Witajcie w naszej bańce

Pod koniec maja atmosfera zaczęła gęstnieć, może pogoda to sprawiła – nagle maj sobie przypomniał, że jest wiosna. Zrobiło się cieplej, nadeszło zmęczenie wiosenne, które zazwyczaj następuje po depresji jesiennej i zimowym osłabieniu. Wydaje się jednak, że oprócz tych „obiektywnych” czynników powody były bardziej złożone. Patrząc z perspektywy kampusu katowickiego, zaczęła się wielka budowa. Może nie jest to przedsięwzięcie na miarę transgalaktyczną albo globalną, nie jest to CPK ani nawet przekop przez Mierzeję Wiślaną, ale jednak kwestia budząca ogólne poruszenie. W pierwszym etapie zlikwidowano większość miejsc parkingowych wokół rektoratu. W tym wypadku jednak władze się spisały, uruchamiając dodatkowe miejsca za budynkami CINiB-y, a zwłaszcza Wydziału Prawa i Administracji. Parkuje się tam całkiem wygodnie, przy okazji dbając o zdrowie: kilka minut dodatkowego spaceru przydaje się skostniałym członkom społeczności akademickiej. Nie mówiąc już o tym, że spacer z parkingu do miejsca wykonywania obowiązków służbowych jest bardzo pouczający. Prowadzi on bowiem wzdłuż alejki wysadzonej drzewami rozmaitymi, reprezentującymi istniejące do niedawna wydziały. Niestety są drzewka, które się nie przyjęły: mam nadzieję, że spadkobiercy byłych wydziałów wejdą w porozumienie z botanikami i zasadzą bardziej wytrzymałe okazy. Zauważyłem też drzewo posadzone przez Miasto Nauki, zresztą symbolika Miasta Nauki pozostanie z nami jeszcze długo, oby jak najdłużej.

W etapie zerowym dokonano relokacji niektórych działów czy instytucji, do tej pory rozmieszczonych w budynkach, które są przeznaczone do likwidacji. Jeszcze raz się okazało, że budynek przy Bankowej 14 jest jak znalazł na taką okazję. Chociaż jeszcze parę lat temu głośno mówiono o jego likwidacji (podobno tak naprawdę nigdy nie został odebrany technicznie), to teraz znalazło się tu miejsce dla różnych agend. Są tu i związki zawodowe, i dział obronności, można się więc czuć bezpiecznie (w sensie socjalnym i fizycznym).

Trwają przymiarki do kolejnego etapu, czyli wyburzania sali gimnastycznej i części gmachu rektoratu oraz budynku, w którym mieściły się wspomniane związki i wydawnictwo. W czerwcu pogoda się poprawiła, co powoduje otwieranie okien, skutkujące inwazją pyłów i hałasu. Dobrze, że zajęcia już się w zasadzie skończyły, bo musielibyśmy chyba przenieść się nad Rawę i skręcić w lewo, by dojść do prawa, i wreszcie po obejściu prawa odbywać wykłady i ćwiczenia na parkingu.

Już wkrótce będziemy się cieszyć nowym gmachem pośrodku kampusu, gmachem na miarę naszych możliwości (bez ironii), z dachu którego można będzie podziwiać piękną panoramę okolicy i dostrzec te miejsca, które jeszcze będą się nadawać do przekształcenia. Aż się boję myśleć, co nas (lub naszych następców) czeka w nie tak znów odległej przyszłości. Po drugiej stronie Rawy zostanie zabytkowy budynek chemii, będący przez długie lata był oczkiem w głowie władz uniwersytetu i rozmaitych służb, które obawiały się, iż produkuje się tam materiały dywersyjne w rodzaju alkoholu, narkotyków czy też, o zgrozo, środków wybuchowych. Swego czasu chemicy próbowali wprowadzić angielską nazwę jednego ze swych kierunków drug chemistry, ale to się nie spotkało z uznaniem zewnętrznych recenzentów, choć z pewnością taki kierunek przysporzyłby niemało słuchaczy, pilnie oddających się ćwiczeniom laboratoryjnym.

Rozpiera nas duma, świat staje się coraz piękniejszy wokół, aż chce się żyć. I z radości zanucić piosenkę, rodem z filmu Akademia Pana Kleksa: „Witajcie w naszej bajce, słoń zagra na fujarce / Pinokio nam zaśpiewa, zatańczą wkoło drzewa / Tu wszystko jest możliwe, zwierzęta są szczęśliwe / A dzieci, wiem coś o tym, latają samolotem”. To całkiem w stylu Jana Brzechwy, choć na potrzeby filmu tekst napisał zupełnie ktoś inny, wykorzystując jednak idee zawarte w opisie archipelagu Bergamuty autorstwa Poety. Tak sobie wędruję po kampusie centralnym i podśpiewuję pod nosem ów refren, i – nie wiem skąd, może psycholożki i psychologowie lepiej to wytłumaczą – podświadomość podsuwa mi zamianę słowa „bajka” na „bańka”.