W etapie zerowym dokonano relokacji niektórych działów czy instytucji, do tej pory rozmieszczonych w budynkach, które są przeznaczone do likwidacji. Jeszcze raz się okazało, że budynek przy Bankowej 14 jest jak znalazł na taką okazję. Chociaż jeszcze parę lat temu głośno mówiono o jego likwidacji (podobno tak naprawdę nigdy nie został odebrany technicznie), to teraz znalazło się tu miejsce dla różnych agend. Są tu i związki zawodowe, i dział obronności, można się więc czuć bezpiecznie (w sensie socjalnym i fizycznym).
Trwają przymiarki do kolejnego etapu, czyli wyburzania sali gimnastycznej i części gmachu rektoratu oraz budynku, w którym mieściły się wspomniane związki i wydawnictwo. W czerwcu pogoda się poprawiła, co powoduje otwieranie okien, skutkujące inwazją pyłów i hałasu. Dobrze, że zajęcia już się w zasadzie skończyły, bo musielibyśmy chyba przenieść się nad Rawę i skręcić w lewo, by dojść do prawa, i wreszcie po obejściu prawa odbywać wykłady i ćwiczenia na parkingu.
Już wkrótce będziemy się cieszyć nowym gmachem pośrodku kampusu, gmachem na miarę naszych możliwości (bez ironii), z dachu którego można będzie podziwiać piękną panoramę okolicy i dostrzec te miejsca, które jeszcze będą się nadawać do przekształcenia. Aż się boję myśleć, co nas (lub naszych następców) czeka w nie tak znów odległej przyszłości. Po drugiej stronie Rawy zostanie zabytkowy budynek chemii, będący przez długie lata był oczkiem w głowie władz uniwersytetu i rozmaitych służb, które obawiały się, iż produkuje się tam materiały dywersyjne w rodzaju alkoholu, narkotyków czy też, o zgrozo, środków wybuchowych. Swego czasu chemicy próbowali wprowadzić angielską nazwę jednego ze swych kierunków drug chemistry, ale to się nie spotkało z uznaniem zewnętrznych recenzentów, choć z pewnością taki kierunek przysporzyłby niemało słuchaczy, pilnie oddających się ćwiczeniom laboratoryjnym.
Rozpiera nas duma, świat staje się coraz piękniejszy wokół, aż chce się żyć. I z radości zanucić piosenkę, rodem z filmu Akademia Pana Kleksa: „Witajcie w naszej bajce, słoń zagra na fujarce / Pinokio nam zaśpiewa, zatańczą wkoło drzewa / Tu wszystko jest możliwe, zwierzęta są szczęśliwe / A dzieci, wiem coś o tym, latają samolotem”. To całkiem w stylu Jana Brzechwy, choć na potrzeby filmu tekst napisał zupełnie ktoś inny, wykorzystując jednak idee zawarte w opisie archipelagu Bergamuty autorstwa Poety. Tak sobie wędruję po kampusie centralnym i podśpiewuję pod nosem ów refren, i – nie wiem skąd, może psycholożki i psychologowie lepiej to wytłumaczą – podświadomość podsuwa mi zamianę słowa „bajka” na „bańka”.