Na ostatnich stronach książki Europa. Rozprawa historyka z historią prof. Norman Davies analizuje sposób, w jaki gazety w różnych krajach europejskich informują o pogodzie. „Mieszkańcy Warszawy nie wiedzą, jaka jest temperatura w Moskwie” – konkluduje. Autor tej publikacji był gościem specjalnym Międzyuczelnianej Inauguracji Roku Akademickiego 2024/2025 w Europejskim Mieście Nauki Katowice 2024. W trakcie uroczystości wygłosił wykład pt. Wiedza i niewiedza: czy Zachód rozumie wszystko? Przy okazji podzielił się z „Gazetą Uniwersytecką UŚ” swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi m.in. Polski, Rosji, Europy i roli historyka.
Dziś mapy pogodowe można śledzić dzięki kilku kliknięciom w Internecie. Czy w ciągu niemal trzech dekad, które upłynęły od chwili publikacji Europy, wiele się zmieniło? Czy Europejczycy bardziej interesują się sobą nawzajem teraz, gdy jest to znacznie łatwiejsze?
– Kilka tygodni temu oglądałem prognozę pogody w BBC – odpowiada historyk. – Pokazują tam tylko pogodę w Wielkiej Brytanii i części Irlandii, jak gdyby niczego poza tym nie było. Mieszkając w Manchesterze, człowiek powinien wiedzieć, co się dzieje w Irlandii, bo jeżeli wczoraj padał tam deszcz, to dziś może przyjść do nas. Polacy z kolei powinni wiedzieć, jaka jest pogoda w Niemczech, bo jeśli dzisiaj słońce świeci w Berlinie, jutro będzie cieplej w Warszawie. Ludzie jednak rzadko myślą w ten sposób: tkwią w swoich bańkach.
Śledzenie prognozy pogody wydaje się być czynnością łatwiejszą niż przewidywanie przyszłości. Jest pewnym paradoksem, że choć główną rolą historyków jest tłumaczenie „jak było naprawdę”, często wymaga się od nich, aby mówili „co będzie”. Pytamy prof. N. Daviesa, dlaczego tak się dzieje.
– Futurologia nie jest dla historyka. Prawo niespodzianek zawsze może w nas uderzyć, a w dodatku dziś co chwilę mnożą się kolejne wyzwania, jak groźby związane z klimatem czy rozwój sztucznej inteligencji. Kiedy na konferencji dostaję pytanie o przyszłość, odpowiadam, że nie jestem astrologiem, albo sugeruję wizytę u wróżki – uśmiecha się autor Bożego igrzyska. – Historia jest o ciągłych zmianach i ruchu. Ludzie są przekonani, że historyk rozumie, jak rzeczy postępują. I że znając poprzednie ruchy, może domyślić się, jakie będą następne. Owszem, wiedza o przeszłości pomaga nam konstruować możliwości na przyszłość, jednak są to właśnie tylko możliwości.
Mimo wszystko pytamy profesora: jakie scenariusze są najbardziej prawdopodobne, jeżeli chodzi o sytuację za wschodnią granicą Polski? Co może spotkać Ukrainę i jaka będzie przyszłość Rosji?
– Rosja stwarza wokół siebie aurę supermocarstwa, którym nie jest – uważa prof. Norman Davies. – Prezydent Putin chciałby, aby jego państwo odzyskało przejęty obecnie przez Chiny status z czasów zimnej wojny, kiedy Związek Radziecki był głównym konkurentem USA. Stąd wziął się desperacki atak na Ukrainę, który miał potrwać kilka dni. Na skutek tej inwazji większość ludzi na świecie zrozumiała, że Rosja nie chce żyć z sąsiadami pokojowo. Możliwe, że Rosję Putina czeka ogromna klęska. Jest jednak również i inna możliwość: porażka Ukrainy i jej rozpad. Wiele czynników mogłoby to spowodować lub przyspieszyć: brak pomocy z Zachodu przez dłuższy czas, rewolucja w Kijowie, zamach stanu. Który z tych scenariuszy się spełni? Prawdopodobnie wydarzy się coś pośrodku, pewien kompromis, z którego każdy będzie niezadowolony, a konflikt w jakiejś formie będzie trwać dalej. Ważna jest też wiedza o szerszym obrazie. Dlatego w trakcie wykładu mówiłem o geopolityce i konflikcie chińsko-rosyjskim. Chiny mają historyczne roszczenia do Dalekiego Wschodu Rosji. Wielka, bogata w zasoby naturalne i słabo zaludniona Syberia leży tuż obok najbardziej przeludnionych terenów na kuli ziemskiej. Gdyby Rosja została zmuszona do obrony Syberii przed Chinami, wówczas zapomniałaby o Ukrainie. I to byłby dla Ukraińców najlepszy scenariusz: Rosja musi zaangażować się gdzieś indziej, a oni mogą zacząć odbudowywać się po wojnie.
Prof. N. Davies podkreśla, że zarówno Rosję, jak i wiele innych państw na zachodnich uczelniach łatwiej jest dostrzec niż Polskę. Zdaniem historyka polskie władze i instytucje zbyt mało uwagi poświęcają upowszechnianiu wiedzy o naszym kraju za granicą. W efekcie na czołowych uniwersytetach jesteśmy niemal nieobecni.
– Najlepiej znam Oxford, uniwersytet znajdujący się na trzecim miejscu w tegorocznych rankingach światowych. 40 koledżów, 1700 profesorów i ani jednej katedry studiów polskich – ubolewa prof. N. Davies. – Pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy oglądałem zachód słońca na Wawelu. Przyszło mi wówczas do głowy, że na wielkim Uniwersytecie Oksfordzkim kompletnie niczego o Polsce się nie dowiedziałem. Koreańczycy czy Ukraińcy mają pod tym względem znacznie większe osiągnięcia niż Polacy. Zwłaszcza ci pierwsi są prawdziwymi mistrzami w dziedzinie promowania swojej kultury. W samej Wielkiej Brytanii obecnie realizowanych jest 27 kursów uniwersyteckich o Korei Południowej, podczas gdy jedyny kurs wiedzy o Polsce prowadzony jest na Uniwersytecie Cambridge. Ukraińcy od ponad 50 lat posiadają Harvard Ukrainian Research Institute. Każdy student Harvardu wie, że istnieje Ukraina, bo codziennie przechodzi obok tego instytutu na kampusie, nawet jeżeli nie ma pojęcia, czym właściwie się zajmuje. Polski w trakcie swoich studiów nie spotka w żadnej formie, bo na Harvardzie nie ma polskiego instytutu ani wydziału. Od czasu do czasu minister Sikorski wygłosi tam wykład o Polsce, ale to wyjątkowe sytuacje; strukturalnie nie ma niczego. Tymczasem kształcenie solidnej grupy obcokrajowców zorientowanych na problematykę polską leży w interesie państwa.
Przeciętny mieszkaniec naszej planety największą wiedzę ma na temat wielkich mocarstw. Na typowym uniwersytecie zachodnim wydział slawistyczny jest zwykle zdominowany przez rusycystykę, natomiast inne języki są reprezentowane bardzo skromnie. Zresztą według prof. N. Daviesa język polski nie może służyć jako podstawowe medium do przekazywania wiedzy na temat naszego kraju, bo jest na to zbyt trudny.
– Moja żona pracowała jako polonistka na francuskiej uczelni. Pewnego razu przyszła do niej studentka z zaświadczeniem od lekarza, że ćwiczenie wymowy liczb po polsku szkodzi jej zdrowiu. Kiedy miała się nauczyć mówić „trzydzieści trzy”, podobno dostała ataku astmy – wspomina z uśmiechem prof. N. Davies. – Opanowanie języka polskiego wymaga czterech–pięciu lat ciężkiej pracy. Dlatego o tym, gdzie leży Warszawa, co to jest rzeka Wisła i kim był Kazimierz Wielki, trzeba nauczać po angielsku lub w języku studentów. W Chinach z niezłym skutkiem uczą się o Polsce po chińsku. To właśnie Chińczycy stanowią obecnie największą na świecie grupę ludzi, którzy wiedzą coś o Polsce.
W trakcie inauguracyjnego wykładu w Katowicach autor Powstania ’44 postawił druzgocącą diagnozę:
– Wiedza mieszkańca Zachodu na temat części Europy, w której znajduje się Polska, nie jest specjalnie większa niż wiedza człowieka paleolitu na ten temat.
Zdecydowanie większe zainteresowanie wzbudza Rosja, kraj spadkobierca Związku Radzieckiego, który według ciągle na zachodzie obowiązującej „alianckiej wersji historii” był członkiem koalicji przeciwko „szatańskiemu wrogowi”, obrońcą wolności. Pół wieku temu niewielu było naukowców, którzy proponowali inną interpretację wydarzeń wojennych i tuż powojennych.
Sprzeciwiałem się poglądowi, że wolność miała tylko jednego wroga – mówi prof. Norman Davies. – Dzika dyktatura Stalina nie mogła przynieść nikomu wolności. Zachodni sowietolodzy chętnie podkreślali utopijne myśli marksizmu, ale rzadko mówili o bezprawiu, okrucieństwach, wyborach bez wyboru, donosach dzieci na rodziców i powszechnej inwigilacji.
Absolwent studiów historycznych w Magdalen College na Uniwersytecie Oksfordzkim po raz pierwszy trafił do kraju nad Wisłą nieco przypadkowo, choć państwami zza żelaznej kurtyny interesował się od dłuższego czasu. W 1962 roku zapisał się na wycieczkę naukową do Moskwy organizowaną przez Uniwersytet Londyński. Jego grupa nie dostała jednak wiz do Związku Radzieckiego i w zamian pojechała do Polski. Cztery lata później historyk przybył do Krakowa w ramach stypendium naukowego. Takie były początki związków prof. N. Daviesa z Polską, której poświęcił znaczną część swojej twórczości pisarskiej.
Debiutował w 1972 roku książką Orzeł biały, czerwona gwiazda. Wojna polsko-bolszewicka 1919–1920. W kolejnych latach pracował nad publikacją poświęconą całości dziejów Polski.
Niezwykłym zrządzeniem losu Boże igrzysko pojawiło się na rynku 14 grudnia 1981 roku, czyli nazajutrz po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce. „Dział marketingu był zachwycony (…). Dzieło wpasowało się w gwałtowną potrzebę informacji o Polsce” – wspomina historyk w książce Norman Davies. Sam o sobie. „Wydaje się oczywiste, że polski narodowy komunizm ma poważne wady” – czytamy w ostatnich zdaniach pierwszego wydania Bożego igrzyska. Z przyczyn cenzuralnych w Polsce pełna wersja tej książki ukazała się dopiero po 1989 roku. Wydany już w XXI stuleciu Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego to historia Wrocławia – miasta, w którym przez stulecia krzyżowały się rozmaite kultury. Książka Powstanie ’44 została opublikowana w 60. rocznicę powstania warszawskiego i przybliżyła zachodnim czytelnikom wystąpienie zbrojne uznawane za jedno z najważniejszych wydarzeń w XX-wiecznej historii Polski. Wreszcie najnowsza Galicja. Historia nie narodowa z 2023 roku opisuje losy krainy położonej „na styku”, w której „na jednej ulicy można było usłyszeć język polski, niemiecki, jidysz i ruski”.
Zainteresowania historyka nigdy nie ograniczały się jednak tylko do dziejów ziem polskich. Cytowana na wstępie Europa. Rozprawa historyka z historią często uznawana jest za opus magnum prof. N. Daviesa. W przebiciu się przez ponad tysiącstronicowy tom pomaga kilkaset rozsianych w nim „kapsułek czasu” – miniartykułów w ramkach, w których autor zatrzymał charakterystyczne dla danej epoki momenty, zjawiska czy ludzi. I tak na przykład tekst MAŁPA podsumowuje teorię Darwina i jej konsekwencje, a SOWKINO opisuje wczesne dzieje kina w służbie radzieckiej propagandy, z arcydziełami Siergieja Eisensteina na czele. Inna publikacja Wyspy. Historia przedstawia historię Wysp Brytyjskich z pozycji nieanglocentrycznej, a więc odmiennej niż zwykle. Podejście to nie będzie nas dziwić, jeżeli uświadomimy sobie, że autor – zgodnie z koncepcją wielu tożsamości – określa siebie jako „Brytyjczyka, Anglo-Walijczyka i Polaka”. Niepełny przegląd dzieł prof. N. Daviesa kończymy na Zaginionych królestwach, czyli podróży po miejscach nieistniejących, takich jak: państwo Wizygotów, Aragonia, Wielkie Księstwo Litewskie czy Związek Radziecki. Podczas wykładu w Katowicach gość specjalny wyraził pesymistyczną opinię: po Brexicie do kategorii zaginionych królestw zbliża się także Wielka Brytania.
Za swoją działalność prof. N. Davies otrzymał wiele laurów, od honorowych obywatelstw największych polskich miast, przez doktoraty honoris causa uniwersytetów, aż po najwyższe polskie i brytyjskie odznaczenia, odpowiednio z Orderem Orła Białego oraz Orderem św. Michała i św. Jerzego na czele. Nie jest jednak tak, że twórczość historyka rodem z Boltonu spotyka się wyłącznie z ciepłym przyjęciem. Prof. Jan Ciechanowski krytykował go za niewiarygodną – jego zdaniem – wizję powstania warszawskiego przedstawioną w publikacji Powstanie ’44. Sam autor z kolei wspomina, że książka Boże igrzysko została potępiona zarówno przez obóz polskich nacjonalistów, jak i przez skrajnie nastawionych Żydów amerykańskich. Warto w tym miejscu przytoczyć słowa autora z przedmowy do pierwszego polskiego wydania Bożego igrzyska: „Każdy przypierany do muru historyk marzy oczywiście o tym, aby ujrzeć samego siebie w roli samotnego strażnika stojącego na murach obronnych cywilizacji, osaczonego przez strzały, które kierują w jego stronę barbarzyńscy krytycy”.
– Nieraz spotykałem ludzi, którzy woleli o Polsce nie słyszeć, z różnych względów. Mieli swoje interesy, do których Polska nie pasowała. Swego czasu chciałem zorganizować serię wykładów o historii Polski na Uniwersytecie Oksfordzkim. Nie chcieli – nawet bez kosztów, nawet kilku godzin jako dodatku do podstawowego programu nauczania. Dlaczego? Nie wiem. Mogę się tylko domyślać, że istnieje dżungla informacji, w której mieszkają różne bestie: bardzo duże jedzą małe, a małe kłócą się między sobą – uważa autor Europy.
Podczas Międzyuczelnianej Inauguracji Roku Akademickiego 2024/2025 prof. Norman Davies poruszył kwestię Konsorcjum Akademickiego – Katowice Miasto Nauki, oczywiście z perspektywy historycznej. Podkreślił, że kiedy odwiedził Katowice po raz pierwszy w 1962 roku, wszystkie uczelnie tworzące konsorcjum już istniały, choć pod innymi nazwami. Następnie sięgnął jeszcze dalej wstecz, do czasów sprzed powstań śląskich.
– Nie jestem w stanie ocenić wpływu, jaki pruskie, a potem niemieckie szkoły wywarły na uczelnie, które funkcjonowały w Katowicach w okresie międzywojennym, ale mimo przeskoku językowego pewna ciągłość musiała być. Szkolnictwo pruskie cieszyło się doskonałą renomą, przede wszystkim w dziedzinie technologii i nauk ścisłych. Do 1920 roku Górny Śląsk był objęty pruskim systemem edukacji, zreformowanym ponad sto lat wcześniej przez Wilhelma von Humboldta – inicjatora Uniwersytetu Berlińskiego.
Skoro już jesteśmy przy stolicy Niemiec: w dniu pisania niniejszego artykułu temperatura w Berlinie wynosi 20°C, o dziesięć stopni więcej niż w Warszawie i o trzynaście więcej niż w Moskwie. Najcieplejszą stolicą w Europie jest dziś Nikozja (27°C), a najzimniej jest w Rejkiawiku (5°C).
W tekście wykorzystano cytaty z książek autorstwa Normana Daviesa: Boże igrzysko, Europa. Rozprawa historyka z historią oraz Norman Davies. Sam o sobie, a także z wykładu pt. Wiedza i niewiedza: czy Zachód rozumie wszystko wygłoszonego przez Normana Daviesa 27 września 2024 roku w Katowicach.