwszej dziesiątki list przebojów w ojczyźnie muzyka, a nawet umościł się w pierwszej piątce w Belgii i Holandii. To oczywiście trochę za mało, by wykroczyć poza ramy melomańskiej ciekawostki. Warto jednak docenić starania, bo po podobną zabawę z wymyślonymi językami sięgano wielokrotnie i przy różnych okazjach.
Wszyscy chyba kojarzą simlish, którym posługują się postaci z serii gier The Sims. (Spróbujcie się z kimś przywitać wykrzykując „Sul, sul!” i sprawdźcie, kto właściwie zareaguje). W internecie znajdziecie mnóstwo coverów znanych piosenek wyśpiewywanych właśnie w tym gaworzącym stylu. Sama Katy Perry wykonała tak swoje Last Friday Night. I o ile twórcy Simsów potraktowali simlish w kategorii dowcipu i użytecznego narzędzia do kreacji świata, tak w przypadku innej gry, Nier: Automata, ocieramy się o głębszą refl eksję, gdy chodzi o ścieżkę dźwiękową. W tej rzeczywistości pełnej androidów słyszymy oczywiście ludzką mowę (w oryginale jest to japoński), a postaci prowadzą dialogi. To jednak przede wszystkim w towarzyszących nam utworach możemy usłyszeć echa upadłej już ludzkiej cywilizacji. I tak w City Ruins (Rays of Light), Peaceful Sleep czy wywołującym największe ciarki Birth of a Wish słychać coś, co udanie przypomina angielski, francuski, a nawet łacinę. Ten tzw. Chaos Language, wymyślony przez wokalistkę Emi Evans, ma w Nier: Automata przywoływać odległy, zapomniany już od tysięcy lat język człowieka.
Brzmi on jednak wciąż na tyle znajomo, by współczesny gracz mógł skojarzyć dźwięki z czymś, co dobrze zna z codzienności.
Nie mogłabym w tym miejscu nie przywołać nowiutkiej i niezwykle klimatycznej gry Hollow Knight: Silksong. Tu również postacie używają pewnych dźwięków symulujących mowę, nieraz wyjątkowo uroczych, a gdy nasza bohaterka wygrywa melodię na swoim mieczu-instrumencie, bohaterowie dołączają do niej ze swoim nuceniem. Najbardziej utalentowana z nich, Shakra, wyśpiewuje coś, co brzmi mniej więcej jak: „Kaaa lai-lai-lai… huszkaroo- la!”. Włączcie sobie fragment na YouTube, a przekonacie się sami, jak coś, co na papierze wygląda komicznie, wplecione w melodyjny głos Shakry zamieni się (na pewno dla graczy) w kojące doświadczenie. I nie potrzebujemy wcale zrozumiałych słów, byśmy poczuli w tym bagaż emocjonalny.
Na sam koniec wróćmy jeszcze do kotów. Tym razem sytuacja będzie odwrotna, bo zamiast udawanej prawdziwej mowy, doszukamy się znaczenia w czymś, co przecież pierwotnie wcale nie miało służyć porozumieniu z człowiekiem. Bardzo kreatywnie do tłumaczenia kocich zawodzeń podszedł południowoafrykański artysta David Scott , znany jako The Kiff ness. Na tym talencie robi zresztą karierę, a ze swoją trasą koncertową wkrótce zawita ponownie do Polski. „Trzymaj się mojego futra. Lubię, kiedy psy szczekają” (Hold onto My Fur) – zdaje się mówić jeden rudzielec. Inny futrzak próbuje przywołać tajemniczego Długiego Johnsona (Oh Long Johnson), a kolejny wymiaukuje swoją samotność (Sometimes I’m Alone). Wyszła z tego prawdziwa kocia muzyka, ale taka, której faktycznie dobrze się słucha. Doceniajmy podobne muzyczne szaleństwa, bo dzięki nim zwykła rozrywka może przerodzić się w interesujące rozważania.