Jest coś takiego, co w nowych technologiach jednocześnie zachwyca i trochę przeraża. Sztuczna inteligencja może przecież wesprzeć nas w powtarzalnych i nużących czynnościach. Jej gwałtowny rozwój w ostatnich latach rodzi jednak obawy na rynku pracy, w tym wśród artystów, których style coraz lepiej potrafi naśladować. O tym, czy możliwa jest symbioza między nowymi technologiami a sztuką, opowiada kulturoznawczyni dr hab. Anna Maj, prof. UŚ – dyrektorka Centrum Badań Sztuki Nowych Mediów, Kultury i Technologii UŚ w Katowicach, związana z Wydziałem Humanistycznym UŚ.
Skoro AI potrafi już doskonale naśladować głosy nawet nieżyjących aktorów, pisze coraz lepsze teksty i nabiera wprawy w kręceniu filmów, to czy wciąż pozostaje tu gdzieś miejsce dla człowieka?
Każde narzędzie może pomagać nam w poszerzaniu horyzontów, służyć kreacji. AI niewątpliwie może wspomagać naszą pracę w wielu różnych obszarach. Nie inaczej jest ze sztuką. Mamy wiele odmiennych sposobów podejścia do tej kwestii czy samych programów, z których możemy korzystać, i zastanawiamy się nad tym, na ile technologia powinna w ogóle konstytuować dzieło sztuki. Obecnie w produkcji filmów lub gier są to narzędzia optymalizujące pracę. Wielu artystów myśli o AI jako nowym rodzaju pędzla, czyli czymś, co ma usprawniać proces kreacji. Jednak wciąż liczą się twórca i jego pomysł.
Nominowany do Oscara Brutalista miał być wspomagany przez AI przy dopracowaniu węgierskiego akcentu aktorów, co wywołało w środowisku dyskusję, czy film powinien być brany pod uwagę przy rozdaniu nagród. Akademia ogłosiła właśnie, że wykorzystanie AI nie będzie przeszkodą podczas przyznawania Oscarów. Co jednak, jeśli większość filmu powstanie przy użyciu tego narzędzia? Zamiast rozwiązania problemu może to być kolejna kość niezgody.
Związki [zawodowe] twórców na pewno będą protestować. To jest nieuniknione. W najgorszej sytuacji są chyba scenarzyści, którzy jako pierwsi poruszyli ten problem. To naturalne, że martwią się o swoją pracę, czują, że mogą zostać zastąpieni. Natomiast ewolucji będą podlegały również pozostałe zawody. Nie sądzę, że będziemy zastąpieni przez AI, ale będziemy z nią współpracować, jeśli nauczymy się korzystać z jej atutów. To zresztą kłopot także w samej nauce – na ile chcemy, by AI wspomagała nas w procesie badawczym, zwłaszcza podczas pisania, a na ile zależy nam, aby samemu pewne rzeczy robić. Czym innym jest wyszukiwanie i przeglądanie źródeł, a czym innym pozwalanie, by algorytm generował czy choćby kończył za nas zdania. Konieczność optymalizacji procesów pewnie zmusi nas do tego, by w większym stopniu wykorzystywać tego typu narzędzia, ale to od nas samych zależy skala tych zmian.
Kiedy wchodziły do użytku aparaty cyfrowe, również pojawiały się głosy, że prawdziwy fotograf nie powinien korzystać z takich udogodnień. Czy na AI też spojrzymy w taki sposób za jakiś czas?
Być może pozostaną jeszcze gałęzie sztuki, w których rzemiosło i artyści tworzący dzieła jedynie przy użyciu rąk i umysłu będą najbardziej cenieni. Niemniej to na pewno nie będzie wiodąca sztuka. Z całą pewnością nurt wykorzystywania nowych technologii się poszerza, a kolejne pokolenia twórców nie mają już z tym w zasadzie żadnego problemu. Kiedyś również dyskutowało się, czy graficy w ogóle powinni korzystać z komputera. Dziś jest to coś naturalnego w tej branży. Wręcz muszą umieć korzystać z nowoczesnych programów, a Photoshop jest codziennym narzędziem. Tymczasem 20 lat temu trwała dyskusja nad używaniem filtrów w Photoshopie i na tym, jak bardzo korzystanie z takich rozwiązań zmienia sam proces kreacji.
Są też artyści, którzy w niezwykle twórczy sposób łączą tradycyjną sztukę z nowoczesnymi technologiami. Przychodzi mi do głowy działalność Agnieszki Piłat, której twórczość powstaje we współpracy z trenowanymi przez nią robotami Boston Dynamics. Może więc taka symbioza jest szansą na odnalezienie się w nowej rewolucji technologicznej?
Tak, dziś sztukę tworzą nie tylko artyści, ale często też programiści albo osoby, które muszą posiadać pewne umiejętności informatyczne, a także np. językowe, jeśli chcą promptować. Zatem rozszerza się pole tych kompetencji. Z drugiej strony artyści współpracują też często ze specjalistami z różnych dziedzin i pracują w większych zespołach. To niewątpliwie przyszłość działań kreacyjnych – praca w interdyscyplinarnych grupach.
W zasadzie powinnam była zapytać o to na samym początku, ale czym właściwie są – wymienione w nazwie Centrum, którego jesteś dyrektorką – nowe media i powiązane z nimi sztuka i kultura? W jaki sposób różnią się od tych tradycyjnych?
Tworząc Centrum, podjęliśmy dyskusję nad tym, czym się będziemy zajmować w zespole. Wszystkich naszych członków łączy zainteresowanie nowymi technologiami, czyli mediami cyfrowymi – ale jednak tych nowszych generacji, co nie przeszkadza nam sięgać czasem do mediów bardziej tradycyjnych. Nawet zdarzyło mi się – zresztą z inspiracji prof. Mariana Oslislo, jednego z członków naszego Centrum – ostatnio napisać kilka tekstów o wideoarcie. W badaniach sięgnęłam do lat 70. z myślą, że trzeba udokumentować eksperymenty medialne, jakie podejmowali ówcześni twórcy, którzy właściwie powoli odchodzą już dziś w niepamięć, a ich dokonania zdecydowanie należałoby przypomnieć. Lubię odnajdywanie w tych projektach ducha eksperymentów, który jest też rozpowszechniony w nowomedialnych inicjatywach: cyfrowych, VR, AR, AI w sztuce czy nawet sztuce kwantowej, którą ostatnio się zajmuję. Wszyscy ci twórcy poszukują nowych sposobów ekspresji i zwracają się w stronę technologii, czyli tego obszaru, który w sporej mierze przesuwa też granice ludzkiego poznania. Czasem w ramach takich eksperymentów powstają twórcze alianse między nauką a technologią, z których rodzą się projekty z zakresu art&science. Już przygotowując wystawę sztuki AI na 8. Śląski Festiwal Nauki, doszłam do wniosku, że nie da się pokazać projektów, które są tylko artystyczne albo tylko naukowe. W Centrum też chodzi nam o łączenie tych różnych sfer i spojrzenie na nowe technologie z perspektywy tworzenia nowych wartości.
Zaintrygowała mnie ta sztuka kwantowa. Uchylisz rąbka tajemnicy?
Jeszcze nie mogę zdradzić szczegółów, ale jest to projekt w ramach konkursu „Swoboda badań”. Chodzi o eksperymenty inspirowane teorią kwantową albo wykorzystujące same kwanty do tego, żeby tworzyć muzykę albo wizualizacje, a nawet instrumenty. Jest tutaj spore pole dla poszukiwań artystycznych, które – nawet jeśli dla samych naukowców nie byłyby interesujące – pozwalają na ukazanie pewnych zjawisk naukowych w sposób, który dla szerszej publiczności jest bardziej zrozumiały i wizualnie może atrakcyjniejszy.
Dużo mówimy o interdyscyplinarności, która wydaje się być rdzeniem nowych technologii. Jak w samym Centrum wygląda ta różnorodność?
Mam nadzieję, że nasze Centrum będzie się rozrastać. Jak na razie działają w nim kulturoznawcy, medioznawcy z UŚ i artyści związani z ASP w Katowicach. Ci ostatni to praktycy nowych mediów, zajmujący się eksperymentami z pogranicza sztuk wizualnych i sztuk muzycznych z mocnym akcentem na wykorzystanie nowych technologii (sztuki AI, VR, animacji 3D). Z drugiej strony eksperci z UŚ analizują te zjawiska bardziej teoretycznie, w perspektywie przemian kultury, komunikacji i percepcji. Wspólnie od lat spotykamy się, organizujemy różne wydarzenia i w którymś momencie doszliśmy do wniosku, że warto nawiązać bliższą współpracę i realizować razem całe projekty. To się udało. Pierwsze nasze wspólne większe wydarzenie to I Międzynarodowe Sympozjum Naukowe „Perspektywy Nowych Mediów” z końca 2023 roku. Wsparli nas przy nim Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia oraz Muzeum Śląskie. Mamy również na koncie wspólne wystąpienie na ESOF2024, które cieszyło się zainteresowaniem i pokazało nam, że ludzie chcą o sztuce AI dowiedzieć się czegoś więcej. W ramach Centrum prowadzimy więc promocję działań artystycznych i naukowych, ale też chcielibyśmy, aby instytucje kultury były bardziej otwarte na tego typu działania, bo w Polsce muzea są nadal raczej tradycyjnie nastawione do takich inicjatyw.
W niektórych muzeach wykorzystuje się już gogle VR do zwiedzania, ale podejrzewam, że to nie jedyna możliwość, aby pożenić ze sobą kulturę i technologię?
Czasem to mogą być bardzo subtelne działania. Jedną z moich ukochanych prac jest ITRI Creativity Lab z Tajwanu „Flow of Chi”. Polega na tym, że użytkownik siedzi w fotelu i oddychając, kontroluje wizualizację, która przedstawia kaligrafowany na piasku tekst. Wszystko dzieje się dzięki sensorom wbudowanym w fotel i elektrodom na ciele użytkownika. Zwykle jest tak, że jesteśmy nastawieni na różnego rodzaju efekty w sztuce, a tutaj ten proces jest bardzo dyskretny i zintegrowany z naszą wewnętrzną percepcją – z tym, jak funkcjonuje nasze ciało, bo przecież kontrolowanie oddechem procesu pisania jest niezwykle trudne! W ogóle lubię projekty, które w jakiejś mierze poszerzają nasz sposób myślenia. W pewnym momencie szczególnie zafrapowały mnie projekty z obszaru cyborgizacji Steve’a Manna czy Kevina Warwicka. Mann umieszcza je w obszarze sztuki, a Warwick inżynierii, ale obaj są podobni w tym, że poświęcili swoje zdrowie i ciało, by wszczepić i zintegrować pierwsze implanty. To eksperymentowanie z pogranicza sztuki, inżynierii i medycyny wydaje mi się wyjątkowo inspirujące i zmieniające naszą przyszłość.
Nie ukrywam, że chociaż z wielkim zainteresowaniem śledzę informacje o nowych technologiach, to jednak towarzyszą mi pewne obawy. Jeśli już teraz każdy może sobie wygenerować obrazek w stylu Studia Ghibli, nad którym dekady pracował Hayao Miyazaki wraz z pozostałymi animatorami, to rodzi się lęk o to, czy w ogóle jest sens coś tworzyć, jeśli w mgnieniu oka zrobi to za nas AI. Czy nie utracimy przez to kreatywności i innych ważnych zdolności – pisania, czytania, a nawet myślenia?
Jak na kogoś, kto sam od lat zajmuje się nowymi technologiami, mam dość krytyczne do nich podejście (śmiech). To chyba jest tak, że przechodzimy pewną fazę zachwytu nad nimi, a potem zaczynamy się zastanawiać, jak rzeczywiście na nas wpływają. W moim przypadku momentem głębszej refleksji było wydarzenie zupełnie nienaukowe – urodzenie dziecka. Nagle zaczęłam zastanawiać się, w którym momencie wprowadzić media ekranowe do jego codzienności, jak to zadziała na jego mózg. W ogóle rozważamy, jak nowe technologie przekształcają naszą codzienność, zachowania, zdolności, i trudno mieć tutaj tylko pozytywne podejście. Pewnie inaczej na to spojrzę też za 20 lat i być może wtedy będę na nowo hurraoptymistycznie myśleć o nowych technologiach i ich inkorporacji, wszczepieniu w ciało. Nie wiem, czy nie zostanę zmuszona rozważać jakiegoś wspomagania organizmu np. przez protezy. W medycynie jednak jesteśmy dużo bardziej na nowe rozwiązania otwarci, bo wiemy, że one wspomagają nasze zdrowie i przedłużają życie, ale w innych sferach niekoniecznie jest to tak oczywiste. Wiemy, że teraz AI radykalnie zmienia naszą kulturę i działania. Niewykluczone, że jest to proces nieodwracalny, bo o ile nasze pokolenie jest w stanie pozbyć się telewizora, komputera i wyjechać w Bieszczady, to już młodsze osoby, które będą na każdym kroku funkcjonować z AI, mogą mieć z tym „odłączeniem się” od technologii większy kłopot.
Moja 9-letnia siostrzenica przy zadaniu polegającym na ułożeniu wyrazu z luźno rozrzuconych liter sięga po ChatGPT. Wydaje się, że obecnie dzieciakom zaczyna brakować czasu na wykształcenie pewnych umiejętności, a co dopiero ich szlifowanie.
To szerszy problem edukacji i tego, na ile damy się uzależnić od różnych narzędzi, bo one mogą nam przecież znacznie ułatwić wiele rzeczy. Dobrze byłoby jednak, żebyśmy zachowali umiar w tym posiłkowaniu się nowymi technologiami i nie zatracili ważnych umiejętności. Dzieci wciąż uczą się w szkole pisać, ale dużo szybciej poznają też pisanie na komputerze czy smartfonie, a wiemy, że obie te czynności uruchamiają zupełnie inne procesy mentalne. Czy to znaczy, że pisanie na komputerze jest gorsze? Nie, ale, jeśli będziemy się w każdej czynności wyręczać nowymi technologiami, to staniemy się narzędziami narzędzi. Trudno powiedzieć, że jesteśmy kreatywni, gdy korzystamy z GPS. Nie analizujemy wtedy przestrzeni, jak podczas posługiwania się fizyczną mapą. To ostatnie wymaga wysiłku, konieczności zapamiętywania charakterystycznych punktów otoczenia. Dziś tego nie ma, bo pozbyliśmy się tej części naszej codzienności i chociaż dla nas nie jest to szczególnie problematyczne, to znamy pewne przykre tego konsekwencje. W kanadyjskiej społeczności Inuitów zauważono, że młodsze generacje utraciły umiejętność nawigowania w terenie przy pomocy tradycyjnej wiedzy, czego efektem były przypadki zamarznięcia myśliwych podczas polowań. Nie potrafili wrócić do domu bez GPS, gdy zabrakło paliwa w skuterze. Dziś Inuici ponownie kładą nacisk na pielęgnowanie tej wiedzy, by jednocześnie minimalizować ryzyko takich sytuacji, ale też uchronić własną kulturę przed jej zanikiem. Ostatecznie pozostanie to, co jest przydatne i co będziemy pieczołowicie chronić.
Przypadło nam żyć w czasach prawdziwej technologicznej rewolucji. To chyba idealny moment dla twojego Centrum skupionego wokół nowych technologii?
Dużo się dzieje, to prawda. Mamy do czynienia z czymś tak przełomowym jak wynalezienie maszyny parowej – dokonuje się nagłe przyspieszenie, a być może i radykalna przemiana całej kultury. Dzięki nowym technologiom możemy jeszcze poszerzyć nasze pole kreacji. To chyba najbardziej obiecujące – możliwość odnalezienia pewnych ścieżek, których być może sami wcześniej nie bylibyśmy w stanie odnaleźć. Poszerzamy horyzonty ludzkiej wyobraźni.
Dziękuję za rozmowę.