Są tylko dwa zespoły, które widziałem i których słuchałem na żywo po trzy razy: amerykański Kiss i… czeskie XIII. století. Skoro więc pozwalałem sobie w tej rubryce na takie „ekstrawagancje” jak pisanie o Bobie Geldofie czy zespole Blue Öyster Cult, może warto poświęcić kilka słów kultowej formacji z kręgu rocka gotyckiego zza naszej południowej granicy, tym bardziej że na jej koncercie byłem ponownie na początku marca w zabrzańskim klubie CK Wiatrak. A poza tym wcale nie jestem pewien, czy ekipa dowodzona przez wokalistę i gitarzystę Petra Štěpána nie jest w Polsce bardziej znana niż twórcy Astronomy i (Don’t Fear) the Reaper.
„Trzynastowieczną” muzykę spopularyzował bowiem w naszym kraju w drugiej połowie lat 90. nie kto inny jak Tomasz Beksiński, wielokrotnie sięgając po nią w audycji Trójka pod Księżycem i recenzując albumy czeskiej grupy – Werewolf (1997) i Ztraceni v Karpatech (1999) – na łamach miesięcznika „Tylko Rock”. W przypadku pierwszej z wymienionych płyt pisał, że początkowo trudno mu było przyzwyczaić się do języka czeskiego, ale ponieważ w większości kompozycji pojawiało się imię Nosferatu, „rychło pojął, że nieważny jest język, w jakim chwalimy Mistrza”. Żałował również, że w Polsce nie było wówczas zespołu wykonującego „tak frapującą odmianę gothic rocka”. Niestety, Tomek nie wziął udziału w koncercie grupy podczas festiwalu Castle Party ’99 w Bolkowie i nie doczekał już momentu, kiedy w roku następnym XIII. století było headlinerem imprezy… Dzisiaj na pewno cieszyłby się, że od kilkunastu lat Czesi regularnie przyjeżdżają do nas (nie tylko do Bolkowa) i praktycznie co roku koncertują w Zabrzu (a w tym i zeszłym roku doszedł także jesienny koncert krakowski).
Repertuar zespołu to wciąż przekrojowa podróż przez jego ponad trzydziestoletnią twórczość. W Wiatraku usłyszeliśmy więc zarówno wyimki z wydanego w 1992 roku debiutanckiego Amuletu – gitarową Justinę i tradycyjnie wieńczące bisy Růže a kříž (w których basista Miroslav Paleček chwycił za gitarę akustyczną), jak i reprezentantów wydanej w zeszłym roku płyty Noc vlků (m.in. zgrabny poprockowy Můj bratře můj, który Petr zadedykował grającemu na perkusji bratu Pavlovi). Nie zabrakło klasyków, takich jak: Fatherland (w którego tekście Štěpán zestawił m.in. postać niesławnego inkwizytora Tomása de Torquemady, potwory z malarskich wizji Hieronima Boscha oraz bluźnierczą księgę Necronomicon, napisaną, o czym wiedzą wszyscy czytelnicy H.P. Lovecrafta, przez „szalonego Araba” Abdula Alhazreda), wiedziony przebojowym riffem klawiszowym Upir s houslemi, Karneval z rozbudowaną solówką gitary na zakończenie podstawowej setlisty czy rozwijająca się dostojnie, wręcz progrockowa Evropa. Zaskakująco swoje miejsce w zestawieniu znalazła – i porwała publiczność – niewykonywana od dawna na koncertach piosenka Poslední letadlo do Buenos Aires o uciekających przed holokaustem do Ameryki Południowej tytułowym „ostatnim samolotem”…
Podczas bisów Petr zagadnął nas o piosniczkę, którą jeszcze chcielibyśmy usłyszeć, cała sala gromko zakrzyknęła „Elizabeth!” (podobnie jak w 2018 i 2019 roku), grająca na instrumentach klawiszowych Andrea Kožena zaintonowała podniosły wstęp do opowieści o krwiożerczej hrabinie Elżbiecie Batory, wabiącej na swój zamek niczego nieświadome dziewice z okolicznych wiosek; a kiedy motyw klawiszowy przyspieszył po pierwszej zwrotce i refrenie, Wiatrakiem wstrząsnął euforyczny dreszcz. „Elizabeth / Tvá krvavá cesta Bohu hříchem se zdá / Elizabeth / Jsi hledaná, milovaná” – mowa naszych południowych sąsiadów niejednokrotnie po prostu Polaków śmieszy, ale ja tak brzmiącej frazie oprzeć się nie potrafię! Niestety, tym razem nie było mi dane usłyszeć najpotężniejszego Štěpánowego wersu: „Spasitel z Nazaretha zlomil nad tebou svůj kříž…”, bo epicki Transylvanian werewolf, w przeciwieństwie do dwóch wcześniejszych koncertów, w programie trzeciego się nie znalazł. Wspomniana linijka brzmi w tym utworze najdramatyczniej między gitarowym solo a rozbudowanym finałowym refrenem, który też jest arcydziełem i wybrzmiewa równie potężnym „A ty víš, že má noc je čaroděj!”.
Kto wie, może tej jesieni XIII. století stanie się samodzielnym liderem mojej klasyfikacji wszech czasów… Do Krakowa przecież niedaleko.