Jeszcze inaczej moglibyśmy powiedzieć, że humanistyka odczytuje to, co na naszej skórze i na powierzchni świata zapisane zostało tym swoistym alfabetem Braille’a, jakim jest blizna. Nic dziwnego, że książka dotyczy Oświecenia: epoki rozdartej wewnętrznymi sprzecznościami, rozcinającymi jej pozornie spójną tkankę. Optymizm właściwy na przykład Condorcetowi natykał się na głębokie rozterki metafizyczne. W rozmowie z Bronisławem Baczką znajdziemy znamienny passus dotyczący Woltera, który „nieustannie zmagał się z pytaniem, jaki ma sens cierpienie, jego własne, cudze, nasze, a jeśli cierpienie i zło nie mają sensu, to jak żyć w świecie bez sensu” (s. 412).
W ten sposób przypominamy sobie o podatności wszystkiego- co-żyje na zranienie, a w związku z tym i o tym, że naszym zadaniem jest kształtowanie wrażliwości, by nieustannie sobie ową podatność uświadamiać. Dobrze wiedział o tym Franz Kafka, gdy w Lekarzu wiejskim pisał, że rana jest naszym wyposażeniem na życie. Rana przypomina, że humanistyczna refleksja to rozmowa ze zmarłymi, bez której sens naszej teraźniejszości pozostanie ułomny, a nasze życie będzie groźnie zranione. Wiedział to Odyseusz, kiedy na polecenie Kalypso udał się do Erebu; przypomniała o tym Maria Janion, pisząc, że do Europy, owszem, ale z naszymi umarłymi.
Czym więc jest książka p. Jana Zielińskiego? Rzekłbym, że kolekcją subtelnie rzeźbionych filigranów albo sceną, na której zgromadził on sporządzone przez siebie grupy porcelanowych figurek rozprawiających z sobą, szukających się nawzajem, podziwiających swe dokonania… Postaci to wielkie: Wacław Berent, Lawrence Sterne, Adam Mickiewicz, Bruno Schulz, Franciszek Karpiński, Jan Potocki… tu zatrzymuję listę, którą łatwo byłoby ciągnąć dalej. Mówię o „figurkach” nie po to, by umniejszyć znaczenie tych postaci, lecz by wskazać, że Autor patrzy na nie z punktu widzenia szczegółu, detalu, fragmentu pisma, nadpalonej strony książki, przypisu (czasem najdosłowniej, gdy sięgnąć do jednego z końcowych rozdziałów poświęconego Konstancji Benisławskiej). Badamy więc pojazdy, jakimi podróżowali XVIII-wieczni turyści (świetne studium o „szarabanach i dezobliżantkach”), zwiedzamy kaplicę w Splügen i czytamy słynny wiersz Mickiewicza, patrząc na zaszkloną stronę nadpaloną pożarem, który strawił budowlę w 2008 roku, powodując dwie śmiertelne ofiary, młode kobiety, a naruszona ogniem strona pochodziła, być może, z książki, którą czytała jedna z nich przed zaśnięciem. Takie delikatne, pajęcze nici prowadzą nas dalej w stronę ludzkich tragedii (jak w przypadku Splügen), powinowactw lekturowych (jak te między Schulzem a Kleistem, w których to powinowactwach niemałą rolę odegrała elektryczność) i osobistych (jak wizyta młodego Ludwiga Wittgensteina w Krakowie, w domu „starego, samotnego logika” Michała Dziewickiego przy ulicy Szczepańskiej 11, gdzie wysłał go sam Bertrand Russell, a wszystko to za sprawą piętnastowiecznej pieśni Jędrzeja Gałki z Dobczyna o angielskim reformatorze religijnym Janie Wiklefie).
Czyta Jan Zieliński teksty dzisiaj zapomniane (np. poemat Pułtawa Nikodema Muśnickiego wydany w Połocku w roku 1803), szuka w nich wydarzeń historycznych, ale także zagubionych przedmiotów (pochwy carskiej szabli), którą literacko rekonstruuje, pozwala zobaczyć, jak w drobnych przedmiotach przegląda się wielka historia. Książka to wysmakowana, wypieszczona przez Autora, dopracowana z pietyzmem i szacunkiem dla osób, przedmiotów i tekstów, tak bardzo podatnych na zranienie, którymi Jan Zieliński opiekuńczo się zajmuje, o które się ujmująco troszczy.
Jan Zieliński, Magiczne Oświecenie. Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Warszawa 2022, ss. 482.