W czerwcu i lipcu gościem Uniwersytetu Śląskiego był prof. Christopher Rensing – wybitny naukowiec o międzynarodowej renomie, specjalizujący się w mikrobiologii środowiskowej i medycznej. Urodzony w Stanach Zjednoczonych, kształcił się w Niemczech, by w późniejszych latach pracować w różnych instytucjach na całym świecie. Obecnie kieruje grupą mikrobiologów na Fujian Agriculture and Forestry University w Chinach. Badacz od lat zasiada również w redakcjach prestiżowych czasopism naukowych, w tym jest redaktorem naczelnym „BioMetals” i „Total Environment Microbiology”. Niezwykle owocną aktywność naukową (ponad 350 publikacji naukowych, które zdobyły szerokie uznanie międzynarodowe) prof. Rensing łączy także z działaniami na rzecz inkluzywności i równości w nauce oraz edukacji. Postanowiliśmy porozmawiać z ekspertem o jego dorobku naukowym, a także o tym, czy międzynarodowa społeczność akademicka faktycznie jest środowiskiem przyjaznym dla osób z niepełnosprawnościami.
Jako szanowany mikrobiolog jest Pan Profesor znany w środowisku naukowym ze swoich badań nad interakcjami między mikroorganizmami a metalami – dziedziną mającą istotne znaczenie dla nauk o środowisku i bioremediacji. Czy mógłby Pan wskazać jedno odkrycie lub osiągnięcie, które wyróżnia się jako szczególnie znaczące lub z którego jest Pan najbardziej dumny?
To trudne pytanie, ponieważ zawsze jest to wysiłek zbiorowy, w który zaangażowanych jest wiele osób. Jedną z rzeczy, która przychodzi mi na myśl, jest odkrycie u bakterii ArsM – metylotransferazy arsenitu. To kluczowy enzym w metabolizmie arsenu, który katalizuje metylację nieorganicznego arsenu. Proces ten ma m.in. znaczenie detoksykacyjne, tak więc pomaga w bioremediacji arsenu. Znaczenie arsenu i jego metabolitów jest szerokie. Arsen i jego metylowane pochodne mogą działać bakteriobójczo lub bakteriostatycznie. Służą jako istotna broń biologiczna w walce między mikroorganizmami o niszę. Poza tym arsen ma wiele różnych zastosowań.
Arsen był jednym z najczęściej występujących metali na Ziemi, więc mikroorganizmy, a także inne organizmy, włączając człowieka, musiały nauczyć się radzić sobie z tym metalem, podobnie jak z toluenem – lotnym węglowodorem aromatycznym o toksycznych właściwościach. W drodze ewolucji mikroorganizmy wykształciły sposoby na wykorzystanie różnych substancji, w tym arsenu, również na swoją korzyść. Nasza wiedza na temat arsenu i jego związków, toksyczności, a także znaczenia dla organizmów jest już duża. Arsen można wdychać w postaci różnych pyłów lub gazów. Na przykład arsyny to silnie trujące gazy, które były wykorzystywane jako broń. Wiemy, że niektóre bakterie potrafią używać arsenianu zamiast tlenu jako końcowego akceptora elektronów w łańcuchu oddechowym, co jest niezwykłe.
Warto zapamiętać, że monometylowy arsen, MMA, jest znacznie bardziej toksyczny niż nawet arsenek. Oczywiście arsen jest bardzo toksyczny dla wielu organizmów, ale MMA(III) jest jeszcze bardziej toksyczny. Pewnie mikroorganizmy wykorzystały go, aby pozbyć się konkurencji. W następstwie tego inne mikroorganizmy znalazły sposoby, aby sobie z tym poradzić, na przykład poprzez demetylację lub utlenianie. Innymi słowy, odkryto i odkryje się jeszcze wiele genów, które nauczą nas, jak mikroorganizmy radzą sobie z tymi związkami.
Tak, jestem dumny, że odkryłem ArsM i mogłem uczestniczyć w badaniach nad metabolizmem arsenu organicznego w przyrodzie i zdrowiu człowieka.
Co w ogóle sprawiło, że skupił się Pan Profesor akurat na badaniach nad arsenem?
Poniekąd zdecydował o tym przypadek. Odbywałem staż podoktorski u Barry’ego Rosena, cenionego badacza zajmującego się arsenem, autora wielu prac naukowych. Kiedy do niego trafiłem, nie zajmowałem się jeszcze tym pierwiastkiem, był raczej poza moim głównym obszarem zainteresowań. Razem z innym studentem, Omarem Sandersem, odkryliśmy wówczas, w jaki sposób arsenit dostaje się do komórek poprzez akwaporyny – kanały błonowe komórek przeznaczone normalnie do transportu wody. To było dość zaskakujące odkrycie, okazało się prawdziwe w przypadku bakterii, roślin, a nawet nas, ludzi. Wpadliśmy na to całkowicie przypadkiem, więc na początku nie byliśmy do końca pewni wniosków.
Początkowo w laboratorium Barry’ego miałem badać transportery ATPazy cynku i miedzi, kiedy jednak rozpocząłem pracę jako adiunkt w Department of Soil, Water and Environmental Science w Arizonie, pomyślałem, że mogą być zainteresowani metabolizmem arsenu organicznego. Powiedziałem więc Barry’emu, że zamierzam się tym zająć, i w ten sposób otrzymałem moje pierwsze stypendium. Później pracę nad tym projektem podczas swojej habilitacji kontynuowała Gejiao Wang. Dołączyły do niej również kolejne osoby. Ostatecznie udało nam się doprowadzić do wspomnianego już odkrycia i jego publikacji w czasopiśmie naukowym PNAS.
Ponad 350 publikacji, około 30 000 cytowań – osiągnięcia naukowe Pana Profesora są doprawdy imponujące. Ile wysiłku i poświęcenia wymagało osiągnięcie takiego poziomu w karierze naukowej?
W nauce, podobnie zresztą jak w innych dziedzinach życia, bywają dobre i złe momenty. Często można się spotkać z odmową, gdy np. próbuje się opublikować artykuł w czasopiśmie naukowym, a innym razem jest się szczęśliwym, gdy zostaje on przyjęty do publikacji. Nigdy jednak nie należy się poddawać. To są codzienne wyzwania w tej profesji. W nauce przede wszystkim chodzi o pracę zespołową. Nie da się jej uprawiać samemu. Po zrobieniu doktoratu i stażu podoktorskim przyszedł czas, kiedy zacząłem kierować własnym zespołem, co było kolejnym ważnym momentem. W mojej karierze było wiele zwrotów akcji, zanim dotarłem do miejsca, w którym jestem obecnie. Dużo wcześniej grałem w zespołach muzycznych, które nie odniosły sukcesu. Nie byłem też zbyt dobry w boksie, a i próba zostania DJ-em i inne tego typu rzeczy też nie okazały się w moim przypadku owocne. Wreszcie pomyślałem, że mogę jeszcze spróbować sił w nauce. Mój tata był profesorem, więc miałem pewną wiedzę na temat tego środowiska, dlatego wiedziałem, że to nie będzie proste, ale byłem na to wyzwanie gotowy.
Kształcił się Pan Profesor i pracował w ośrodkach naukowych w wielu różnych krajach. Jak to bogate międzynarodowe doświadczenie wpłynęło na Pana podejście do badań naukowych?
Największe to te wynikające z kultury i misji ludzi, którzy za tym wszystkim stoją. Ogólnie rzecz biorąc, powiedziałbym, że w Europie i Stanach Zjednoczonych ludzie przywiązują dużą wagę do równowagi między życiem zawodowym a prywatnym i oddzielania pracy od codziennego życia. W Chinach natomiast jest to mniej istotne. Grupa naukowców pracująca w laboratorium jest więc bardziej jak rodzina. Razem robi się więcej rzeczy: razem się je, chodzi do klubu karaoke i tak dalej. Studenci też zazwyczaj pracują długie godziny, nawet przez sześć dni w tygodniu. Choć i tak moi doktoranci mówią mi, że to za mało. Są oddani i ciężko pracują, a głównym powodem i motywacją jest lepsze życie.
Czy pracując w tak różnorodnych międzynarodowych zespołach badawczych, zauważył Pan Profesor więcej elementów wspólnych, czy może są znaczne różnice?
Trudno powiedzieć. Zawsze znajdzie się ludzi, którzy kochają naukę, którzy są po prostu ciekawi, jak to wszystko działa. Oczywiście są też tacy, którzy uważają, że to najlepszy sposób na stabilną karierę. I to też jest ważne. Wielu młodych ludzi chce założyć rodzinę, mieć dzieci, więc nie ma nic złego w stabilnej pracy. Taka motywacja też jest w porządku. Niezależnie od tego, czy mówimy o sytuacji w Chinach, Stanach Zjednoczonych czy w Polsce.
Jak wobec tego brzmiałaby rada Pana Profesora dla młodej osoby, która odkryła w sobie pasję i chce zostać naukowcem? Jak radzić sobie z tymi wszystkimi zmaganiami i trudnościami, o których na początku Pan wspomniał, a które mogą być demotywujące?
Uważam, że ważne jest, aby wybierać odpowiednie grupy, z którymi się współpracuje. W przypadku doktoratu zawsze powtarzam, że bardzo ważne jest, aby pracować w renomowanym laboratorium. Można tam nauczyć się odpowiednich procedur, uczestniczyć regularnie w dobrych spotkaniach laboratoryjnych oraz mieć szefa laboratorium, który sprawdza, czy wykonaliśmy nasze zadania, a także innych członków zespołu, którzy mogą pomóc w pisaniu artykułów lub przeprowadzeniu eksperymentów. Moim zdaniem renomowane laboratorium jest dobrym miejscem na rozpoczęcie kariery. Kiedy natomiast zaczynasz staż podoktorski, to rozwiązania są różne. Możesz wybrać bardzo znaną osobę, ale możesz też zwrócić się do kogoś młodego, kto stosuje nowe techniki, ponieważ postęp naukowy jest zazwyczaj związany z nowymi rozwiązaniami. Teraz nasz zespół w Chinach współpracuje z młodymi naukowcami, którzy spędzili sześć lat z moim przyjacielem z rodzinnego miasta, Rolandem Beckmannem, w Monachium na stażu podoktorskim, zajmując się kriomikroskopią elektronową (cryo-EM). Jest to obecnie bardzo ekscytująca metoda, ponieważ pozwala uzyskać rozdzielczość zbliżoną do krystalografii NMR, i ekscytująca technika, która zapowiada wielkie odkrycia w przyszłości. Istnieje wiele innych przykładów. Zawsze twierdzę, że po obronie doktoratu należy robić coś nowego, nieco odmiennego od tego, czym zajmowało się podczas studiów, aby poszerzyć swoje horyzonty, by się rozwijać i doskonalić.
Czy patrząc na doświadczenie Pana Profesora, oznacza to, że mobilność, w tym zwłaszcza mobilność międzynarodowa, jest ważna w życiu naukowym?
Nie zawsze jest to wymagane. Ja musiałem się przeprowadzić z różnych powodów. Czy uważam, że mi to pomogło? Tak. Jednocześnie nie sądzę, żeby to było konieczne w każdym przypadku. Znam różnych ludzi, niektórzy mają rodziny i nie chcą się zbytnio od nich oddalać. Też należy to uszanować. Zresztą nadal mogą mieć świetną karierę, pozostając w jednym miejscu. W moim przypadku mobilność międzynarodowa była podyktowana różnymi czynnikami, więc zrobiłem to, co musiałem zrobić. Na szczęście udało mi się. Podsumowując, wszystko zależy, jak mniemam, od osobowości naukowca i od okoliczności.
Pan Profesor jest ambasadorem osób z niepełnosprawnościami w środowisku akademickim. Jak Pana własne doświadczenia w tym zakresie wpłynęły na karierę akademicką? Czy instytucje, w których miał Pan okazję pracować, spełniały wymogi dostępności?
Myślę, że wszędzie, gdzie spojrzeć, ludzie w pewnym stopniu starają się poprawić dostępność, ale oczywiście nadal pozostaje wiele do zrobienia. Poza tym istnieją różne rodzaje niepełnosprawności i każdy wymaga nieco innej formy przystosowania otoczenia. W moim przypadku występuje trudność z poruszaniem się. Nie mogę chodzić, więc korzystam ze skutera. W tym sensie ludzie starają się dostosować do moich potrzeb. Jednak w przypadku starych budynków nadal jest to trudne, a łazienki rzekomo przystosowane dla osób niepełnosprawnych również nie zawsze są faktycznie dostępne. Zawsze muszę sprawdzać, czy w danym miejscu mogę się swobodnie przemieszczać, czy coś mnie nie ograniczy. To całkowicie przeorganizowuje życie. Przy tym chciałbym podkreślić, że nie zawsze chodzi tylko o samą niepełnosprawność, ale także o to, że może się to wiązać z innymi rzeczami, jak np. popadnięciem w depresję. Czasem, tak po prostu, bardzo trudno sobie z tym wszystkim poradzić i bywa, że towarzyszy nam wrażenie, jakby wszystko było „do bani”. Nie należy się poddawać, bo nadal można robić różne rzeczy, próbować żyć dobrze, być produktywnym. To jest możliwe. I tak, to też wszystko zależy od kultury. Na przykład w Chinach, gdzie obecnie pracuję, zazwyczaj rodzina opiekuje się osobami z niepełnosprawnościami lub istnieją specjalne instytucje dla takich osób. Jestem pewien, że tak samo było kiedyś w Polsce i Niemczech, ale teraz wszędzie w tych krajach osoby niepełnosprawne mają więcej możliwości. Chciałbym swoim przykładem dawać ludziom nadzieję i mówić im: tak, możecie to zrobić.
Jak w takim razie odnajduje się Pan Profesor w Polsce? Spędził tu Pan ponad miesiąc, więc pewnie zdążył niemało zaobserwować, zarówno jeśli chodzi o sam kraj i jego kulturę, ale też społeczność akademicką.
Muszę przede wszystkim podziękować wspaniałym osobom, które mnie tutaj ugościły: prof. dr hab. Marii Augustyniak, prof. dr hab. Zofii Piotrowskiej-Seget oraz dr hab. Agacie Daszkowskiej-Golec, prof. UŚ z Wydziału Nauk Przyrodniczych UŚ. Bardzo wzruszyło mnie ciepłe przyjęcie i akceptacja, z jakimi się tu zetknąłem. Podoba mi się tu naprawdę wszystko. Bardzo za to dziękuję! Oczywiście zjadłem mnóstwo rolad, klusek śląskich i modrej kapusty, co też mi mocno przypadło do gustu. Miałem przy tym okazję zwiedzić różne miejsca w Krakowie, Wrocławiu, Gliwicach i oczywiście Katowicach. Myślę, że to niesamowite, jak bardzo region się rozwija, jak wiele pięknych miejsc jest wokół. Moja rodzina także mogła tutaj przyjechać, żeby odwiedzić groby moich przodków na cmentarzu żydowskim we Wrocławiu. Ta podróż była dla mnie i moich bliskich niezwykle wzruszająca, a wszystko dzięki wsparciu społeczności Uniwersytetu Śląskiego. Jeśli chodzi o środowisko naukowe, to uważam, że istnieje wiele wspólnych obszarów zainteresowań, które obecnie coraz intensywniej odkrywamy i w ich obrębie możemy stworzyć ciekawe współprace. To jednak nadal początkowy etap składania wniosków o dotacje. Cóż, nauka zawsze potrzebuje pieniędzy. Na waszej uczelni macie wiele ekscytujących obszarów badań i sądzę, że to dobry pomysł, aby połączyć wszystko w jednym centrum biotechnologicznym, CBB – Centrum Biotechnologii i Bioróżnorodności, tak abyście wszyscy mieli nowoczesną siedzibę. Z pewnością przyniosłoby to również korzyści dla waszych dotychczasowych badań.
Bardzo dziękujemy za rozmowę.