Na Górnym Śląsku wzrok przyciągają inne ślady ingerencji górnictwa w kształt i kolor okolic przykopalnianych: hałdy (hołdy). Erwin Sówka, wybitny artysta Grupy Janowskiej, tak wyraził paradoks tego obiektu: „no bo wejść na hałdę to tak, jakby być na górze i na dole jednocześnie”. Toksyczna czarna piramida budzi miłość i fascynację. Paweł Wróbel na swoich oszałamiających kolorami obrazach czyni z niej centrum i świadka życia osiedla robotniczego. Na minimalistycznych kolorystycznie fotografiach Arkadiusza Goli (zwłaszcza cykle Hałda, Riwiera, Ludzie z węgla) hałda w swojej naturalnej barwie nadal towarzyszy codzienności mieszkających w jej pobliżu ludzi. W księżycowym krajobrazie ekokatastrofy jest miejsce na zabawy i wypoczynek.
W filmie Interstellar Christophera Nolana (2014) świat umiera w ciszy pod pyłem koloru piaskowego, przykrywającym w mgnieniu oka wszystko, wciskającym się do domów, unoszącym się w powietrzu, duszącym. Bohater mówi: „Kiedyś patrzyliśmy w niebo i zastanawialiśmy się, jakie jest nasze miejsce w kosmosie. Teraz patrzymy pod nogi i zastanawiamy się, czy jest dla nas miejsce wśród piachu”.
Błękitna planeta zmienia się bowiem we wrogą pustynię. Błękitna planeta, tak postrzegana z kosmosu, staje się niebieska także z bliska: zalana po horyzont wodami oceanu. Taka jest wizja przyszłości Kevina Reynoldsa w filmie Wodny świat (1994/1995) – to wizualna symfonia in blue. Stały ląd ginie, kiedy w wyniku globalnego ocieplenia topnieją lodowce. Znika biel wiecznego śniegu i lodu, zieleń i inne kolory roślin, złoto piasków pustyń. Obszary lądowe przechodzą do sfery mitów. Dosłowną realność zyskuje antyczna maksyma przypisywana Pompejuszowi: „Navigare necesse est, vivere non est necesse”. Zanurzenie się w „wielki błękit” dla bohatera filmu Luca Bessona (1988) jest wyborem, pływanie po bezkresnym błękicie globalnego oceanu staje się w obrazie Reynoldsa wymuszoną koniecznością.
Biel panuje w rzeczywistości stworzonej przez Joon-ho Bonga w filmie Snowpiercer: Arka przyszłości (2013). Ziemia po przegranej przez geoinżynierów walce z globalnym ociepleniem pokrywa się wiecznym śniegiem utrwalanym przez nieustający i zabójczy mróz. Świat ludzi kurczy się do rozmiarów przemierzającego bezmierne białe przestrzenie pociągu Snowpiercer, ostatecznego domu dla nielicznych ocalałych. Futurystyczny pojazd, ośnieżone i oszronione perpetuum mobile, mknie niepowstrzymany poprzez wymarły biały, zimny, nieprzyjazny świat: śniegową pustynię kształtowaną przez naturę.
W świecie po katastrofie wykreowanym przez Cormaca McCarthy’ego w powieści Droga (2006) dominuje kolor ognia w różnych fazach – niewiadomego pochodzenia wybuchy będące początkiem końca znanego świata, pożoga, tlące się pożary, iskry sypiące się z płonących lasów, dogasające domy, ogniska ogrzewające ocalałych wędrowców. Są one tym bardziej widoczne, że ognisty spektakl rozgrywa się w burej ciemności nocy i ustawicznego mroku powodowanego przez niebo zasnute szarym dymem z pogorzelisk i chmurami popiołu, gnanymi wiatrem, opadającymi na tułaczy i uciekinierów płatkami śniegu lub kroplami deszczu zmieszanymi z pyłem spalonych miast, lasów… Szarość przybiera różne odcienie: zwęglonych budynków i drzew, ciał ludzkich i zwierzęcych, poszarzałych z przerażenia, głodu, wyczerpania, wycieńczenia, chorób, brudu twarzy ludzi, ich zbielałych warg, spopielonych artefaktów dorobku cywilizacyjnego. Nie dowiadujemy się, co spowodowało tę katastrofę, kataklizm, apokalipsę, co zamieniło znany świat w zgliszcza, pogorzelisko. Wiemy tylko to: „Zegary zatrzymały się o 1.17”. Ten stan niewiedzy pogłębia strach.