Przeczytajmy tę książkę

Wiele o tej książce mówi zaczerpnięty z niej wyimek: „Świat jest archiwum, które przechowuje teksty, będące świadectwem przeszłości. Czas i ludzie sprawiają, że z wykutych w kamieniu bądź zapisanych na papierze (…) pozostają ucinki, strzępki, osmalone kawałki. To, co z początku mogło być bolesną raną, dojmującą stratą, w archiwum zabliźnia się, zamyka. Naszym zadaniem, zadaniem historyków literatury i historyków kultury, jest dotykanie tych blizn. Nie po to, by rany ponownie rozdrapywać, tylko żeby pod tym, co odcięte, co amputowane, znów ujrzeć cały napis, kompletny arkusz. Na ile to możliwe” (s. 65). Ten piękny fragment, „ucinek”, dotyczy tego, czym jest humanistyka: jest mianowicie „dotykaniem blizn”. Blizna nie tylko zasklepia ranę, ale na swój sposób przypomina o tym, o czym chcielibyśmy zapomnieć – o cierpieniu, o doznanej szkodzie, własnej niedoskonałości, o naruszonej integralności ciała sygnalizowanej przecięciem skóry.

Jeszcze inaczej moglibyśmy powiedzieć, że humanistyka odczytuje to, co na naszej skórze i na powierzchni świata zapisane zostało tym swoistym alfabetem Braille’a, jakim jest blizna. Nic dziwnego, że książka dotyczy Oświecenia: epoki rozdartej wewnętrznymi sprzecznościami, rozcinającymi jej pozornie spójną tkankę. Optymizm właściwy na przykład Condorcetowi natykał się na głębokie rozterki metafizyczne. W rozmowie z Bronisławem Baczką znajdziemy znamienny passus dotyczący Woltera, który „nieustannie zmagał się z pytaniem, jaki ma sens cierpienie, jego własne, cudze, nasze, a jeśli cierpienie i zło nie mają sensu, to jak żyć w świecie bez sensu” (s. 412).

W ten sposób przypominamy sobie o podatności wszystkiego- co-żyje na zranienie, a w związku z tym i o tym, że naszym zadaniem jest kształtowanie wrażliwości, by nieustannie sobie ową podatność uświadamiać. Dobrze wiedział o tym Franz Kafka, gdy w Lekarzu wiejskim pisał, że rana jest naszym wyposażeniem na życie. Rana przypomina, że humanistyczna refleksja to rozmowa ze zmarłymi, bez której sens naszej teraźniejszości pozostanie ułomny, a nasze życie będzie groźnie zranione. Wiedział to Odyseusz, kiedy na polecenie Kalypso udał się do Erebu; przypomniała o tym Maria Janion, pisząc, że do Europy, owszem, ale z naszymi umarłymi.

Czym więc jest książka p. Jana Zielińskiego? Rzekłbym, że kolekcją subtelnie rzeźbionych filigranów albo sceną, na której zgromadził on sporządzone przez siebie grupy porcelanowych figurek rozprawiających z sobą, szukających się nawzajem, podziwiających swe dokonania… Postaci to wielkie: Wacław Berent, Lawrence Sterne, Adam Mickiewicz, Bruno Schulz, Franciszek Karpiński, Jan Potocki… tu zatrzymuję listę, którą łatwo byłoby ciągnąć dalej. Mówię o „figurkach” nie po to, by umniejszyć znaczenie tych postaci, lecz by wskazać, że Autor patrzy na nie z punktu widzenia szczegółu, detalu, fragmentu pisma, nadpalonej strony książki, przypisu (czasem najdosłowniej, gdy sięgnąć do jednego z końcowych rozdziałów poświęconego Konstancji Benisławskiej). Badamy więc pojazdy, jakimi podróżowali XVIII-wieczni turyści (świetne studium o „szarabanach i dezobliżantkach”), zwiedzamy kaplicę w Splügen i czytamy słynny wiersz Mickiewicza, patrząc na zaszkloną stronę nadpaloną pożarem, który strawił budowlę w 2008 roku, powodując dwie śmiertelne ofiary, młode kobiety, a naruszona ogniem strona pochodziła, być może, z książki, którą czytała jedna z nich przed zaśnięciem. Takie delikatne, pajęcze nici prowadzą nas dalej w stronę ludzkich tragedii (jak w przypadku Splügen), powinowactw lekturowych (jak te między Schulzem a Kleistem, w których to powinowactwach niemałą rolę odegrała elektryczność) i osobistych (jak wizyta młodego Ludwiga Wittgensteina w Krakowie, w domu „starego, samotnego logika” Michała Dziewickiego przy ulicy Szczepańskiej 11, gdzie wysłał go sam Bertrand Russell, a wszystko to za sprawą piętnastowiecznej pieśni Jędrzeja Gałki z Dobczyna o angielskim reformatorze religijnym Janie Wiklefie).

Czyta Jan Zieliński teksty dzisiaj zapomniane (np. poemat Pułtawa Nikodema Muśnickiego wydany w Połocku w roku 1803), szuka w nich wydarzeń historycznych, ale także zagubionych przedmiotów (pochwy carskiej szabli), którą literacko rekonstruuje, pozwala zobaczyć, jak w drobnych przedmiotach przegląda się wielka historia. Książka to wysmakowana, wypieszczona przez Autora, dopracowana z pietyzmem i szacunkiem dla osób, przedmiotów i tekstów, tak bardzo podatnych na zranienie, którymi Jan Zieliński opiekuńczo się zajmuje, o które się ujmująco troszczy.

Jan Zieliński, Magiczne Oświecenie. Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Warszawa 2022, ss. 482.