Specjalista w zakresie prawa konstytucyjnego, wytrawny szachista, autor nagradzanych opowiadań, a także miłośnik Trylogii Henryka Sienkiewicza. Dr Mauro Arturo Rivera León pochodzi z Meksyku, od kilku lat związany jest jednak z Polską, gdzie pracuje na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.
Studiowałeś i pracowałeś w kilku krajach.
Wszystko zaczęło się w Meksyku. Pochodzę z miasta Hermosillo w stanie Sonora, blisko granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Tam zrobiłem licencjat, a potem wyjechałem do Madrytu na studia magisterskie. Większość doktoratu zrealizowałem z kolei w Instytucie Maxa Plancka w niemieckim Heidelbergu. Tam poznałem Basię – Polkę, która została później moją żoną. Przez kilka miesięcy przebywaliśmy na stażu naukowym w Brukseli, a potem wyjechaliśmy do Meksyku, gdzie pracowałem na różnych stanowiskach przez siedem lat. Byłem m.in. starszym prawnikiem Sądu Najwyższego w Meksyku. Żona chciała jednak wrócić do Polski. Znalazła informację o konkursie POLS finansowanym z Funduszy Norweskich, w którym wzięliśmy udział; obojgu nam udało się wygrać w tej samej edycji. Wówczas – a był to 2021 rok, jeszcze w trakcie pandemii – przyjechaliśmy do Polski. Już wcześniej kilka razy byłem zaangażowany w projekty związane z Uniwersytetem Śląskim. Poznałem wówczas m.in. prof. dr hab. Annę Łabno i prof. dr hab. Ewę Rott-Pietrzyk, które bardzo mi pomogły w załatwianiu wszelkich formalności. W Meksyku pracowałem na pół etatu na uczelni, miałem tam wykłady, byłem też promotorem kilku prac magisterskich, ale dopiero w Polsce poczułem w pełni, że jestem człowiekiem uniwersytetu. Pierwsze miesiące były dla mnie trudne, czułem się nieco zagubiony. Wkrótce jednak przy wsparciu władz uczelni utworzyłem Szkołę Prawa Hiszpańskiego i Praw Krajów Ameryki Łacińskiej. Zacząłem wówczas zapraszać wykładowców z różnych krajów hiszpańskojęzycznych i powoli się integrować. Istotną rolę odegrał prof. dr hab. Piotr Pinior z Instytutu Nauk Prawnych, który bardzo dobrze mówi po hiszpańsku. Ważnym dla mnie wydarzeniem był pierwszy Turniej Szachowy o Puchar Dziekana WPiA UŚ, który pomogłem zorganizować. Później reprezentowałem także UŚ na Akademickich Mistrzostwach Polski w Szachach. Dostałem wówczas bluzę uniwersytecką i pomału poczułem, że jestem pełnoprawnym członkiem społeczności akademickiej UŚ.
Zajmujesz się prawem konstytucyjnym i jego wpływem na funkcjonowanie sądów.
Prowadzę badania nad wpływem wymogów procesowych na sądy konstytucyjne. Zajmuję się m.in. tym, kto posiada legitymację czynną i bierną czy jaką większością się głosuje. Na pierwszy rzut oka kwestie te mogą wydawać się mało istotne, w rzeczywistości jednak mają spory wpływ na sposób, w jaki sądy decydują o danej sprawie. W ramach doktoratu porównywałem, jak wyglądają rozwiązania w tym zakresie w różnych krajach. Badałem m.in., kto ma dostęp do Trybunału Konstytucyjnego w Polsce – czy są to członkowie parlamentu, Krajowa Rada Sądownictwa czy też podmioty polityczne. W innym, ukończonym już projekcie zajmowałem się zasadami głosowania w sądach.
Niedawno zostałem laureatem konkursu OPUS 26 z NCN. Zwycięski projekt nazywa się Constitutional Zugzwang: Towards an amendment theory on constitutional momentum. W jego tytule pojawia się szachowy termin zugzwang, który pochodzi z języka niemieckiego. Znaczy tyle, że gracz jest zmuszony do wykonania ruchu, który powoduje pogorszenie jego pozycji na szachownicy. Skorzystałem z tej metafory, żeby zbadać sytuację w krajach, w których występuje silna dynamika zmian konstytucyjnych. Według mnie w takich przypadkach aktorzy polityczni – prezydenci czy posłowie – wchodzą w pewien rytm zmian w konstytucji. Chociaż generalnie zmiany te pogarszają kondycję ustawy zasadniczej, ich rosnąca dynamika nie może się już przerwać sama. Taką sytuację nazywam zugzwangiem konstytucyjnym. W krajach, takich jak Meksyk, Brazylia czy Indie, zmiany wprowadzane są tak często, że nie mają żadnego wpływu na to, jak funkcjonuje władza sądownicza czy wykonawcza, ponieważ instytucje nie mają czasu, żeby dostosować się do nowej sytuacji. Będę korzystać z metodologii ilościowej, żeby porównywać bazy danych zmian konstytucyjnych, a potem sprawdzić, czy np. w latach, w których te zmiany się dokonały, występuje korelacja pomiędzy wskaźnikami politycznymi czy ekonomicznymi. Projekt będzie realizowany z udziałem trzech doktorantów i jednego postdoca przez 4 lata.
W ostatnich dwóch latach masz na koncie publikacje w renomowanych czasopismach. Czy mógłbyś o nich opowiedzieć?
Opublikowałem jeden artykuł w „International Journal of Constitutional Law” (Oxford University Press) – czołowym czasopiśmie na świecie w dziedzinie prawa konstytucyjnego oraz dwa artykuły w czasopismach wydawanych przez Cambridge University Press – „Global Constitutionalism” i „International & Comparative Law Quarterly”. To są moje czołowe publikacje, z których czuję się naprawdę bardzo dumny. Jest jeszcze „Supermajorities in Constitutional Courts”, czyli wydana niedawno w Routledge monografia, przy pracy nad którą dostałem wielkie wsparcie ze strony mojego wydziału, szczególnie w zakresie korekty językowej.
Jesteś native speakerem języka hiszpańskiego, świetnie radzisz sobie z angielskim i polskim, a jak to wygląda w przypadku języka niemieckiego? Pytam nie bez powodu: zdaje się, że wkrótce wracasz do Heidelbergu?
Wyjeżdżam do Heidelbergu na dwumiesięczny staż badawczy w ramach programu „Mobilność | Nauka” od sierpnia do września. Będę się tam zajmował skutkami zasad głosowania w sądach konstytucyjnych. Chcę opracować małą bazę danych, a następnie sprawdzić, czy istnieje korelacja między tym, jaka silna jest większość wymagana od sądów i jak często sądy te są w stanie uchylić ustawę. W ciągu ostatnich 2–3 lat zacząłem powoli wprowadzać do mojej pracy naukowej elementy metodologii ilościowej. Staram się bardziej korzystać z matematyki, statystyki czy metodologii etnograficznej, wprowadzać semistrukturalne wywiady i inne metodologie, których zwykle nie stosuje się w prawie, są natomiast bardzo popularne w Stanach Zjednoczonych. Próbuję wykorzystywać je do badania sądów z innej perspektywy, a jednocześnie uczyć się nowych narzędzi.
Wracając do kwestii językowych: kilka lat temu tłumaczyłem nawet artykuły naukowe z niemieckiego na hiszpański (tłumaczyłem też z włoskiego, angielskiego i polskiego). Obecnie mówię jednak chyba lepiej po polsku niż po niemiecku. Być może nadal czytam lepiej po niemiecku, ale nie jestem w stanie rozmawiać w tym języku. Ilekroć próbuję, zaczynam – o dziwo – mówić po polsku. Dlatego wyjazd do Heidelbergu będzie dla mnie niemałym wyzwaniem również i z tej perspektywy.
Wiemy już, że wykorzystujesz swoje umiejętności szachowe w pracy naukowej. Czy oprócz terminu zugzwang wyniosłeś z „królewskiej gry” jeszcze coś, co przydaje Ci się pracy naukowej?
Być może cierpliwość. Poza tym, jak powszechnie wiadomo, w różnych dziedzinach życia najlepiej idzie nam wtedy, kiedy robimy rzeczy po swojemu. Kiedy gra się w szachy na poważnie, ma się pewien styl. W trakcie swojego życia rozegrałem około tysiąca partii. Oczywiście nie mogę wszystkich dokładnie pamiętać, ale jeżeli zobaczę całą partię, to jestem w stanie powiedzieć, czy była to partia, którą to ja rozegrałem, bo mam swój styl, podobnie jak inni gracze. Jedni grają bardzo agresywnie, inni zaś reagują na ruchy przeciwnika. Kiedy zaczynałem przygodę z szachami, starałem się być agresywny, bo to jest spektakularne. W ten sposób przegrałem jednak wiele partii, bo ten styl do mnie nie pasuje. Wolę, kiedy to ktoś atakuje mnie – im mocniej, tym lepiej. I tego właśnie nauczyłem się dzięki szachom, że tak samo trzeba postępować, kiedy na przykład pisze się artykuł naukowy: pisać w stylu, który mi pasuje. Czasami też skorzystam z szachowej metafory, aby wprowadzić do artykułu naukowego trochę mojej osobowości. Kiedy jest się sobą, rzeczy naprawdę idą lepiej.
Jak przebiegała Twoja kariera szachowa?
To smutna historia. Zacząłem grać w szachy, kiedy miałem 15 lat. To trochę tak, jakby zacząć grać w piłkę nożną w wieku 25 albo 30 lat; byłem niemal emerytem. Kiedy miałem 19 lat, zostałem najlepszym graczem w całym stanie Sonora, to potoczyło się bardzo szybko. Pojawiłem się znikąd, trochę zresztą trwało, zanim zaakceptowano mnie w gronie najlepszych graczy. Kontynuowałem grę na poziomie zawodowym bodaj przez dwa lata. Później zacząłem studiować prawo. Kiedy wyjechałem na studia do Hiszpanii, przez pewien czas starałem się pogodzić magisterium, a potem doktorat z szachami, ale było to bardzo trudne i męczące. W końcu uznałem, że nie dam rady, i przestałem grać zawodowo. Dziś siadam do szachownicy tylko od czasu do czasu.
Swój być może najważniejszy tytuł mistrza stanu zdobyłem w pewnym sensie przez przypadek. Pojechałem obejrzeć turniej jako widz, ale zabrakło jednego szachisty i mój trener zasugerował, że mógłbym go zastąpić. Zgodzili się, a ja wygrałem cały turniej, co było dla mnie sporym szokiem. Niemałą rolę w tym zwycięstwie odegrał trener, który cały czas powtarzał mi, że jestem mistrzem. To wówczas zacząłem grać powyżej swoich ówczesnych możliwości, a potem nigdy nie wróciłem już do poprzedniego poziomu. Mój trener był bardzo dobrym motywatorem.
Karierę szachową musiałeś przerwać, znajdujesz natomiast czas na tworzenie literatury. Jesteś m.in. autorem zbioru De Silesia a Varmia z opowieściami z różnych miast w Polsce. Za książkę Historia en dos espejos otrzymałeś z kolei nagrodę w Meksyku. Skąd wzięła się u Ciebie pasja do literatury?
Zacząłem pisać w wieku sześciu lat. Kiedy miałem osiem lat, opublikowałem pierwsze wiersze w różnych czasopismach. Jako dziecko uwielbiałem czytać; w trakcie wakacji spędzałem długie godziny w bibliotece nieopodal uniwersytetu, na którym pracowali moi rodzice. Jako nastolatek wygrałem kilka konkursów literackich. Chciałem studiować literaturę, a nie prawo. Myślałem, że będę pisarzem, jak mój bohater, Gabriel García Márquez. Ojciec mówił mi jednak, że to ryzykowne, że trudno zdobyć pracę, że książki nie sprzedają się łatwo. Zaaranżował spotkanie z jednym ze swoich kolegów, który był znanym w Meksyku pisarzem i pokazał mu próbki moich utworów. Ten je przeczytał i powiedział mi, że nie potrzebuję studiować literatury, żeby być pisarzem. Mogę iść na inne studia, a potem wrócić do pisania. Poszedłem więc na studia prawnicze i zakochałem się w prawie, a literaturę odłożyłem wtedy trochę na bok. Nigdy jednak nie przestałem tworzyć, od czasu do czasu coś pisałem, wygrałem nawet kilka konkursów. Moją specjalnością są krótkie opowiadania, od 5 do 10 stron. Kiedy zostałem prawnikiem, uświadomiłem sobie, że w ciągu ostatnich lat napisałem 8–9 opowiadań generalnie związanych z Polską. Doszedłem do wniosku, że chcę je opublikować. Początkowy zamysł był taki, żeby wydać to tylko prywatnie, dla siebie i mojej rodziny, ale moja żona Basia namówiła mnie, żebym spróbował wysłać opowiadania do kilku wydawnictw i w końcu się udało: jedno z nich je opublikowało. W tej książce wszystko toczy się wokół metaliteratury, opowiadania rozgrywają się na różnych poziomach. Bohaterem jednego z nich jest osoba hiszpańskojęzyczna. Poznaje kobietę, która mówi po polsku, i zapomina język hiszpański. Zaczyna mówić po polsku, a wszyscy dookoła myślą, że jest Polakiem. Pozostałe opowiadania zostały napisane w taki sposób, jakby to żona głównego bohatera pierwszego opowiadania tłumaczyła je z polskiego na hiszpański. Książka była prezentowana na wielu targach międzynarodowych (m.in. w Londynie i Frankfurcie), można ją kupić w Internecie. Z kolei dwa lata temu zdobyłem nagrodę ESAC National Short Novel Prize za krótką powieść. Miałem ją napisaną od dawna, ale nie byłem z niej zadowolony, dopiero w Polsce wróciłem do pierwotnego pomysłu. Poświęciłem dwa miesiące na korektę tekstu, pracując z kilkoma pisarzami, którzy pomogli mi ulepszyć tekst przede wszystkim pod kątem motywacji głównej postaci. W trakcie prezentacji tej książki żartowałem, że na początku opowieść była bardzo zła, a teraz jest tylko zła. Książka opowiada o pisarzu, który stara się napisać swoje opus magnum i spotyka innego pisarza. Ten pierwszy mówi drugiemu, jaki ma pomysł, a ten drugi o tym pisze, jakby tworząc powieść tego pierwszego. Pod koniec utworu pierwszy pisarz pisze o tym, jak ten drugi ukradł mu powieść. Jeden rozdział jest np. recenzją pierwszej powieści, opublikowaną w czasopiśmie. Bardzo lubię takie gry literackie, kiedy nigdy nie wiesz, co dokładnie czytasz, trochę jak w utworach Cortazara czy Borgesa, których uwielbiam.
Czytasz literaturę polską?
Przeczytałem np. Króla i Pokorę Szczepana Twardocha, także kilka kryminałów, bo są pisane łatwiejszym językiem. Reguły języka polskiego są dla mnie naprawdę trudne. Kiedy studiowałem w Heidelbergu, czytałem po niemiecku Trylogię Henryka Sienkiewicza. Mam z nią pewien problem: do tej pory szokuje mnie, że Kmicic pali całą wieś, ale potem nawraca się i wszystko zostaje mu zapomniane, walczy za Rzeczpospolitą i zostaje dosyć łatwo zaakceptowany. Skrzetuski jest dla mnie z kolei bohaterem zbyt idealnym, niemal jak Bóg, zawsze postępuje słusznie. Bardzo natomiast lubię Jurko Bohuna, kozaka i dowódcę rebelii na Ukrainie. Kocha Helenę, ale równocześnie czasami chciałby pozwolić jej być wolną, bo wie, że ona go nie kocha. Jest prawdziwym człowiekiem, postacią z krwi i kości. Lubię książki Sienkiewicza i filmy nakręcone na ich podstawie, oglądałem je ze sto razy. Przede wszystkim Ogniem i mieczem i Potop, który kilka lat temu został odrestaurowany przy użyciu nowej technologii i bardzo fajnie się go ogląda.
Bardzo dziękuję za rozmowę.