Michał Jędryka jest pisarzem, menadżerem, scenografem i malarzem. W swojej twórczości skupia się na Śląsku. To właśnie jemu, a dokładniej Szopienicom, poświęcił swoją książkę Ołowiane dzieci. Przywrócił zapomnianą historię epidemii ołowicy oraz postać Jolanty Wadowskiej-Król, lekarki bohaterki.
Michał Jędryka rozpoczął edukację najpierw w Katowicach- Szopienicach, a później kontynuował ją na Uniwersytecie Śląskim (studiował filologię polską w Sosnowcu). Polonistyka była dalszym ciągiem tego, co robił wcześniej. Był zaangażowany w działalność młodzieżowego koła naukowego, a jego pisemna matura z języka polskiego, która dotyczyła poezji, została wyróżniona. To dało mu przekonanie, że może się zająć słowem, pisaniem, czytaniem i edukacją.
– Nawet nie zastanawiałem się specjalnie, czy wybrać Uniwersytet Śląski, a bardziej martwiło mnie to, czy zostanę przyjęty. Postawienie na wyższe wykształcenie nie było czymś oczywistym. Szczególnie dla śląskiego chłopa. Mój wybór był postrzegany jako dziwny. Gdy już dostałem się na studia, mój ojciec się zmartwił. Powiedział, że mogłem iść na kopalnię i mieć porządną pracę. Mama jednak uspokoiła go stwierdzeniem, że może kiedyś zostanę dyrektorem szkoły, a to było w kategoriach „porządnego zawodu”.
Michał Jędryka już od pierwszego roku studiów angażował się w prowadzenie offowych zajęć teatralnych. Założył z innymi studentami teatr Cogitatur, w którym zajmował się scenografią. To zajęcie na tyle go pochłonęło, że postanowił przejść na indywidualny tok studiów. Wtedy też prawie został aktorem.
– Zgłosiłem się na warsztaty u Jerzego Grotowskiego, które prowadził jeden z jego głównych współpracowników, czyli Ryszard Cieślak. Moją potencjalną karierę aktorską przekreślił jednak fakt, że miały one się rozpocząć 13 grudnia 1981 roku. Tuż przed graliśmy sztukę Mrożka na uczelni. Witek Izdebski był Gruby, ja byłem Średni, a Maciek Żak, dziś znany reżyser, był Chudy. Wiemy, że Służba Bezpieczeństwa nas nagrywała. Byłoby ciekawie to zobaczyć.
Studia Jędryki kręciły się przede wszystkim wokół teatru alternatywnego, bardziej wizjonerskiego niż fabularnego. Te fascynacje były w większości przyjmowane ze zrozumieniem przez profesorów. Wśród nich byli Ireneusz Opacki, Krzysztof Kłosiński, który był jego promotorem, także Anna Węgrzyniak i Tadeusz Sławek. Byli to ludzie niezwykle otwarci i światli, którzy traktowali studentów jak partnerów w rozmowie.
– Nie powiedzieli nam tego wprost, ale wyczuwaliśmy, że zgadzają się na to, byśmy poświęcali się teatrowi, temu, co nas naprawdę fascynuje. Oczywiście na egzaminach byliśmy i bez problemów uzyskiwaliśmy odpowiednie stopnie. Musieliśmy także utrzymać wysoką średnią, by kontynuować indywidualny tok studiów. Dawaliśmy radę. Dla nas uniwersytet był azylem. Mieliśmy miejsce w klubie studenckim. Doszło też do tego, że wyjechaliśmy z teatrem na tournée w 1986 roku do Anglii.
Jak zaznacza Michał Jędryka, dla niego studia nie były do tego, by wkuwać kolejne reguły, a by poszerzać indywidualne horyzonty i później umieć to wykorzystać w życiu zawodowym. Uniwersytet powinien kształtować postawę na takim samym poziomie jak umiejętności.
Jedyną wtedy specjalizacją na polonistyce była nauczycielska. Pisarz podkreśla, że uczenie jest jednocześnie wielką wartością samą w sobie i czymś bardzo niedowartościowanym. Po studiach przez 7 lat uczył w szkole. Lubił to zajęcie, ale drogi zawodowe powiodły go w stronę marketingu. Dlaczego „dopiero” teraz wydaje książki i wystawia swoje akwarele?
– Na wszystko jest odpowiedni moment – uważa Michał Jędryka.
W jego przypadku był to 2014 rok. Zaczął malować akwarele, a motywem przewodnim był Górny Śląsk. Docierał wtedy do postindustrialnych miejsc, których (jak słusznie przewidywał) za chwilę mogło nie być. Robiąc fotografie i szkice obiektów, spotykał wielu ludzi, m.in. w Szopienicach przy ruinach Huty Metali Niezależnych. Okazjonalne rozmowy zaczęły układać się w opowieść, którą Michał Jędryka w końcu spisał. W 2020 roku pojawiła się pierwsza z trzech zapowiadanych przez pisarza książek, czyli Ołowiane dzieci. Jest ona powrotem do jego dzieciństwa, do motywu wspomnianej huty jako matki żywicielki i matki trucicielki, a także do legendarnej w Szopienicach postaci lekarki Jolanty Wadowskiej-Król, która podjęła się walki o dzieci chorujące na ołowicę. Kolejną książkę ma poświęcić historii swojego dziadka, który był członkiem prawdopodobnie pierwszego jazzbandu w Polsce.