Już wkrótce w ręce polskich czytelniczek i czytelników trafią trzy średniowieczne sagi islandzkie przybliżające dzieje owianych legendami wikingów. W tłumaczenie dzieł zaangażował się dr hab. Jakub Morawiec, prof. UŚ. Historyk z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach zdradza, jak to się stało, że wikingowie osiągnęli tak spektakularne handlowe i osadnicze sukcesy między VIII a XII wiekiem n.e.
Słowo vik, do dziś funkcjonujące w językach skandynawskich, oznacza zatokę. W średniowieczu w takich właśnie miejscach powstawały liczne osady portowe, do których zawijało wiele statków. Tam rozkwitał handel, a owe vikar były traktowane jako okna na świat. Przyjmuje się, że to właśnie od tego słowa pochodzi nazwa: wikingowie. Prof. Jakub Morawiec zwraca jednak także uwagę na słowo viking oznaczające bardzo konkretne działania, jakimi były piractwo i handel:
– Na viking udawali się ci, którzy rabowali dobra w najróżniejszych częściach świata, aby potem z zyskiem je sprzedawać. Nieodłącznym elementem tej działalności była eksploracja świata i związane z nią osadnictwo.
Wielu informacji o ówczesnych Skandynawach dowiadujemy się z sag. Są to staroskandynawskie dzieła epickie opowiadające historie legendarnych i historycznych postaci oraz rodów.
– Choć pojawia się tam określenie: wiking, nie zawsze kojarzy się z czymś pozytywnym. Zdarza się, że wikingami nazywani byli ludzie siejący zamęt do tego stopnia, że reagować musiał sam król. Wystarczy powiedzieć, że jeden z najbardziej znanych ówcześnie władców, Olaf II Święty, surowo karał mężczyzn udających się na viking – mówi naukowiec. – Jednocześnie w tych samych sagach późniejszy władca Eryk, choć zbrojnie napadał na inne kraje, był określany jako... dobry wiking. Wszystko zależało więc od kontekstu – dodaje.
Najwyraźniej te trzy formy aktywności, a więc piractwo, handel i osadnictwo, były nieodłącznymi elementami kultury średniowiecznych Skandynawów. To właśnie dzięki temu zasięg ich ekspansji był tak imponujący. Dotarli nie tylko do wybrzeży Nowej Fundlandii, a więc na terytorium dzisiejszej Ameryki Północnej, ale też do Morza Kaspijskiego, aż do Bagdadu. W Europie trudno byłoby wskazać miejsce, w którym by o nich nie słyszano. Ich aktywności, jak wyjaśnia prof. Jakub Morawiec, pomagały z pewnością nie tylko odradzający się handel, ale też słabość polityczna europejskich władców, tak bardzo widoczna po śmierci Karola Wielkiego.
– Jedną z wielu przyczyn mogły być także skutki ocieplenia klimatu sprzyjające osadnictwu. Być może na ekspansję terytorialną wpływ miała rosnąca wówczas liczba ludności, ale w mojej ocenie ważniejszy był czynnik ekonomiczny. Otóż wikingowie bardzo szybko zorientowali się, że kontakty z Arabami mogą im przynieść ogrom srebra. To uruchomiło lawinę społecznych procesów – wyjaśnia naukowiec.
Możliwość gromadzenia bogactw prowadziła do rozwarstwienia społeczeństwa. Rodziły się elity. Trzeba było pozyskiwać surowce, aby zdobyć nową pozycję lub utrzymać dotychczasową. Można to było osiągnąć właśnie dzięki piractwu, handlowi i ciągłemu przemieszczaniu się. Przegrani, jak dodaje historyk, jeśli jeszcze żyli, musieli szukać sobie miejsca gdzie indziej, co z kolei wpływało na rozwój osadnictwa.
– Nie wykluczam oczywiście, że w tym różnorodnym gronie znajdowali się i tacy, którzy ruszali w niebezpieczną podróż, aby poznać świat i poszerzać horyzonty. Myślę jednak, że większość chciała zdobywać majątek i budować pozycję społeczną – mówi naukowiec.
Inicjatorami wypraw byli często przedstawiciele elit. Mogli to być ci, którzy chcieli, by tytułować ich królami, albo jarlowie – powiernicy władców oraz wodzowie. Warto dodać, że częścią tego społeczeństwa byli również wolni kmiecie zajmujący się rolnictwem, rybołówstwem i hodowlą zwierząt oraz, jakże istotni, niewolnicy sprowadzani z najróżniejszych części świata (o ile było to oczywiście opłacalne).
– O tych i innych przedstawicielach skandynawskiej społeczności można wiele się dowiedzieć dzięki zachowanym sagom. To efekt towarzyszącego nam od początku dziejów ludzkości dążenia do utrwalania historii. Zachowują się mity i opowieści o tym, skąd jesteśmy, w co wierzymy, kim byli nasi przodkowie – mówi prof. Jakub Morawiec.
Nie bez znaczenia dla tworzenia tych treści była rozszerzająca swój zasięg wiara chrześcijańska. Wraz z nią pojawiała się konieczność nauki łaciny oraz pisania rękopisów. To stało się specjalnością Islandczyków.
– Warto przyjrzeć się tej części świata. Wyspę zamieszkiwała niewielka liczba ludzi, którzy zmagali się nie tylko z biedą, ale też z konsekwencjami dosyć niekorzystnego pod względem geograficznym położenia. Przy sprzyjającej pogodzie dotarcie na Islandię z kontynentu zajmowało dwa tygodnie. Islandczycy byli ponadto uzależnieni głównie od norweskich władców i tamtejszych elit. Nic więc dziwnego, że aby zyskać na znaczeniu, musieli się czymś wyróżnić. Wybrali literaturę – mówi naukowiec.
Ich literackiej aktywności sprzyjały liczne klasztory, w których znajdowały się skryptoria. To właśnie w nich powstawały wyjątkowe księgi.
– Termin saga oznacza po prostu historię. Dzieła miały służyć przede wszystkim utrwalaniu tego, co się kiedyś wydarzyło. Ważna była też przyjemność z lektury. Nic więc dziwnego, że aby zaspokoić potrzeby czytelników, autorzy sięgali często do sprawdzonych już wcześniej motywów i wątków – przyznaje historyk.
Trzy sagi islandzkie, które już wkrótce ukażą się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Śląskiego, stanowią doskonałą okazję do zanurzenia się w świat wikingów.
– Sagę o Jomswikingach przygotowywałem dla polskich odbiorców z dr Martą Rey-Radlińską. Nad Sagą o potomkach Knuta pracowałem wspólnie z dr. Grzegorzem Bartusikiem oraz dr. Remigiuszem Gogoszem. Natomiast tłumaczeniem Sagi o Yngvarze Podróżniku zajmowałem się razem z Annett Krakow – mówi naukowiec.
Wspólnym mianownikiem tych dzieł jest Morze Bałtyckie. Najkrótsze z nich, Saga o Yngwvarze, zaczyna się na terenie Szwecji. Tytułowy bohater, a następnie jego syn, przemieszczają się daleko na wschód w rejony, choć mniej znane, to wciąż bardzo intrygujące. W kolejnych opowieściach poznajemy nowych niezwykłych ludzi, ale też nietuzinkowe postaci, nie zawsze ze świata realnego, czy wreszcie przerażające potwory.
Saga o potomkach Knuta to dla odmiany klasyczna opowieść królewska. Jej bohaterami są władcy Danii. Historia ta zaczyna się w X wieku i obejmuje 300 lat. Dotyczy przede wszystkim wydarzeń politycznych i dziedziczenia tronu. Sporo miejsca poświęca się tu konfrontacji duńskich władców ze słowiańskimi poganami, których ci pierwsi skutecznie sobie podporządkowali. Symbolicznym momentem kończącym opowieść jest hołd księcia zachodniopomorskiego Bogusława, zwanego Burisleifem, złożony królowi Danii.
Z kolei Saga o Jomswikingach zawiera wiele elementów charakterystycznych dla różnych rodzajów sag.
– Choć w tym przypadku ponownie bohaterami są władcy Danii, tym razem wypadają fatalnie. Jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć, jak nie powinno się rządzić, zdecydowanie powinien sięgnąć po tę pozycję – mówi prof. Jakub Morawiec.
Historia rozpoczyna się od założenia rodu Jomswikingów. To niezwyciężony oddział zbrojny, który co lato wyruszał na viking, aby zdobyć bogactwa. To dzielna drużyna, ale ciążyło nad nią fatum. Główni bohaterowie dali się bowiem wciągnąć w pułapkę zastawioną na nich przez króla Sveina. Była to zemsta za upokorzenie, którego od nich doświadczył. Dość powiedzieć, że ważną rolę odegrała tam piękna i mądra Astryda – córka wspomnianego już wcześniej władcy Słowian, Burisleifa.
– Jest w tej sadze wiele fragmentów komicznych, które pozwalają traktować ją jako paszkwil. Honor mężczyzny, przysięga, władza, rola kobiety, mądrość, poświęcenie dla, wydawałoby się, kluczowych spraw – to wszystko, co autorzy biorą na warsztat – podkreśla historyk. – Nie będę jednak zdradzał wszystkich szczegółów opowieści. Dodam jedynie, że ogromną zaletą wszystkich trzech dzieł jest niezwykle barwny styl, który, mam nadzieję, udało się nam, tłumaczom, oddać w języku polskim. Tym bardziej zachęcam wszystkich do lektury – podsumowuje prof. Jakub Morawiec.
Publikacja średniowiecznych sag została objęta patronatami Ambasady Islandii w Warszawie oraz Centrum Słowian i Wikingów Wolin-Jonsborg-Vineta.