Przeczytajmy tę książkę

„Judo / mnie się nie lękaj / nie cisnę w ciebie kamieniem / nie obślinię bezlitosnym słowem” – fragment wiersza Wacława Oszajcy kończy tę książkę w duchu osobliwej wspólnoty: siadamy na przydrożnym kamieniu obok człowieka, dla którego Dante zarezerwował ostatni, najgłębszy krąg piekielnej otchłani. Tam Dis, cesarz podziemnej krainy, o której Dante mówi, że jest „krainą nędzy” (Dante Alighieri, Boska komedia, przeł. Mieczysław Porębowicz), miażdży w swej paszczy trzech największych zdrajców, którzy sprzeniewierzyli się dobroczyńcom – Brutusa i Kasjusza (którzy podnieśli zbrodniczą rękę na Cezara), a przede wszystkim zdrajcę nad zdrajcami, „najsrożej męczonego” zbrodniarza Judasza Iskariotę. Książka, którą dzisiaj czytamy, jest w tym względzie przeciwieństwem arcydzielnego poematu włoskiego mistrza. Niewyobrażalnemu przerażeniu Dantego przeciwstawia się człowiek, który do arcyzdrajcy się przysiada, tworzy z nim dziwną parę, chce go wysłuchać, mało tego – Oszajca wzywa: „mów Judo / od ciebie chcę się uczyć”, a końcowy wers „spowiadam się tobie Judo” wybrzmiewa niczym bluźnierstwo.

Ta rozmowa z Judaszem nie chce skandalizować; to wyraz wspólnoty ludzkiej widzianej bez upiększeń i z poszanowaniem tajemnicy, jaką nosi w sobie człowiek, a także ze świadomością pokory, z jaką winniśmy powstrzymywać się od wydawania pospiesznych i kategorycznych sądów o drugim człowieku. „Wyłonił się z mroku i odszedł w noc” (s. 5) – mogłoby to brzmieć podobnie jak słynne pouczenie Szekspira w Burzy, że zjawiamy się na tym świecie tylko na chwilę, a nasze życie wychodzi ze snu, by na końcu znów pogrążyć się w jego wiecznym mroku. Ale podobieństwo to jest mylące, bo Szekpir wygłasza sentencję filozoficzną, nikogo nie stygmatyzując, bowiem tyczy się ona każdego. Judasz natomiast jest dzieckiem ciemności w podwójnym sensie: wyłania się z mroku i ginie w nim naznaczony strasznym piętnem, które pamiętają mu już przez dwa tysiąclecia. Spotkać Judasza oznacza zetknąć się z przerażająca grozą niszczącą wszystko dookoła. Papiasz, biskup Heriapolis z I wieku naszej ery, przedstawił śmierć Judasza nie tylko równie okrutnie, jak opisana jest w Dziejach Apostolskich, gdzie Judasz „spadłszy głową na dół, pękł na pół i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności” (Dz 1,18), ale nie omieszkał dodać, że obecność zdrajcy skaziła ziemię, która do niego należała, tak iż „stała się do dziś pustynna i niezamieszkana z powodu smrodu” (s. 231).

Trudno więc przystąpić do rozmowy z Judaszem, ale przecież pokonanie podszytego strachem wstrętu wobec Innego/chorego/przybysza było powołaniem Chrystusa, który nie stronił od zadżumionych. A jednak się wzdragamy; nawet wybitni artyści nie mieli wiele empatii dla tego ucznia Mistrza. Na słynnym fresku Giotta w Padwie twarz Judasza jest „grubiańska”, zdrada bezwzględna, jakby była źródłem satysfakcji, „zdrada w formie najbardziej ohydnej i nikczemnej”, bo dokonała się w akcie pocałunku będącego znakiem oddania i czułości. Ale, pyta słusznie Autor książki, jeśli Giotto ma rację, „to skąd w rzekomo tak zdegenerowanym człowieku – skrucha?” (s. 220).

Zadziwiająca jest asymetria między niewyobrażalnym ciężarem potępienia, jakie spotkało Judasza, a znikomością naszej wiedzy na jego temat. Jakby cała nasza uwaga skupiła się na tym pocałunku, którym Mistrz zostaje wydany bezwzględnej władzy; a przecież nim spotkał Chrystusa, przyszły jego uczeń coś robił, czymś się trudnił – lecz o tym nie wiemy właściwie nic. Teksty literackie (Brandstaettera, Oza, Bułgakowa) snują rozmaite domysły, jednak w istocie życie i myśli Judasza skrywa tajemnica. Nawet Jezusowa wiedza o tym, że jeden z jego uczniów go zdradzi, każe zadawać więcej niepokojących pytań, niż dostarcza odpowiedzi. Wszystko, co możemy powiedzieć, to fakt, że siedzi koło nas „Judejczyk, świetny w zarządzaniu i organizacji, dlatego właśnie wybrany przez Jezusa skarbnikiem. Ten opis wyczerpuje w zasadzie wszystko, co możemy wiedzieć o przeszłości Judasza” (s. 68). Może więc – nim go potępimy – trzeba nam, jak proponuje Oszajca, usiąść koło niego i porozmawiać. Może rację mają ci, którzy podkreślają, że „uznanie, że Judasz zdradził dla pieniędzy, jest zwyczajnie niewiarygodne” (s. 145), a może, wydając Jezusa, chciał przyspieszyć wykonanie mesjańskiej obietnicy zbawienia, czyli kierowała nim „głęboka, choć nieprawdziwa wiara” (s. 149). Czy wykluczone jest, że Judasz odczuwa rozczarowanie z powodu braku szerszych skutków działania Mistrza i rozgoryczony utratą celu idzie do arcykapłanów, by po raz ostatni „wystawić Jezusa na próbę, skłonić do działania” (s. 163)? I wreszcie pytanie do nas – mniej lub bardziej nieudanych uczniów – dlaczego, gdy podczas Ostatniej Wieczerzy „Judasz wyszedł w noc”, pozostaliśmy w ciepłym pokoju, przy zastawionym stole i „zdradzili Jezusa, bo zostawili[śmy] brata. On wyszedł w ciemność. Zostawiony przez najbliższych. Noc całkowitego osamotnienia, noc porzucenia, noc zdrady, która uzasadnia zdradę” (s. 188).

Tomasz P. Terlikowski, To ja, Judasz. Biografia apostoła, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024, 278 ss.