Przeczytajmy tę książkę

Przyszła na świat 5 marca 1871 w Zamościu, a potem przez 17 lat mieszkała w Warszawie. Zanim zaczęła porywać tłumy swoimi wystąpieniami, kształciła się w Zurychu, bo tam znajdowała się najbliższa uczelnia, w której mogły studiować kobiety chcące uwolnić się od – jak ujęła to Eliza Orzeszkowa – „klątwy wiecznego niemowlęctwa i anielstwa” (angielski poeta Coventry Patmore niejako skodyfikował taką wizję kobiety w poemacie The Angel in the House wydanym w 1862 roku). Później, wspierając kobiety w ich walce o prawa wyborcze, zaznaczy, że chodzi jej głównie o przedstawicielki klasy robotniczej, bowiem polityczna gra toczy się o głosy kobiet tej właśnie klasy społecznej, a „nie kobiet w ogóle” (s. 351), a poza tym „walka o polityczne równouprawnienie kobiet jest tylko częścią ogólnej emancypacji proletariatu” (s. 353). Ale to później, a na razie, kiedy po raz pierwszy wystąpi publicznie na zjeździe II Międzynarodówki w Zurychu w 1893 roku, 407 delegatów zwróci uwagę na tę skromnej postury kobietę, która – żywo gestykulując – będzie dowodzić konieczności światowej rewolucji proletariatu. Ale już wkrótce na scenie politycznej „będzie budzić strach, bo mistrzowsko posługiwała się słowem” (dodajmy: w kilku językach). Niektóre reakcje słuchaczy godne są przytoczenia: „Mężczyźni bledli, ich serca drżały jak liście osiki, kiedy ona wściekle uderzała delikatnymi rączkami w pulpit, uwalniając z męskich piersi jęk grozy” (s. 178). Ona. Róża Luxemburg: „Kobieta. Z niepełnosprawnością. Zaledwie trzydziestopięcioletnia. Wszechstronnie wykształcona. Żydówka” (s. 178). Ci, którzy słuchali jej wykładów (uczyła bowiem w szkole dla działaczy SPD) odnotowują, iż „mówiła obrazowo, jasno, przechodząc swobodnie od faktów, danych i szczegółów do zależności i syntez. Relacje władzy obrazowała na przykładach z Szekspira, postawy mieszczaństwa – przywołując bohaterów Balzaca” (s. 333) (Marks także nie stronił od odniesień do literatury). Jest uczoną: wydana w 1913 roku Akumulacja kapitału. Przyczynek do ekonomicznego wyjaśnienia imperializmu wychodzi poza ograniczenia Marksowskiego Kapitału i odbije się szerokim echem w całej Europie.

Czytają ją do dzisiaj ekonomiści i filozofowie szukający odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie spełniły się przepowiednie Marksa o nieuchronnym upadku kapitalizmu, ale dla nas dzisiaj najżywsze pozostaje wezwanie do społecznej aktywności jako formy nowoczesnego obywatelstwa. W opublikowanej w 1905 roku broszurze pisała: „Musimy już dziś żyć pełnią obywatelskiego życia: […] brać czynny udział w życiu publicznym swojej gminy, miasta, państwa […]; nam żyć należy jak ludziom, jak obywatelom” (s. 259). Wielokrotnie więziona i internowana dawała przykład osobistej odwagi, ale także rozczarowania partyjnymi utarczkami i frakcyjnymi walkami. Przekonana o konieczności wprowadzania zmiany politycznego systemu „oddolnie”, niestrudzenie polemizowała z Leninem, nie godząc się z jego koncepcją rewolucji zaprogramowanej „odgórnie” i centralnie prowadzonej.

Niestrudzona publicystka i korespondentka (jej listy zebrane to sześć opasłych tomów), niekiedy pisząca dwa razy dziennie do tej samej osoby, jakby chcąc dać wyraz temu, że życie to intensywna percepcja i nic nie powinno ujść uwadze tego, kto traktuje je z należytą powagą. Zapewne dlatego zacznie malować, jakby przeciwko sobie i swojej misji, którą jest polityka. „Żaden pies nie potrzebuje moich żałosnych obrazów, ludzie potrzebują moich artykułów” (s. 313), napisze z goryczą. Nie żywi złudzeń co do polityki. W liście do Leona Jogichesa radzi: „Partyjna walka nie jest dla człowieka o Twojej naturze. To życie wymaga stłumienia wszystkiego, co jest w człowieku szlachetne i delikatne” (s. 321).

Od 1913 roku prowadzi zielnik – zostawiła po sobie kilkanaście zeszytów. Można spytać, czy poszukiwanie uniwersalnego i ontologicznie „demokratycznego”, bo wspólnego wszystkim istotom, bycia nie było remedium na z zasady rozbitą na różniące się od siebie ugrupowania działalność polityczną. W więziennym liście z Wrocławia do Soni Liebknecht czytamy: „W duszy czuję się na takim skrawku ogrodu jak tutaj albo w polu o wiele bardziej swojsko niż na zjeździe partii. […] mimo to umrę prawdopodobnie na posterunku: w więzieniu albo w ulicznej walce. Ale moje najgłębsze ja należy bardziej do moich sikorek niż do moich »towarzyszy«” (s. 354).

Wiedziała, że rewolucja zjada własne dzieci. Kiedy podczas buntu Spartakusa w styczniu 1919 roku armia poparła nowy rząd kanclerza Eberta w zamian na pozwolenie na krwawe stłumienie rewolucji, Karl Liebknecht i Róża Luksemburg zostali aresztowani. Jemu strzelono w plecy, ją najprawdopodobniej zabito uderzeniami kolb karabinów; ciało wrzucono do kanału. Na nagrobku, którego się nie doczekała, Róża kazała napisać tylko dwa słowa: „cwi-cwi”. To nawoływanie sikorek.

Weronika Kostyrko, Róża Luksemburg. Domem moim jest cały świat, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2025, 588 ss.

PS W marcu 2018 ówczesny wojewoda lubelski Przemysław Czarnek nakazał skuć pamiątkową tablicę z domu, w którym w Zamościu urodziła się Luksemburg. Niebawem został Ministrem Edukacji i Nauki.