Felieton wojenny

O czym pisać, gdy niewiarygodne stało się rzeczywistością? W chwili, gdy siedzę nad tym felietonem, wojna w Ukrainie trwa już niemal od miesiąca. Codziennie oglądamy przerażające obrazki z dawnych Dzikich Pól, z Zadnieprza, znad Morza Azowskiego, z Kijowa i z tylu miejscowości, o których do niedawna nie czytaliśmy ani nawet nie słyszeliśmy. Codziennie z ekranów wołają do nas poruszające obrazy kobiet i dzieci, wygnanych przez wojnę ze swoich małych ojczyzn i dużej Ojczyzny. Na ulicach można zauważyć grupki złożone z kobiet i małych dzieci, gdy się zbliżymy, usłyszymy obcy, choć znajomo dźwięczący język. Uniwersytet Śląski od pierwszego dnia wojny włączył się w szeroko zakrojoną akcję pomocy, p. Sylwia Ledwoch dwoi się i troi, by zgodnie ze swoją rolą pełnomocniczki Jego Magnificencji ds. pomocy Ukrainie pomagać przybyszom z najbliższego Wschodu. Zorganizowano zrzutkę na rzecz Ukrainy i zebrano już pokaźną część planowanej kwoty. Wyznaję, choć ze mnie stary cynik, że jednak ruch wsparcia i pomocy dla pokrzywdzonych wojną jest potężny. W niepamięć odeszły rozmaite zadrażnienia, które istniały między narodami polskim i ukraińskim, chcę wierzyć, że na zawsze. Ukraińcy zresztą zasłużyli sobie na przyjazne traktowanie swoich bliskich, są bowiem wśród nas od wielu lat i są postrzegani raczej pozytywnie. Język ukraiński często słychać na polskich budowach, w polskich zakładach usługowych, w polskich restauracjach i kawiarniach: wszędzie tam są pracownicy rodem z Ukrainy. Ponieważ dotąd kłopoty, które sprawiali, były raczej drobne, ich pobyt nie budził większych oporów. Więcej – spotykał się raczej z sympatią. Oczywiście, młodzi ludzie po pracy niekiedy lubili sobie pofolgować i sąsiedzi nie byli ich towarzystwem zachwyceni. To też się odmieniło po przyjeździe ich rodzin, wpływających w cudowny sposób na poprawę obyczajów.

Na dłuższą metę, choć oczywiście tego nie życzę nikomu – wszak uchodźcy chcieliby jak najszybciej wrócić do siebie – pobyt gości z Ukrainy w Polsce okaże się korzystny dla nas i naszego kraju. Pomoc przybyszom zmobilizowała mnóstwo Polaków, zwłaszcza młodych, którzy dotąd wyładowywali swe instynkty w jałowych protestach przeciw istniejącej rzeczywistości. Teraz mają realną okazję do wykazania się inicjatywą i praktyczną pomocą innym. Oby na tym skończyła się ich „wojna”, oby nie musieli sięgać do wzorów z lat minionych. Oby już nigdy nie służyli jako kamienie rzucane na szaniec i oby nigdy już ich nie wykorzystywano do osiągnięcia choćby najszczytniejszych celów. W swoim życiu widziałem już kilka takich momentów, w których Polacy się jednoczyli: tak było po śmierci Jana Pawła II i po katastrofie smoleńskiej. W obu przypadkach „zjednoczenie” nie trwało zbyt długo. Obawiam się, że i tym razem po chwili przeminą uniesienia i zaczniemy sobie skakać do gardeł. Może jednak uda się uratować ów szlachetny poryw serca i doświadczenia z wolontariatu będą miały dla młodego pokolenia takie znaczenie, jak dla starszych pokoleń epopeja ,,Solidarności” i odzyskanie niepodległości, dla jeszcze starszych doświadczenie komunizmu, a dla jeszcze starszych – walka z niemieckim okupantem. Nie mnóżmy jednak wielkich słów, może się okazać, że chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle… Niezależnie od korzyści, które mogą płynąć z akcji Putina (a przypomnijmy, że potrafił już zjednoczyć Ukraińców, a także odkryć hipokryzję niektórych Europejczyków), jest to trudne doświadczenie dla wszystkich, którzy może nie pałali miłością do Rosji, ale jeszcze ze szkoły wynieśli szacunek dla kultury rosyjskiej. Na przykład w szkole uczono nas piosenki śpiewanej przez Marka Bernesa pt. Khotyat li russkiye voyny. Ten wiersz Jewtuszenki, z grubsza rzecz biorąc, był antywojennym manifestem. Retorycznie sugerował, by o odpowiedź na to pytanie poprosić żołnierzy, którzy leżą pod brzozami, ich matek oraz żon. Wiersz powstał w 1961 roku. Dziś słyszę, że według badań przeprowadzonych ostatnio siedemdziesiąt procent Rosjan popiera ,,operację specjalną”, a osiemdziesiąt cztery procent ufa armii. No więc, jak to jest z odpowiedzią na pytanie Jewtuszenki?