Portret superbohatera

Jest początek maja. Wraz z artystą dr. Markiem Głowackim, prof. UŚ, ruszamy spod Wydziału Sztuki i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, aby zobaczyć mural przedstawiający pogrążonego w modlitwie św. Jerzego. To szczególne malowidło o powierzchni niespełna 100 m2 powstało w październiku 2024 roku z okazji obchodów 600-lecia powstania cieszyńskiego kościoła zlokalizowanego przy ulicy Frysztackiej 2. Na miejscu porozmawiamy o tym, jak ożywia się historię za pomocą ilustracji i co to znaczy wprowadzać w życie ideę sztuki w służbie.

Dr Marek Głowacki, prof. UŚ
Dr Marek Głowacki, prof. UŚ

Zanim dotrzemy do celu, chciałabym zapytać o postaci, które portretuje Pan Profesor w swoich ilustracjach. W tym gronie znaleźli się m.in. Wincenty Witos, Sława i Izydor Wołosiańscy, św. Jerzy czy Bolesław Chrobry... W jaki sposób dokonuje Pan wyboru osób, które są przedstawione w ten szczególny sposób?

W wielu przypadkach wybór był efektem współpracy z reżyserem Rafałem Geremkiem. On tworzy dokumenty, w których portretuje różne historyczne postaci, aby przybliżyć ich życie szerszej publiczności, a ja tworzę ilustracje do jego filmów. Są one niejako uzupełnieniem głównej narracji. Był to zresztą pomysł samego reżysera, aby w taki sposób uatrakcyjnić film dokumentalny, szczególnie w scenach, które mogłyby być trudne do odegrania przez aktorów. Animowane ilustracje są więc żywym komentarzem do wybranych scen. Na potrzeby filmu Witos. Najważniejsza jest Polska stworzyłem osiem ilustracji, a ich przygotowanie było możliwe m.in. dzięki konkursowi „Swoboda badań” realizowanemu w ramach programu Inicjatywy Doskonałości Badawczej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Premiera filmu odbyła się w październiku 2024 roku w TVP WORLD oraz TVP1. W dokumencie tym Witos pokazywany jest jako człowiek, który świadomie budował swój wizerunek jako ikony chłopstwa. Nawet będąc premierem Polski, nie przestawał dbać o swoje gospodarstwo. Miał też niezwykłą umiejętność zjednywania sobie ludzi.

Inna historia została przedstawiona w dokumencie Rodzina Wołosiańskich – rzecz o niebanalności dobra. To z kolei historia Sławy i Izydora Wołosiańskich, którzy przez prawie dwa lata ukrywali 39 Żydów podczas II wojny światowej. Dokument zdobył nagrodę dla najbardziej inspirującego filmu podczas Ogólnopolskiego Festiwalu Filmowego Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci zorganizowanego w 2022 roku w Gdyni, a także wyróżnienie w Konkursie Filmów Polskich.

Mamy w tej kolekcji też postać Diabła z Katowic. To historia gauleitera Fritza Brachta, dygnitarza nazistowskiego działającego na Górnym Śląsku w okresie II wojny światowej. Na potrzeby tej produkcji przygotowałem siedemnaście ilustracji, a ciekawostką może być fakt, że w filmie wystąpili pracownicy Wydziału Humanistycznego UŚ – prof. dr hab. Ryszard Kaczmarek oraz dr Mirosław Węcki.

Bardzo sobie cenię współpracę z reżyserem Rafałem Geremkiem. Moje ilustracje mają bowiem uatrakcyjnić jego filmy, a ponieważ jest to materiał dokumentalny, wszystko, co robimy, musi być zgodne z aktualną wiedzą historyczną. Jako artysta i projektant, pozostaję wierny przekonaniu, że moja sztuka może służyć innemu, szerszemu działaniu – to właśnie sztuka w służbie, którą wziąłem na warsztat w ramach IV edycji „Swobody badań”. Z tym wiąże się mocno pojęcie mecenatu, czyli formy wsparcia mającej długą tradycję, ale obecnej i dziś. To współpraca, która pozwala artystom realizować ich dzieła, a jedną z jej form byłaby w mojej ocenie wspomniana Inicjatywa Doskonałości Badawczej, w ramach której, co warto podkreślić, finansowane są nie tylko badania naukowe, ale też projekty artystyczne. Pomysł finansowany w konkursie „Swoboda badań” IDB dotyczył działań artystycznych związanych z technikami cyfrowymi. Moim celem było przygotowanie ilustracji, które miały służyć uświetnieniu jakiegoś ważnego wydarzenia historycznego. Jako że rok 2024 był rokiem Wincentego Witosa, naturalna wydała mi się współpraca ze wspomnianym już reżyserem Rafałem Geremkiem. Film miał swoją premierę w telewizji publicznej, dlatego wiedziałem, że zasięg oddziaływania moich prac będzie przez to zdecydowanie większy. Zachęcam wszystkich do obejrzenia dokumentu. Film można zobaczyć na platformach streamingowych.

Czy mural przedstawiający św. Jerzego, do którego właśnie dotarliśmy, także powstał dzięki mecenatowi?

Tak. W międzyczasie dostałem bowiem zaproszenie do udziału w obchodach 600-lecia powstania kościoła pw. św. Jerzego w Cieszynie. Współpraca polegała na przygotowaniu wizualizacji muralu, który uświetniłby to szczególne wydarzenie. Rada parafialna zaakceptowała projekt. Proszę jednak spojrzeć uważnie. Malowidło, które wspólnie oglądamy, znajduje się na ścianie prywatnego budynku położonego w bliskim sąsiedztwie kościoła. Mural został ufundowany przez pana Krzysztofa Neściora, właściciela tego budynku. Stąd znów mowa o mecenacie i sztuce w służbie. Pan Krzysztof prowadzi prywatne Muzeum 4 Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie, jest miłośnikiem historii i wojskowym. Warto przyjrzeć się bohaterowi. Postać prezentuje się w barwach wojskowych. Wybór zbroi nie był przypadkowy. To ukłon w stronę fundatora. Kontekst powstania dzieła był więc dla mnie kluczowy w projektowaniu postaci św. Jerzego. Ten temat także wpisywał się w ideę projektu realizowanego w ramach „Swobody badań”. Wybraliśmy ważny dla społeczności lokalnej moment historyczny, a więc jubileusz powstania kościoła pw. św. Jerzego.

Patrząc na postać św. Jerzego, nie mogę nie zapytać o smoka. To właśnie ta legenda pojawia mi się w głowie jako pierwsza, gdy o nim myślę. Tymczasem na ścianie widzę pozbawiony dynamiki obraz przedstawiający przystojnego, poważnego mężczyznę, głęboko pogrążonego w modlitwie.

Mural przedstawiający św. Jerzego namalowany z okazji 600-lecia
powstania kościoła pw. św. Jerzego w Cieszynie
Mural przedstawiający św. Jerzego namalowany z okazji 600-lecia powstania kościoła pw. św. Jerzego w Cieszynie

To nie jest dzieło sakralne, choć ma wymiar religijny. Sam projekt muralu przygotowywany był, jak wspominałem, w porozumieniu z radą parafialną, fundatorem i opiekunami kościoła, stąd to, co widzimy, siłą rzeczy jest efektem kompromisów. Potwierdzam, nie ukryłem tutaj nigdzie smoka. Jest natomiast św. Jerzy. Przyjmuje się, że był postacią historyczną, żołnierzem urodzonym w Kapadocji w III w n.e. Późniejsze opowieści o walce ze smokiem i ratowaniu księżniczki są średniowieczną legendą chrześcijańską ilustrującą jedynie jego postawę religijną.

Jedno rzuca mi się w oczy. Bohater pokazany na muralu rzeczywiście nie zdobi ścian kościoła, lecz pozostaje w jego sąsiedztwie. Mam jednak wrażenie, jakby dzięki temu przestrzeń obu budynków była połączona, stanowiła jedność...

To przenikanie się przestrzeni jest niezwykłe. Proszę spojrzeć na twarz św. Jerzego. Ona odbija się w oknie kościoła w nawie bocznej i kiedy ksiądz odprawia liturgię Mszy Świętej, widzi tę twarz. To efekt niezamierzony. Tylko przypadek sprawił, że osiągnęliśmy tak niezwykłą zależność. Z kolei motywy ozdobne, widoczne obok namalowanej postaci, nawiązują do fresków, które znajdowały się we wnętrzu kościoła. Są to kształty balasek, których obecnie w środku już nie ma. Nie bez powodu sięgałem po archiwalne materiały fotograficzne, aby to nawiązywanie do historii świątyni było jeszcze bardziej widoczne i umacniało symboliczną więź między budynkiem kościoła a muralem. Oparłem się tutaj w dużej mierze na materiałach zebranych na potrzeby publikacji powstającej pod redakcją prof. dr hab. Idziego Panica na okoliczność jubileuszu 600-lecia kościoła pw. św. Jerzego, która ukaże się w tym roku. Myślę, że będzie to ciekawa lektura. Widzimy wreszcie czerwony krzyż na białym tle. To znów rodzaj zaproszenia do odkrywania historii kościoła, który kilkaset lat temu pełnił rolę szpitala dla chorych i ubogich. Co ważne, na początku swojego istnienia budynek znajdował się poza murami miasta, stąd stanowił schronienie dla osób wykluczonych.

Teraz rozumiem, skąd takie wrażenie. Wnętrze kościoła „wychodzi” na zewnątrz, a jednocześnie fragmenty malowidła niejako „wchodzą” do środka cieszyńskiej świątyni. Fascynujące. W wielu projektach artystycznych, które Pan Profesor realizuje, powtarza się słowo superbohater. Gdybym miała jednak wymienić kilku superbohaterów, nie pomyślałabym ani o Wincentym Witosie, ani o św. Jerzym, tylko o Supermanie. Skąd wzięło się takie połączenie w Pana twórczości?

Wychowałem się w czasach, gdy w Polsce pojawiały się pierwsze komiksy o superbohaterach. Niektóre z nich, jak dowiedziałem się po latach, nielegalnie. Pamiętam swój pierwszy komiks o Supermanie, który dostałem od taty. Było to wydanie czarno-białe, kolorowaliśmy je razem z bratem. W ten sposób historia Supermana stała mi się bliska, podobnie zresztą jak fascynacja rysunkiem i sztuką.

Przyjrzyjmy się teraz św. Jerzemu. Jego sława jest międzynarodowa. To męczennik czczony zarówno przez Kościół katolicki, anglikański jak i prawosławny. Patron żołnierzy, a także rzemieślników wydaje się być postacią uniwersalną. Pochodził z religijnej rodziny, a jego męczeńską śmierć można by sprowadzić do walki o obronę ideałów, w tym przypadku wiary. Wiele go łączy z Supermanem. Współcześni superbohaterowie znani z kin i komiksów są jedynie inkarnacją archetypów, które znamy dobrze z historii czy mitów. W Pracowni Komiksu i Sztuki Narracji również podejmujemy tematy historyczne i zaangażowane. Gdy rozmawiam ze studentami o ich pracach, często podkreślam, że powinni próbować znaleźć własną perspektywę w historiach, które opracowują. Może to być wątek nieznany szerszej publiczności. Ja działam podobnie. Dla mnie właśnie praca w ramach projektów filmowych jest szczególnie ciekawa, ponieważ mogę sobie pozwolić na coś więcej niż tylko czysta historiografia.

Wróćmy do św. Jerzego, który uosabia ideę oddania się dla sprawy. Można w muralu dostrzec coś charakterystycznego dla komiksu. Być może właśnie dzięki takim nawiązaniom do popkultury obraz stanie się bliższy młodszym odbiorcom, którzy zechcą poznać historię przedstawionej postaci. Skoro zatem superbohaterowie mogą czerpać garściami z naszego dziedzictwa kulturowego, czy to świeckiego, czy religijnego, dlaczego by tego procesu nie odwrócić i nie zaczerpnąć czegoś z ich uniwersum i przenieść na grunt historii…

Gdy słucham tej opowieści, mam wrażenie, jakby obraz na ścianie zmieniał się na moich oczach i nabierał nowych znaczeń. Kiedy po raz pierwszy oglądałam mural ze św. Jerzym w internecie, jego twarz wydała mi się dziwnie znajoma, ale wtedy jeszcze nie skojarzyłam, że właściwym punktem odniesienia może być Superman. Teraz rzeczywiście dostrzegam pewne elementy charakterystyczne dla komiksu. Wiem też, że w tej twarzy widziałam od początku odtwórcę roli Supermana – Henry’ego Cavilla. I bardzo mnie cieszy to odkrycie.

To ciekawe. Mówi się czasem, że artyści, ilustrując czyjąś twarz, często malują tak naprawdę siebie. Interpretacji może być więc wiele. Ja z kolei, gdy spoglądam na tę twarz po pewnym czasie, myślę, że dziś nieco inaczej bym ją namalował.

Na to jest już za późno!

Chyba od tego nie ucieknę. Każdy artysta ma pewne charakterystyczne podejście do fizjonomii. To, jak rysujemy twarz czy sylwetkę postaci, wyróżnia nas jako artystów, więc kto wie, może w kolejnej wersji ta twarz jednak wyglądałaby bardzo podobnie lub nawet tak samo. Jest to element mojej artystycznej tożsamości, której jak dotąd sztuczna inteligencja nie jest w stanie wygenerować.

Jest jeszcze własne doświadczenie oraz inspiracja.

Nie mogę nie wymienić Alexa Rossa i Jimiego Lee, rysowników komiksów i scenarzystów pracujących głównie dla DC Comics. Ich prace mnie inspirują. Już wiele lat temu język graficzny i możliwości poligraficzne pozwalały tworzyć wydawnictwa na nieprawdopodobnie wysokim poziomie. Teraz można przenieść pewne elementy do innej przestrzeni. Na przykład na ścianę położoną tuż przy zabytkowym kościele, obok którego właśnie stoimy i rozmawiamy. Komiks jest formą uniwersalną. Powinien być zarazem czytelny i oryginalny, aby zainteresować odbiorców. Chciałbym, aby historia nie była elitarna, dostępna tylko wąskiemu gronu osób, lecz właśnie żeby stała się bardziej dostępna, chociażby dzięki zmianie języka. Stąd połączenie historii z rysunkiem komiksowym.

Czy często Pan tu bywa?

Nie ukrywam, że to miejsce jest mi bliskie. Gdy mieszkałem w Cieszynie, często tu bywałem z żoną i nawet ochrzciliśmy tutaj nasze pierwsze dziecko. Tym bardziej cieszę się, że zostałem poproszony o przygotowanie projektu muralu. Praca nad projektem trwała bardzo długo, sama realizacja zajęła około dwóch tygodni. Mural powstawał do ostatniego momentu. Nie sprzyjała nam pogoda, po drodze była jeszcze powódź. Przez chwilę, tuż przed uroczystością, obawiałem się, że nie zdążymy. Czas miał kluczowe znaczenie. To dobry moment, aby podziękować mojej żonie Anecie, także artystce, która pomagała mi przede wszystkim w dokończeniu wszystkich detali. Bez jej pomocy na pewno byśmy nie zdążyli.

Bardzo dobrze wspominam także współpracę z fundatorem panem Krzysztofem Neściorem, który w pewnym momencie po prostu mi zaufał, pozwalając realizować artystyczną wizję.

Skoro mowa o superbohaterach, w tym roku również nie brakuje ciekawych rocznic. Jedną z nich jest tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego na króla Polski. Proszę na koniec zdradzić, jaką niespodziankę przygotował Pan dla czytelników i czytelniczek „Gazety Uniwersyteckiej UŚ”.

Specjalnie na tę okazję stworzyłem projekt okładki w duchu komiksowej sztuki narracyjnej. Jest to interpretacja origin story Bolesława Chrobrego, historia o początku jego nadzwyczajnych supermocy i jednocześnie symboliczny akt rozpoczynający wspaniałą historię (z krótkimi przerwami) Królestwa Polskiego.

Dziękuję za rozmowę.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Małgorzata Dymowska