Corrida – sztuka i okrucieństwo

Widowisko jest krwawe. Na początku siedzący na koniu pikador kłuje byka. Towarzyszą mu torreadorzy, którzy drażnią zwierzę. Banderilleros wbijają w jego kark krótkie włócznie ozdobione chorągiewkami. Rozpoczyna się walka człowieka z ważącym około połowy tony zwierzęciem. Dla jednych to mająca długą historię tradycja, dla innych – masowa rozrywka zakończona bezsensowną śmiercią zwierzęcia. Jak postrzegają ją artyści? Temat ten podjęła dr Ewa Wylężek-Targosz z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, autorka monografii poświęconej tropom tauromachii we współczesnej literaturze anglojęzycznej.

Dr Ewa Wylężek-Targosz
Dr Ewa Wylężek-Targosz

– Wrzask, a potem cisza. Po chwili znów wrzawa, wiwatujący tłum, a po nim ponownie cisza… Tak mogłabym opisać swoje doświadczenie corridy. Choć nie zdecydowałam się nigdy na udział w widowisku, miałam okazję przysłuchiwać się odgłosom walki torreadora z bykiem i żywiołowym reakcjom publiczności, gdy mieszkałam w Katalonii. Nie ukrywam, że moja wyobraźnia mocno pracowała – opowiada badaczka.

Corrida ma długą historię. Pierwsze walki z bykami były organizowane w Hiszpanii w XIII stuleciu. Kilka wieków później zaczęły być postrzegane jako nieodłączny element kultury hiszpańskiej, a torreadorzy zyskiwali dzięki swojej odwadze pieniądze i sławę. Kontrowersje budzi jednak okrucieństwo wobec byka, który przed spotkaniem z matadorem jest osłabiany na skutek wbijanych w niego pik. Widowisko kończy się śmiercią zwierzęcia (rzadziej matadora) i stanowi wyraz tryumfu, siły i odwagi człowieka.

Choć wielu osobom trudno wyobrazić sobie kulturę hiszpańską bez corridy, zakaz walki z bykami obowiązuje już od wielu lat w Katalonii, gdzie w 2012 roku inicjatywę obywatelską poparło 180 tys. osób. Część z nich argumentowała, że corrida to anachroniczny rytuał polegający na zabijaniu zwierzęcia dla rozrywki, i nie powinno być na to zgody w XXI wieku. Przeciwnicy zakazu podkreślali, że jest to sztuka i dziedzictwo kulturowe, które należy chronić jako element narodowej tożsamości.

– To widowisko, w mojej ocenie, jest przykładem niegodziwego wykorzystania zwierzęcia, ginącego na arenie na oczach widzów. Nigdy nie chciałabym wziąć w czymś takim udziału – podkreśla badaczka.

– Biorąc pod uwagę mój stosunek do corridy, wybór tematu badań może wydawać się zaskakujący. Spróbuję więc to wyjaśnić. Otóż w 2014 roku w Muzeum Architektury we Wrocławiu można było zobaczyć wystawę pt. „Picasso, Dalí, Goya. Tauromachia – walka byków”. Artyści na obrazach i grafikach często sięgali do motywów tauromachii. Sceny z corridy wyglądają na tych reprezentacjach przepięknie. Dostojni mężczyźni, eleganckie kobiety, celebracja chwili. Wtedy pomyślałam, jak by to wszystko wyglądało, gdybyśmy zdjęli warstwę kolorowych dodatków, poezji, znaczeń ukształtowanych w kulturze i literaturze… Co by zostało z corridy? To pytanie skłoniło mnie do próby odromantyzowania obrazu walki z bykami, a na przedmiot swoich badań wybrałam współczesną literaturę brytyjską i amerykańską – dodaje naukowczyni.

Dr Ewa Wylężek-Targosz przywołuje przede wszystkim amerykańskiego pisarza i zarazem miłośnika corridy, Ernesta Hemingwaya, który był piewcą heroizmu matadorów. W swojej prozie budował aurę tajemniczości wokół walki z bykami.

– Postanowiłam się z nim zmierzyć – mówi autorka monografii.

Byki miały swoje szczególne miejsce już w kulturach starożytnych, zarówno w kontekście religijnym, jak i sportowym. Choć walka ze zwierzęciem nie zawsze miała krwawy wymiar, często wiązała się z próbą manipulacji jego reakcjami. Forma walki ulegała oczywiście zmianie na przestrzeni wieków, od niewinnych skoków przez byka czy łapania go za rogi aż po krwawy sport i kontrowersyjną atrakcję turystyczną. Ważne miejsce zwierzę to miało także w mitologii greckiej – przykładem może być słynny groźny minotaur, który został zamknięty przez króla Minosa w labiryncie zaprojektowanym przez Dedala. Także Zeus pragnący posiąść Europę przybrał postać wspaniałego, białego byka.

– Biorąc pod uwagę te konotacje, mam wrażenie, że tematu walki z bykami nie da się zamknąć tylko w przestrzeni rozrywki. Gdy patrzy się na historię, okazuje się, że nieodłącznym jej elementem były też władza i polityka, a także zmiany kulturowe i społeczne. W pewnym sensie arena wiązała się z rzeczywistą i symboliczną walką, lecz w zupełnie innej przestrzeni – komentuje dr Ewa Wylężek-Targosz.

Zacznijmy od tego, że śmierć na arenie zawsze budzi ogromne emocje. Tłum staje blisko tego, co pierwotne i rytualne.

– Definicja corridy jako sportu czy rozrywki wydaje się niewystarczająca. Ujęcie religijne okazuje się bardziej trafne. Oto jesteśmy świadkami śmierci zwierzęcia lub człowieka. Dotykamy więc tabu – wyjaśnia badaczka.

Juanito Apiñani R. skaczący nad bykiem na arenie w Madrycie, sportretowany przez Francisca de Goyę w serii La Tauromaquia
Juanito Apiñani R. skaczący nad bykiem na arenie w Madrycie, sportretowany przez Francisca de Goyę w serii La Tauromaquia

Jak dodaje, jest też transgresja. Na co dzień takie zachowanie nie jest akceptowane. Gdy widzimy, że ktoś krzywdzi zwierzę, reagujemy. Wiele miejsca poświęca się temu tematowi w mediach. A jednak osoby wrażliwe na cierpienie zwierząt mogłyby wziąć udział w corridzie, w której następuje przemiana i widza, i matadora stającego się wręcz postacią boską. Rozwija się dzięki temu jako mężczyzna, osiągając dojrzałość. Corrida zanurzona jest więc w warstwie symbolicznej.

– Mamy mężczyznę, który dominuje nad bykiem, penetruje go, zadając mu cierpienie. Podbija naturę. Jego strój także nie jest bez znaczenia. Podkreśla bowiem męskość par excellence. To celebracja siły, żywotności i płodności. Jest to ciekawy wątek szczególnie w kontekście obserwowanych obecnie w Europie zmian kulturowych, które określa się najszerzej jako kryzys męskości. I tutaj warto sięgnąć do Hemingwaya, u którego matadorzy prezentowani są jako wcielenie elan vital. Im bardziej jest to eksponowane, tym gorzej na tym tle wypadają zblazowani i bierni Amerykanie – mówi literaturoznawczyni.

Nic dziwnego, że młody mężczyzna, który zabił swojego pierwszego byka, zyskiwał uznanie w lokalnej społeczności. Jeśli jednak mu się nie powiodło, okrywał się hańbą.

– W Hiszpanii jest takie powiedzenie: toro muerto vaca es, które oznacza, że martwy byk staje się krową. To wiele mówi o radykalnej koncepcji męskości widzianej przez pryzmat pejoratywnej feminizacji. Podobnie postrzega się matadora, który przegra z bykiem. To znaczy, że jest tak słaby jak kobieta – mówi naukowczyni.

Prowadzone przez nią badania pokazały, że literatura, szczególnie XX-wieczna, była próbą nadania szczególnej wartości corridzie. Może nawet większej, niż na to zasługiwała.

– Jest to dobrze widoczne w okresie powojennym, gdy stary świat umarł i zabrakło narzędzi do opisu tego, co się zmieniało. Nie było nowej nadziei, ludzie byli poturbowani, potrzebowali piękna nowego rodzaju. Szukano więc głębi doświadczenia w tym, co zostało. I tu pojawiła się corrida: krwawe, odrealnione widowisko. Bo jak wytłumaczyć komuś fakt, że oto tłum zbiera się na widowni, aby oglądać pstrokato ubranego mężczyznę walczącego z osłabionym bykiem? Udźwignąć to może jedynie próba umitycznienia zjawiska i nadania mu dodatkowych znaczeń, do czego z pewnością przyczyniła się literatura – wyjaśnia dr Ewa Wylężek-Targosz.

– Co ciekawe, tak o corridzie pisali głównie autorzy niewywodzący się z kultury hiszpańskiej. W końcu to, co obce, wydaje się tajemnicze, a więc bardziej pociągające – dodaje.

Badaczka przyznaje, że w najnowszej literaturze amerykańskiej wielu pisarzy nadal sięga do motywu tauromachii. Głównie młodzi autorzy w swych powieściach, pisanych często w formie pierwszoosobowej, opisują losy bohaterów podróżujących do Hiszpanii i mających tam doświadczenia z corridą.

– To wciąż echo Hemingwaya, próba skonfrontowania bohatera z pewnym określonym obrazem męskości – mówi autorka.

Czasem jest to wręcz hipermęskość, szczególnie jeśli na arenę słowa wchodzi groteska. Groteskowość dopada zarówno matadorów, jak i Amerykanów, obraz staje się tak przerysowany, że zaczyna budzić śmiech.

I tak rozpoczyna się Bachtinowski karnawał, który według badaczki będzie trwał tak długo, jak długo trwać będzie walka. Kto wygra? Tak naprawdę nigdy nie wiadomo.

Dr Ewa Wylężek-Targosz przyznaje, że dzisiejszy świat przypomina trochę corridę.

– Żyjemy w czasach, w których podział między zabawą a porządkiem został mocno zaburzony. Paradoks polega na tym, że jesteśmy poważnymi ludźmi, którzy dobrowolnie godzą się na udział w niekończącym się karnawale.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: archiwum prywatne, domena publiczna